środa, 19 lutego 2014

48. James

 Adam

- Słabo bo moją identyfikować ciało
- Kurwa - odparła a ja podałem jej bilety
- Dlaczego właściwie to robisz? - zapytałem
- Byłam tylko przeszkodą, teraz może popłaczą ale będą potem szczęśliwi, Jared ze swoim dzieckiem - wtedy zemdliło mnie po raz któryś znów dzisiaj - ale się denerwuję matko - odparła
- Uda się, musi - powiedziałem spoglądając na nią
- Jestem Violet Smith, mi się musi udać - złapała bilet i powędrowała do kasy biletowej.

Violet:

Teraz mogłam rozegrać wszystko na nowo, przeprowadzam się do Meksyku pod imieniem i nazwiskiem: Zoe Black. Violet umarła a narodziła się Zoe. Musiałam dać szansę Jaredowi i Chloe, dać żyć przyjaciółką a jedynym pomysłem było upozorowanie własnego samobójstwa. Wsiadłam do samolotu
- Mexico welcome - powiedziałam w duchu - Goodbye my lover - powiedziałam głośniej i włączyłam muzykę ze swojej mp3.
Meksyk okazał się pięknym miejscem, miałam mieszkanie, miałam pieniądze, jedyne czego mi brakowało to szczęścia ale teraz mogłam je znaleźć.
Z brązu włosy stały się blond i sięgały aż do pasa, zmieniłam styl i inaczej sie malowałam, a to, że miałam podobną twarz do Violet Smith? Po prostu przypadek.
Byłam wolna od schizofrenii, miałam siebie, butelkę wódki i trochę par butów
żyć nie umierać.
- Kurwa co mi tak niedobrze - powiedziałam sama do siebie, eh pewnie zatrułam się tym vegańskim żarciem Jareda.
Jared... pewnie sobie radzi, wierzę że będzie dobrze.
Może kiedyś jeszcze na siebie wpadniemy, kiedyś jak oboje będziemy mieli rodzinę i będziemy mieli ulotną chwilę, kto wie.
2 tygodnie później
- Nie przechodzi mi już ciągle, do tego okres mi się spóźnia - żaliłam się poznanej w Meksyku Natalie.
- Ej a co jak jesteś w ciąży Zoe? - zapytała, nie mogłam przywyknąć do Zoe było takie dziwne... Ale cóż, chciałam to mam
- Kurwa, nie no nie mogę - powiedziałam a potem zaczęłam liczyć - NIE KURWA! - krzyknęłam - Gdzie tu jest jakaś apteka? - zapytałam, nim jeszcze wyszłam usłyszałam
" Rodzina samobójczyni twierdzi, że to nie jej ciało, tak więc możliwe że panna Smith jest gdzieś wśród nas, zaczynamy poszukiwania" 
- Kurwa - pomyślałam w duchu, a Natalie zaprowadziła mnie do apteki - Dzień Dobry, poproszę test ciążowy - powiedziałam, kobieta spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i dała test, zapłaciłam jej i poszłam do łazienki, wszystko zaczęło mnie boleć momentalnie, chciałam dziecka ale nie teraz, po co Jaredowi dwójka bachorów? Po cholerę ma mieć jeszcze jedno na głowie, musi sobie ułożyć teraz życie, z Chloe.
- Żyjesz tam? - usłyszałam od Natalie, położyłam test i zaczęłam ryczeć, ryczeć wniebogłosy.
- Nie mogę być w ciąży! - zaczęłam płakać a Natalie weszła do łazienki
- Dlaczego się nie cieszysz? - zapytała
- Najgorszy moment a ja jestem w ciąży - powiedziałam wściekła. Ale cóż, nie usunę dziecka, muszę pogodzić się z tym, że owoc mojej miłości z Jaredem jest we mnie. Natalie poszła a mnie naszła taka ochota aby zadzwonić do Jareda, ale co miałam powiedzieć : - Cześć oszukałam was wszystkich, że umarłam, teraz sobie siedzę w Meksyku grzeję swoją dupę, a za jakieś 8 miesięcy urodzę ci pięknego bobaska, oj chyba będę trochę po Chloe, bo my nie wiemy co to są prezerwatywy i żyjemy chwilą...
Jestem wściekła na siebie, nie mogę zrujnować mu życia drugim dzieckiem, muszę utrzymać to w tajemnicy, powiem że najwyżej to mój były chłopak i jakieś imię wymyślę, ale właściwie może powinnam się ujawnić?
- Natalie? - zaczęłam
- Co jest?
- Słyszałaś o tej Smith z NY? - zapytałam
- Ano słyszałam
- Gadasz z nią właśnie - powiedziałam
- Cooo? czemu ty...? - zapytała
- Byłam z Jaredem Leto, ale kiedy mieliśmy przerwę kochał się z inną kobietą i doszłam do wniosku, że oni zasługują na to aby wychowali to dziecko razem, i upozorowałam swoją śmierć, teraz chyba..
- Musisz się ujawnić, Violet! - tak brzmiało to normalnie
- Boję się - powiedziałam
- Mój ojciec jest lekarzem, mam pomysł! - powiedziała
- Jaki?
- Wyjechałaś do Meksyku odpocząć ale na lotnisku Cię okradziono, potem znalazłaś się tu, pamiętasz wszystko prócz swojego imienia i nazwiska
- To przejdzie?
- To jest Meksyk tu przejdzie wszystko - poklepała mnie po ramieniu
- Tylko musimy rozegrać to dość szybko
Po tygodniu jechałam z Ruby do domu jaki sama mi zapewniła. Byłam taka pewna, że będę z Jaredem. Byłabym ale jak dziecko ma wychować się bez ojca? Właściwie...
Moje się wychowa. Będzie potomkiem słynnego wokalisty Jareda Leto o którego istnieniu on sam wiedzieć nie będzie.
- Jared jest w Nowym Jorku - zaczęła Ruby
- Proszę, nie mówmy o tym - posmutniałam
- Ranisz siebie Violet - odparła
- Wiem, ale tak będzie dla nas lepiej - złapałam się momentalnie brzucha. Miałam nadzieję, że urodzę zdrowego chłopca i nazwę go James. Ruby spojrzała na mnie i tylko westchnęła, nie wiedziała bowiem, co jest ze mną właściwie. Gdy tylko zajechałyśmy do domu, zadzwoniłam do ginekologa.
- Dzień Dobry, myślę, że jestem w ciąży i chciałabym umówić się na wizytę - powiedziałam, a kobieta zapisała mnie na siedemnastą następnego dnia, byłam cholernie zmęczona podróżą, ale przed tym jeszcze poryczałam sobie w ciszy, później spałam jak dziecko, a rano czekała na mnie jedna wiadomość w skrzynce odbiorczej.
" Przestań robić z siebie bohaterkę, nie chcę zniszczyć waszego związku - Chloe"
Telefon trafił na podłodze a ja wściekła wstałam. Kurwa mać. Próbuję zrobić wszystko, żeby pierwszy potomek Jareda... Znów płacz.
- To mój miał być pierwszy - powiedziałam do siebie i złapałam się za brzuch - kochanie obiecuję Ci, że będę dobrą mamą, obiecuję Ci to - powiedziałam, a łzy spłynęły po moich policzkach
- Violet zrobić ci.... - urwała - co się stało? - zapytała
- Muszę wrócić do Los Angeles, do mamy - powiedziałam przez łzy
- Ale dlaczego Violet, źle Ci tu? - zapytała przyjaciółka
- Muszę... - spojrzałam na zegarek, jakim cudem ja spałam do szesnastej? - Jezu ja jestem umówiona - rzuciłam do przyjaciółki i wybiegłam aby zdążyć na wizytę. Gdy już usiadłam przed nią, przeszłam badania, i wszystko ona uśmiechnęła się
- Gratuluję, jest pani w ciąży - uśmiechnęłam się, chociaż w środku czułam się podle. Czułam, że ranię własne dziecko. Nasze dziecko tak samo jak dziecko Chloe powinno mieć normalną rodzinę. Wracałam a po policzkach spływały mi słone łzy, ktoś zaczął wołać mnie przez pół ulicy, odwróciłam się. Idealnie, widział skąd wychodziłam...
- Violet no zatrzymaj się - usłyszałam
- Nie - odparłam i przyśpieszyłam tępa coraz głośniej płacząc, wsiadłam do taksówki i tyle go widziałam. nie mogłam od tak pozwolić...
Rujnuję sobie życie, na własne swoje pierdolone życzenie. Wparowałam do domu Ruby coraz głośniej rycząc.
- Co ci jest cały dzień? - powiedziała zdenerwowana Ruby. Podeszłam do torebki i wyrzuciłam wszystkie moje papiery, w tym test z krwii i test jaki zrobiłam w Meksyku
- To mi jest - odparłam
- Jesteś w ciąży? - powiedziała zdziwiona
- Tak, za pierdolone osiem miesięcy urodzę dziecko - powiedziałam załamana
- Musisz powiedzieć Jaredowi - zaczęła
- Nie - krzyknęłam - Nie będzie nic wiedział, dlatego muszę jechać do mamy - powiedziałam
- Zasłużyłaś żeby był z Tobą
- Ona była pierwsza, po co ma mieć na sobie następnego bachora? - powiedziałam z żalem sama do siebie- mogłam brać te pierdolone tabletki, ale uznałam, że z nim mogłabym mieć dziecko, wszystko, no i mam dziecko....
- Uspokój się, zrobię Ci herbatę - powiedziała i poszła do kuchni a ja schowałam wszystkie rzeczy znów do swojej torebki, moje myśli to był jeden wielki chaos niemożliwy do ogarnięcia.
- Przyjedź, po prostu - usłyszałam z kuchni krzyk Ruby
- Kto ma przyjechać? - zapytałam
- Rose - odparła, a ja wzięłam kubek z herbatą i poszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Usłyszałam pukanie, wiedząc, że to Rose kazałam jej wejść. Rose okazała się mieć kutasa i nazywać się Jared Joseph Leto.
- Czemu mi uciekłaś? - zapytał i usiadł na rogu łóżka.
- Bo musisz się zająć dzieckiem jakie przyjdzie na świat za sześć miesięcy - powiedziałam
- Myślałem, że nie żyjesz - zaczął - poczułem się taki winny i nadal tak się czuję - powiedział i spojrzał głęboko w moje oczy, gdyby nie moje postanowienie uległabym jego niebieskim oczom, jakie kochałam ponad życie.
- Nie musisz się obwiniać, nic nie jest twoją winą - złapałam się za brzuch co robiłam coraz częściej - wracaj do Chloe, będziesz ojcem, bądź dumny - pocałowałam go w policzek i wzięłam łyk herbaty.
- Nie chcę jej, umówiliśmy się, że będę płacił alimenty na dziecko
- Dziecko musi mieć ojca - łza spłynęła po moim policzku
- Będzie miało, męża Chloe - powiedział - nie poda mnie nawet do papierów, on pogodził się z tym, że nie może mieć dziecka, a ona wytłumaczyła mu, że zrobiła to dla nich - ogarnęła mnie pustka, nie chciałam żeby wiedział, nie chciałam żeby był... Chciałam ale zepsułabym mu karierę
- Rozumiem - odparłam - ale to nie zmienia faktu, że chcę wrócić do mamy, potrzebuję jej - powiedziałam
- To może chociaż zgodzisz się żebyśmy odwieźli Cię a przy okazji zagramy 2 koncerty, to tylko miesiąc - powiedział
- Okej - odparłam, przez miesiąc nic nie będzie widać, a rzygałam już po tabletkach na schizofrenię więc można tak połączyć fakty. Wszystko, aby z nim się godnie pożegnać - wybacz mi maluszku - powiedziałam w myślach. Jared wyszedł, jutro wyjazd.
- Powiedziałaś mu? - zapytała Ruby
- Nie i nie powiem - byłam wściekła na przyjaciółkę - odwiozą mnie do domu, miesiąc mnie nie zbawi
- Powinien wiedzieć - powiedziała Ruby
- Nic nie powinien - rzekłam i wypiłam resztę herbaty. - Mam nadzieję, że będziesz chłopczykiem, nazwę cię James, jak będziesz dziewczynką to nazwę Cię Elizabeth, mamusia Cię kocha ponad wszystko, nie pozwoli Cię skrzywdzić, będziemy żyli sobie w Los Angeles z babcią, będziemy szczęśliwą rodzinką.
Miesiąc później
- Nie Jared, na serio dobrze się czuję - odarłam kiedy to znów wymiotowałam do łazienki z rana
- Na pewno? - zapytał
- Tak, nie pamiętasz jak było ostatnio jak zmienili mi tabletki? - zapytałam
- Fakt - odparł
- No właśnie - powiedziałam
- Na pewno chcesz zostać u mamy? - zapytał, wiedziałam że chciał abym z nim dalej była ale, coś w środku kazało mi odejść.
- Tak, ale odzywaj się do mnie
- Bedę dzwonił codziennie - pocałował mnie w policzek
- Dobrze, to ja idę - złapałam walizkę i wyszłam z autokaru
- Violet! - krzyknął jeszcze
- Tak? - zapytałam
- Chciałbym, abyś go zatrzymała - podał mi pierścionek zaręczynowy, złapałam go, uśmiechnęłam się i poszłam przed siebie, w domu byłam po dziesięciu minutach.
- mamo, jestem w ciąży - powiedziałam na starcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz