Rozdział zawiera sceny +18
Chciałabym żebyś tu był ponad wszystko chciałabym znów być czysta, móc czuć to co kiedyś, uśmiechać się patrząc w Twoje oczy, być dawną Violet, bez nałogów, bez życia na ulicy, być piękną 28letnią kobietą z szczęśliwą rodziną, ale teraz zamiast Ciebie mam moje narkotyki i pewnie za niedługo zdechnę na tej ulicy, ale bynajmniej nie będę pamiętać tego najgorszego okresu w moim życiu.
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to nagiego Paula koło mnie, no tak za coś trzeba mieć na narkotyki, a taki układ nawet mi pasował, przymknęłam oczy znów, bo nie chciałam uciekać jak jakaś niedoszła dziwka, którą zresztą się czułam.
- Violet, budź się - powiedział Paul, otworzyłam więc oczy i spojrzałam na niego.
- Cześć - powiedziałam zaspana, wzięłam co moje i poszłam znów bezczynnie chodzić po ulicach Los Angeles, minął tydzień od kiedy nie jestem u Jareda. Rozładował mi się już telefon, więc nawet nie wiedziałam czy się chcę ze mną skontaktować, ale wątpię żeby to robił. Nagle poczułam mocne szarpnięcie i zimny chodnik na swojej twarzy
- Co kurwa!? - krzyknęłam oburzona
- Nie będziesz spała z moim chłopakiem mała dziwko! - spojrzałam na blondynkę i odepchnęłam ją od twarzy.
- Nie musiał mi się pchać swoim penisem w pochwę, najwidoczniej mu nie wystarczysz - zaśmiałam się, podniosłam z chodnika i poszłam przed siebie. Pewna siebie jak nigdy, zawsze unikałam bójek i problemów, próbowałam trzymać się daleko od problemu, ale najwidoczniej problemy bardzo mnie lubią. W miejscówce, w podziemiach metra ciągle zmieniali się ludzie, ale on został jeden. Mówili na niego Wilk, śmiesznie prawda? Mów do kogoś wilk to tak jak do mnie mówiliby na przykład schabowy, wiem głupi przykład. Był prawdopodobnie od początku tutaj - z nami ćpunkami, spoglądał na mnie zwykle kiedy kładłam się spać, ale ani razu nie podszedł aby porozmawiać, ja postanowiłam się nie odzywać. Dzisiaj nie przyszedł, ja podzieliłam się z poznaną Clarą działką bo dziewczyna ledwo stała na nogach, była na cholernym głodzie i nawet zarobić nie miała jak, bo przecież jak na głodzie ma przyciągnąć klienta, tutaj w Los Angeles prócz pięknych gwiazd, było dno dla takich jak ja, było pełno napalonych fagasów którzy czekali tylko aż jakaś ćpunka mu się odda za jakąś kasę, najczęściej tyle aby wystarczyło na działkę i coś do jedzenia, chociaż tutaj panowało coś w stylu atmosfery rodzinny - każdy pomaga każdemu, to było dobre.
- Już lepiej Clara? - zapytałam i podałam dziewczynie kawałek chleba z pasztetem jakiego resztki mi zostały
- Tak, dzięki za kanapkę - uśmiechnęła się, była na prawdę piękną dziewczyną, miała siedemnaście lat, uciekła z domu dziecka, i znalazła się tutaj z nami. Polubiłam ją od początku, była przesłodka.
- Nie chcesz czasem wrócić, wiesz do normalności? - zapytałam i odpaliłam papierosa od ognia jaki miał Bob.
- Czasami myślę, że tracę najlepsze lata, ale z drugiej strony wolę być z wami na haju niż z tymi ludźmi nawet na haju nie dałabym rady z nimi wytrzymać, z każdej potencjalnej rodzinny zastępczej zostałam wysłana znów do domu dziecka, bo stawiałam problemy, a co się stało z Tobą? - zapytała i spojrzała na mnie
- Magiczna bajka, która jak każda dziejąca się w realnym świecie ma swój bolesny koniec, zakochałam się znów, w facecie który miał oczy koloru nieba, był i nadal jest najwspanialszą osobą na kuli ziemskiej, zaręczyliśmy się, zaszłam w ciąże... - wzięłam bucha - i straciłam dziecko - powiedziałam i podałam jej papierosa - i doszłam do wniosku, że jeżeli mój narzeczony ma teraz sławę, to na cholerę mu chora na schizofrenię dziewczyna, zepsuta do cna, nałogami i wyżarta przez antydepresanty, wpadłam w ciąg, i trwa on do dzisiaj - powiedziałam
- Kim był twój narzeczony? - zapytała, a ja na podałam jej moją empetrójkę, puściłam piosenkę zespołu Jareda, Shannona i Tomo, dziewczyna otworzyła buzie z wrażenia - byłaś z Jaredem Leto?!
- Byłam - powiedziałam i ogarnął mnie smutek, pomimo narkotyków dziura w sercu nie zakleiła się, a mi ciągle go brakuje, tak samo jak naszego dziecka, od niedawna cholernie boli mnie wątroba. Boję, się, że dostanę żółtaczkę, używałam kilka razy czyjegoś sprzętu. Jeszcze jakąś godzinę siedziałam z Clarą i rozmawiałyśmy o wszystkim, potem ja zrobiłam sobie zastrzyk, dobra heroina nie jest zła. A potem zasnęłam, błogo zasnęłam na zimnej ziemi podziemi metra w Los Angeles, dna przed jakim się broniłam.
Oto pani synek, przepiękny zresztą. Chłopczyk patrzał mi w oczy, był tak bardzo podobny do Jareda. - Zobacz jakiego masz pięknego synka - złapałam Jareda za rękę a on pierw pocałował mnie w czoło a potem pocałował małego.
- Kocham Was - powiedział
Szpital znika z moich oczu a my stoimy w mieszkaniu Jareda.
- Zabiłaś je! - krzyknął
- Nie zabiłam! - łzy spływają po moich policzkach
- Zabiłaś naszego synka, spójrz co ty narobiłaś, znów byłaś naćpana, zabiłaś naszego synka, zabiłaś go Violet, zabiłaś go kolejny raz...
Zerwałam się z pozycji leżącej i szybko otworzyłam oczy, był ranek, więc mogłam spokojnie wyjść na miasto, wszystkie drogi sprowadziły mnie do Paula. Nie bałam się tej dziwki, która mnie zaatakowała, tym razem nie chciałam towaru, jego miałam pod dostatkiem, pragnęłam doznań. Naćpana zawsze wolałam uprawiać seks, wtedy mogłam doznawać magicznych orgazmów, a jak partner był także w takim stanie jak ja, to po prostu było marzenie, Paul otworzył mi w samych slipkach i gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się, najwidoczniej podobało mu się ze mną, zakluczył drzwi i szybkim ruchem posadził mnie na blacie kuchennym, zaczął całować moje ciało i pozbywać mnie kolejnych części garderoby, potem odpalił blanta i podał mi go, gdy poczułam się już dość naćpana, złapałam go za rękę i położyłam na sofie, usiadłam na nim okrakiem, i zaczęłam muskać jego nagi tors, potem wzięłam jego penisa do ust, a gdy jego członek już był że tak określę gotowy wszedł ze mną z dużą siłą, nie chciałam żeby był delikatny, nie przyszłam się kochać, przyszłam na ostry seks jaki mógł mi tylko on zaoferować, skończył na moim brzuchu, a ja miałam pretekst żeby skorzystać z łazienki, zmyłam z siebie jego nasienie, a on przygotował mi kawę.
- Twoja dziewczyna mnie straszyła - powiedziałam
- Dawno z nią nie jestem - rzucił - Tylko się zakochała, biedna dziewczyna - zaśmiał się
- No tak to bywa z kobietami - uśmiechnęłam się lekko
- Chcesz coś? - zapytał
- Nie, mam wszystko - wzięłam łyk kawy i spojrzałam na Paula
- Nie no, weź - podał mi towar - na pewno się przyda - uśmiechnęłam się mimowolnie, a towar schowałam w swoim staniku. Po jakieś godzinie poszłam od Paula, a na pożegnanie pocałowałam go namiętnie, taki dodatek do zabawy.
A Jared?
Tęskniłam, straszliwie tęskniłam za nim całym od stóp do głów. Ale ja jestem ćpunką, on jest w trasie, dwa inne światy. Dobro i zło. Na ulicach mijałam wiele osób, zaszłam na ulicę którą potocznie nazywaliśmy w gronie ćpunów naszą, ludzie nazywali to dzielnicą rozpusty. Bywa. Wszędzie stały prostytutki albo dziewczyny które chciały coś zarobić, były przeróżne, ładne, brzydkie, grube, chude, naćpane, czyste. Od wyboru do koloru, ja wiedziałam gdzie idę, szłam do największego klubu dla ćpunów, gdzie właściwie mogłeś naćpać się za darmo jeżeli znalazłeś odpowiednią osobę, albo byłaś atrakcyjną kobietą i przespałaś się z dilerem, miałaś co chciałaś. My kobiety mamy jednak lepiej. Pierwsze co poczułam kiedy weszłam do klubu był smród tytoniu zmieszany z alkoholem, po czasie w życiu ćpunki przyzwyczaiłam się do tego. Poszłam na parkiet, od razu rozpoznałam osobę jaką chciałam znaleźć - niejakiego Matta, mój obiekt dzisiejszej imprezy, zaczęłam tańczyć wykorzystując swoje wszystkie atuty, odsuwając od siebie wszystkich kolesi i skupiając się tylko na nim, facet zaczynał już świrować, bo śmiesznie złapał się za krocze - no cóż tak działam na was facetów kochaniutki - zaśmiałam się w myślach, w końcu Matt szepnął coś do kumpla i podszedł do mnie, uśmiechnęłam się zalotnie, zapytał co mnie tu sprowadza, rozmawialiśmy chwilę, po czym dobrze wiedząc czego chcemy oboje weszliśmy do kabiny.
- Masz gumki? - zapytałam nim nawet coś zaczęliśmy, wyjął opakowanie prezerwatyw i położył na sedesie, przywarł mnie mocno do ścianki kabiny i zaczął namiętnie całować, pierw w usta, potem przeszedł do szyi, aż w końcu całował moje piersi a prawą dłoń wsunął w moje majtki, masował moją łechtaczkę, a potem wsunął palce we mnie, spojrzał na mnie zalotnie i pocałował mnie, po czym ja postanowiłam zabrać się za swoje. Uklęknęłam i zsunęłam jego spodnie wraz z slipkami, nie powiem, że jego męskość była mała, bo była znacznie większa niż Paula i już wiedziałam, że po tym numerze jutro będzie mi ciężko chodzić, ale cóż załatwię sobie bynajmniej towar jeżeli będę dobre - materialistka pierdolona ze mnie. Wzięłam go do rąk po czym ścisnęłam go mocno i zaczęłam nią poruszać, z każdą chwilą coraz szybciej. Wsunęłam koniuszek jego penisa do ust, delikatnie przejeżdżając po nim językiem, widocznie podobało mu się bo powtarzał żebym nie przestawała, później wsunęłam go całego do buzi, po czym wysunęłam kilka razy. Złapał mnie za ramię i podciągnął do góry, nałożył prezerwatywę na penisa, i powolnym ruchem wszedł we mnie, jakby bał się, że mnie zaboli. Zaboli czy nie robię to bo właściwie potrzebuje towaru żeby nie przychodzić przez jakiś czas do Paula, nie że mi się nie podobało ale czułam się głupio. Poruszał we mnie dość wolno, po czym kiedy powiedziałam że nie musi się ze mną bawić znacznie przyśpieszył tępo, czułam rosnące napięcie w nas, uśmiechnęłam się do niego, doszłam zaraz po nim wydając z siebie jęk rozkoszy, a potem tylko poczułam że w moim staniku znalazły się dodatkowe sześć działek, trzy kokainy i trzy heroiny. Matt wyszedł z kabiny, ja wyszłam po jakieś chwili i przepłukałam sobie twarz zimną głową, potem wróciłam do metra. Clara dała dzisiaj pierwszy raz jakiemuś fanowi okładania go pasem, musiała pierw go bić a potem dopiero mogła przejść do uprawiania z nim seksu
- To było dziwne - powiedziała i zaśmiała się, rozsypałyśmy sobie towar, obie dzisiaj jechałyśmy w nos, po wciągnięciu wszystkiego położyłyśmy się obok siebie całkowicie zadowolone z naszego życia. Rano obudziło mnie szturchnięcie Wilka
- Violet, chciałem pogadać - szepnął, poszliśmy więc w bok, gdzie nikogo nie było
- Co jest? - zapytałam i spojrzałam na niego
- Mogłabyś coś do kogoś dostarczyć? - tak jak myślałam Wilk jest dilerem i ćpunem w jednym
- Do kogo? - zapytałam
- Shannon Leto, kojarzysz? Bajeruje temat dla niego i jego dziewczyny, znasz ich więc może... - zgodziłam się bez zbędnego namawiania. Dobrze, że to tylko trawka, inaczej wpierdoliłabym Shannonowi za ćpanie, przed drzwiami mieszkania Shannona i Jareda ogarnął mnie strach, przecież mógł mi otworzyć ktokolwiek. I oczywiście moje przypuszczenia nie myliły się, otworzył mi Jared odziany w czarną koszulkę swojego zespołu i poszarpane i podarte w niektórych miejscach spodnie
- Cześć - zaczęłam niepewnie i spojrzałam w niego niebieskie oczy, po czym zaraz na ziemię
- No Hej, wejdź - zaprosił mnie do środka, usiedliśmy przy stole w kuchni - to co Cię sprowadza? - zapytał
- Mam coś dla Shannona - spojrzałam na niego a on skrzywił się
- Co kurwa!? - krzyknął
- To zioło, spokojnie - powiedziałam i złapałam jego dłoń - nie pozwoliłabym mu wziąć czegoś mocnego, zabiłabym go i tego dilera naraz - Jared zaśmiał się
- Humor chyba nigdy ci nie ucieknie - powiedział - Shannon będzie za jakąś godzinę - dodał - a ja ciągle ściskałam jego dłoń. Jared spojrzał na nasze dłonie po czym nawet nie wiem kiedy znalazłam się na stole a on tuż nade mną całując moje nagie ciało, a ja znów czułam jak przechodzą mnie dreszcze. Z Jaredem było mi inaczej - było mi idealnie, pomimo, że gdy uprawiałam seks z innymi facetami osiągałam szczytowe momenty, to z Jaredem było inaczej, czułam wypełnienie nie tylko pustym orgazmem ale czułam wypełnienie miłością, kiedy już ubieraliśmy ubrania mnie znów ruszyło sumienie.
- Nie powinniśmy - powiedziałam i poprawiłam bluzkę
- Dlaczego? - zapytał Jared
- Ty i ja to inne światy, ty gwiazda rocka, ja pospolita ćpunka mieszkająca w podziemiach metra - powiedziałam
- Dla mnie jesteś wspaniałą kobietą, nie żadną ćpunką - złapał mnie za podbródek i pocałował czule, wtedy usłyszałam że przyszedł Shannon, dałam mu towar i znikłam za drzwiami domu braci Leto.
Czułam się okropnie, nie powinniśmy się kochać, nie powinnam do tego pozwolić, bo uczucia zabiją mnie do końca, prócz heroiny i innych ścierw moim narkotykiem był sam Jared Leto. Poszłam do łazienki i załadowałam za dwie, świat zaczął się rozmywać a ja czułam że zaraz odlecę. Ciężko mi się oddychało, a potem ciemność, cholerna ciemność.
Otworzyłam oczy, zauważyłam, że jestem przykuta do łóżka przez różne aparatury, spojrzałam dookoła mnie nikogo nie było, złapałam się za głowę próbując przypomnieć sobie gdzie jestem, znałam to miejsce, byłam tu już kiedyś, kiedyś tu byłam...
- Witamy w szpitalu psychiatrycznym po raz kolejny panno Smith
- Nie! - krzyknęłam