- Panno Smith, możemy porozmawiać – powiedział lekarz wchodzący do sali w jakiej znajdował się Jared.
- Oczywiście – odparłam i poszłam za nim do pokoju lekarskiego, usiadłam naprzeciw niego.
- Zadaje sobie pani sprawę, że pan Leto musi udać się na odwyk – powiedział patrząc na mnie jakbym była najgorszym człowiekiem na tej ziemi i to co się stało było moją winą.
- Tak wiem, zdaję sobie sprawę z powagi tej sytuacji – powiedziałam i spuściłam wzrok
- Także musi odbyć leczenie psychiczne – powiedział a przy słowie „psychiczne” łzy same napłynęły do moich oczu. Dostałam adres ośrodka uzależnień oraz telefon do psychiatry, chociaż przecież sama się leczyłam. Wróciłam do niego, a on patrzał na mnie pustym wzrokiem, bez wyrazu.
- Jared – powiedziałam i usiadłam koło niego, zalałam się łzami które doszczętnie rozmazały mój makijaż. – co się stało, dlaczego Jay? – znów łzy tamowały wszystko ale musiałam być na tyle silna, żeby z nim rozmawiać.
- Przepraszam – odarł i spojrzał na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy
- Nie przepraszaj – powiedziałam i złapałam go za wyciągniętą do mnie rękę, ścisnęłam ją i usiadłam koło jego łóżka – Kocham Cię Jared – powiedziałam przez łzy – to ja przepraszam, pójdziesz na odwyk – czułam się okropnie ale chciałam mieć to za sobą – będziesz się leczył a ja.. a ja zniknę raz na zawsze z Twojego życia – powiedziałam i puściłam jego dłoń, nie wytrzymałam to było za dużo, za bardzo go kochałam, ale miłość sprawia że trzeba się poświęcać, więc nie było innego wyjścia, odeszłam o kilka kroków od jego łóżka nie przestając płakać.
- Nie Violet – powiedział
- Tak, to moja wina przeze mnie – poczułam że uginają mi się nogi pod wpływem emocji ale jakoś to w sobie pohamowałam, nie będę teraz robić scen rozpaczy
- Nie! – krzyknął uderzając otwartą dłonią w łóżko – Nie chciałem się zabić, towar był bardzo czysty – powiedział i spuścił wzrok
- Ale to ja zabroniłam Ci brać
- Zrobiłaś to bo się o mnie martwisz – odpowiedział, i wstał po to żeby mnie przyciągnąć do siebie – nie będę się leczył jeżeli mnie zostawisz – powiedział i spojrzał mi w oczy
- Zostanę – powiedziałam, on położył się a ja usiadłam koło niego. Mijały kolejne godziny a ja pomimo, że czułam zmęczenie to chciałam być przy nim.
Jared w szpitalu był dokładnie trzy dni, po których został wysłany do ośrodka uzależnień.
- Odwiedzę Cię jutro – powiedziałam i pocałowałam go, oboje płakaliśmy, a potem… zniknął za tymi masywnymi drzwiami a ja zostałam sama. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, więc postanowiłam odwiedzić Kath, miała wolne więc mogłam z nią porozmawiać.
- Boję się Katherine, straszliwie się boję – powiedziałam zalewając się łzami – jeszcze zmienili mi leki, czuję się słaba po nich
- To dla waszego dobra, on wyjdzie z nałogu a ty będziesz szczęśliwa, oboje będziecie, a co do leków to się przyzwyczaisz – powiedziała i lekko się uśmiechnęła
- Idę do niego jutro, tak bardzo chcę żeby było dobrze – powiedziałam
- Będzie dobrze, zaczniecie nowy rozdział w swoim życiu zobaczysz – poklepała mnie po ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko. Potem Katherine zadzwoniła po Rose, poszłyśmy na zakupy a potem kupiłyśmy wino i zrobiłyśmy babski wieczór u mnie, ale w domu i tak było pusto. Brakowało Jareda, brakowało mi go cholernie. Przez ostatnie lata byliśmy ciągle razem, w jednym mieszkaniu a teraz go nie ma i nie wiem kiedy wróci. Czułam się w pewnym stopniu pusta w środku.
Następnego dnia praca bardzo mi się dłużyła bo jedyne o czym mogłam myśleć to było spotkanie się z Jaredem. Gdy już wyszłam z budynku mojego zatrudnienia wsiadłam w metro i pojechałam do ośrodka, weszłam przez masywne drzwi i udałam się do recepcji.
- Dzień dobry – powiedziałam a kobieta uśmiechnęła się do mnie
- A pani do kogo i witam serdecznie – powiedziała
- Do mojego chłopaka, Jared Leto – powiedziałam
- A jak się pani nazywa? – zapytała
- Violet Smith – odparłam
- Dobrze, to proszę aby pani szła do końca korytarzem i skręciła w lewo, sala numer 167 – uśmiechnęłam się do kobiety i udałam się do Sali. Gdy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam go, ale czekało mnie jeszcze przeszukanie, gdy niczego nie znaleziono mogłam wejść do niego, przytuliłam go. Nie wyglądał zbyt dobrze, koszulka cała przepocona a z twarzy uciekło szczęście wtedy pojęłam że właściwie on cały czas brał kiedy byliśmy razem, byłam naiwna.
- Cześć – powiedziałam niepewnie a on lekko się uśmiechnął
- Hej – odparł i złapał się za kolana skulił się jak jakiś dzieciak bojący się czegoś.
- Jak się czujesz? – zapytałam
- Źle – odarł – wszystko mnie boli – dodał – nie dają tu nawet pierdolonych tabletek – powiedział – ale bym… - ściszył ton – coś… wiesz
- Nie możesz – powiedziałam spoglądając na niego
- Muszę! – krzyknął a jego dłoń podniosła się jakby miał mnie uderzyć, odsunęłam się. Po chwili dłoń opadła – przepraszam nie uderzyłbym cię – powiedział
- To dla twojego dobra, wyjdziesz i będzie lepiej zobaczysz – uśmiechnęłam się i delikatnie musnęłam jego policzek – szkoda że jestem chora, inaczej byśmy to odegrali gdyby tak nie było – powiedziałam
- Twoja choroba niczego tutaj nie wnosi
- Wnosi – odparłam
- Przestań nie przeszkadza mi ona – powiedział
- Mi tak, jestem tylko ciężarem – powiedziałam a łzy cisnęły się do moich oczu ale powiedziałam sobie dość.
- Wyjdź! – krzyknął
- Co?
- Użalasz się nad sobą, chcę moją dziewczynę a nie.. to – powiedział – weź leki
- Biorę – powiedziałam ze łzami w oczach
- Nie chcę cię tu widzieć do czasu aż nie będziesz moją Violet, wyjdź- wyproszono mnie, a mój mózg miał właściwie konflikt.
Nie jestem sobą, nie wiem czy potrafię być sobą znów.
-----------------------------------------------------------
- Mamy koniec piątku więc dodałam coś krótkiego, więcej myślę że może pojawić się jutro :)
PS. mam już 500 wyświetleń! Dziękuję Wam bardzo za odwiedziny, bez nich nie miałoby sensu pisanie tego :D
- Mamy koniec piątku więc dodałam coś krótkiego, więcej myślę że może pojawić się jutro :)
PS. mam już 500 wyświetleń! Dziękuję Wam bardzo za odwiedziny, bez nich nie miałoby sensu pisanie tego :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz