wtorek, 18 lutego 2014

46. I deserve it

Rozdział zawiera fragmenty  +18  
Nie będę pouczała, bo i tak czytasz na własną odpowiedzialność :)


Jared 
 Czerwiec 2011

Poranne słońce wpadające przez szczelinę pomiędzy oknem a roletą okropnie raziło mnie w oczy.
- Cholerna roleta - powiedziałem i podniosłem się z łóżka, bowiem wiedziałem że już dłużej sobie nie pośpię. Na oko była godzina ósma, a ja uwielbiałem leżeć w łóżku do jedenastej. Wcale nie uśmiechało mi się wstawanie tak szybko, ale wiedziałem, że nie zasnę. Wyszedłem więc z okrycia ciepłą kołdrą i powędrowałem do kuchni i otworzyłem lodówkę, zauważyłem tam jedynie mleko sojowe na które się ostatnio przerzuciłem i sałatkę, westchnąłem i postanowiłem zrobić sobie po prostu kawę. Zaparzyłem sobie ją i włączyłem radio, właśnie rozbrzmiało Zombie zespołu The Cranberries - ulubiona piosenka Violet. Przed oczami miałem scenę sprzed trzech lat w kuchni śpiewając z nią tą ów piosenkę.  Do oczu napłynęły mi łzy, tęskniłem cholernie za moją piękną dziewczyną, ale to ja spieprzyłem tą sprawę gdy już pogrążyłem się w żalach do siebie i wspomnieniach do kuchni przyszedł Shannon. 
- Znów użalasz się nad sobą? - zapytał spoglądając na mnie 
- Nie powinienem pozwolić jej odejść - powiedziałem spuszczając wzrok
- Nie możesz wiecznie o tym myśleć - odparł - Idziemy dzisiaj się nieźle zabawić - uśmiechnął się
- Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziałem
- Przestań Jared, zachowujesz się jak dziadek - powiedział Shannon
- No dobra, pójdziemy - uległem i zaraz pożałowałem tej decyzji.
Nadszedł wieczór tak więc odziałem się w luźną bluzkę gunsów i poszarpane i przetarte jeansy, nie czułem się nigdy dobrze w eleganckim stylu.
- Boże Jared, na to żadnej nie wyrwiesz - powiedział Shannon kiedy tylko mnie zobaczył
- Pierdolisz głupoty braciszku - zaśmiałem się, poszliśmy do dość znanego klubu w LA, oczywiście za zasługą naszego dobrze sprzedającego się albumu byliśmy w stresie VIP gdzie alkohol lał się litrami bo był darmowy, nie czułem się od początku w towarzystwie aktorów, piosenkarzy czy modelek bądź projektantów - pójdę zobaczyć co jest na dole - powiedziałem do Shannona. Na dole czyli w strefie dla wszystkich. Podszedłem do baru i zamówiłem sobie whiskey, zapłaciłem dość atrakcyjnej barmance i usiadłem gdzieś z tyłu, było mi dziwnie, ale po kilku głębszych zrobiłem się bardziej rozmowny i nawet tańczyłem na parkiecie, co ten alkohol może zrobić z człowiekiem.
- Jared? - usłyszałem damski głos za swoimi plecami, więc odwróciłem się
- O kurwa! Chloe! - krzyknąłem radośnie. Chloe czyli moja znajoma, nie widzieliśmy się masę czasu,  przyjaźniliśmy się kiedy mieliśmy po dziewiętnaście lat. Nie powiem, że od tego czasu nie wypiękniała, bo tak się stało. Z kształtów chudej jak patyk nastolatki wyrosła na kobietę o świetnych kształtach, tak właśnie cycki jej urosły
Leto ty tylko o jednym - skarciłem się
- Kopę lat Jaredziku! - zaśmiała się i zaciągnęła mnie do baru wypiliśmy kilka kolejek a ja czułem się coraz bardziej pewniejszy siebie
- Upiłaś mnie Chloe! - zaśmiałem się, a ona zaciągnęła mnie na parkiet, ręce złączyły nam się z zmysłowym tańcu. Nie dość, że wydoroślała i stała się seks bombą to jeszcze wywijała lepiej niż jakaś tancerka, byłem pod wrażeniem, i czułem że jak czegoś nie zrobię to zaraz wybuchnę, ale wolałem trzymać to w sobie
- Będziesz jechał na ręcznym? - usłyszałem głosik w swojej głowie - weź się nie patyczkuj - znów.
Objąłem Chloe w pasie, po czym moje ręce spoczęły na jej pośladkach i ścisnęły je, dziewczyna chyba zrozumiała o co chodzi bo taktyka zaczęła się rozkręcać, pociągnęła mnie za sobą do ciemnego korytarzu, przywarłem ją do ściany i zacząłem całować, pierw usta, potem szyja, dekolt, nie byliśmy jedynymi robiącym "to" tutaj, takich atrakcji jeszcze nie przeżyłem, moja dłoń znalazła się pod jej jedwabną bluzką i jeździła to po jej piersiach to po brzuchu, dziewczyna zamruczała coś do mojego ucha.
- Chodźmy - powiedziała - mam pokój niedaleko - zaciągnęła mnie na dwór po czym wsiedliśmy do taksówki, podała adres i pojechaliśmy. Jej ręka spoczęła na moim kroczu co cholernie mnie pobudziło.
Taksówko szybciej - pomyślałem i wtedy zatrzymaliśmy się przy jednej z kamienic, wsiedliśmy do windy, była pusta więc ona kliknęła piętro, jeżeli dobrze spojrzałem piętnaste, potem zajęła się mną, gdy dojechaliśmy na piętro w dłoni trzymałem już swoją bluzkę, dziewczyna była nagrzana co było na plusie dla mnie. Otworzyła drzwi i nawet nie zapaliła światła, szliśmy kawałek korytarzem a potem weszliśmy do sypialni, wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku, sam zaczynając pozbywać ją części jej garderoby, ona za to rozpięła mój rozporek i wzięła mojego członka do ust, nie powiem że nie była w tym dobra, ale mojej Violet nie dorównywała...
Kurwa Leto, nie ma żadnej twojej Violet...
Potem ja zacząłem pieścić jej kobiecość, a ona zwijała się z jęków, całkiem mi się to podobało i nakręcało mnie to do działania
- Pieprz mnie tak, że jutro nie wstanę z łóżka! - krzyknęła szybko oddychając, kiedy nasze ciała złączyły się, ona nie przestawała krzyczeć mojego imienia, była taka głośna, że pewnie słyszała nas cała kamienica, w momencie mega orgazmu oboje wydaliśmy z siebie jęk rozkoszy, skończyłem w niej, kiedy tylko wyregulowały nam się oddechy i mogliśmy coś powiedzieć, złapałem moje spodnie i wyjąłem paczkę fajek, tak po seksie dobry był dla mnie papieros - po dobrym seksie jak najbardziej.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak zapalę? - zapytałem i spojrzałem na nią
- Nie będzie, sama też zapalę - powiedziała i sięgnęła po paczkę papierosów
- Mogę dać ci mojego - podałem jej paczkę, ona wyciągnęła papierosa i odpaliła podając mi zapalniczkę.
- Muszę ci powiedzieć, że za jakąś chwilę będziesz musiał iść bo wróci z pracy mój... - no zajebiście, laska zajęta, ups puknąłem kogoś kobietę , bywa.
- Okej, okej spalę i się zmywam - powiedziałem
- Ale daj telefon - powiedziała, a ja podałem jej telefon
- Odezwij się kiedyś - rzuciła kiedy wychodziłem.
Wrzesień 2011
Violet spała nie chciałem jej obudzić ale gdy tylko ją przykryłem ona otworzyła swoje oczy.
- Przepraszam - powiedziałem, a wtedy rozbrzmiał mój telefon, nieznany numer, uśmiechnąłem się do Violet i odebrałem
- Jared, hej tu Chloe - zdziwiło mnie, że dzwoni do mnie, chociaż ja wydzwaniałem do niej, a ona nie odpowiadała
- No cześć - powiedziałem
- Musimy porozmawiać jesteś w NY tak? - zapytała
- No jestem a o co chodzi? - dopytywałem
- To ważne
- No dobra
- Za dziesięć minut w parku koło twojego hotelu - powiedziała i rozłączyła się
- Musze coś załatwić - rzuciłem do Violet i wyszedłem z hotelu, jesienne powietrze było cholernie przyjemne, usiadłem na ławce i wtedy do mnie podeszła Chloe, wyglądała troszeczkę inaczej. - Więc o co chodzi? - zapytałem i spojrzałem na dziewczyna a ona usiadła koło mnie
- Sprawa wygląda tak, że pamiętasz nasze ostatnie spotkanie
- No pamiętam jak mógłbym zapomnieć - zaśmiałem się
- Jestem w ciąży - powiedziała a mnie zamurowało
- Jak to? - potem miałem przebłysk
" - nie mam gumki - powiedziałem w pewnym momencie 
- spokojnie, biorę tabletki" 
- Mówiłaś, że bierzesz tabletki! - krzyknąłem
- Nie krzycz, skłamałam - byłem wściekły
- Masz faceta, więc nie wiem co za problem, dziecko może być jego - powiedziałem i spojrzałem przed siebie
- Właśnie nie może - powiedziała
- Będę Wam płacił do cholery, ale dopiero ułożyłem sobie życie - powiedziałem nerwowo
- Mój facet jest bezpłodny - rzuciła
- Ja pierdole - powiedziałem
- Uda mi się uda jeszcze może miesiąc potem będzie widać... - powiedziała - a usunąć, nie usunę
- Pojebało Cię niczego nie usuniesz - powiedziałem - coś zaradzimy - popłakała się a ja przytuliłem ją, byłem wściekły na nią i na siebie czułem się jak gówniarz który nie może o siebie zadbać
- Masz kogoś tak? - zapytała
- Tak mam narzeczoną, bardzo ją kocham - powiedziałem
- Możemy zostawić to w tajemnicy jak chcesz - powiedziała i lekko uśmiechnęła się
- Nie, powiem jej, nie umiem jej oszukiwać - rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym powiedziałem jej, że spotkamy się jutro rano i powiem co i jak, gdy tylko odeszła uderzyłem pięścią w drzewo
JESTEŚ TAKI POJEBANY!
krzyknąłem przed siebie, potem musiałem powiedzieć Violet ale nie wiedziałem jak. Wróciłem do pokoju hotelowego a ona kochana siedziała i pakowała moje ubrania
- Pomyślałam, ze Cię spakuję - uśmiechnęła się tak kochano, a ja czułem że pomimo, że z nią wtedy nie byłem to ją zdradziłem
- Jesteś kochana - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek, zacząłem chodzić nerwowo po pokoju...
Violet
Od kiedy się obudziłam towarzyszył mi dobry humor, wszystko robiłam z uśmiechem na twarzy, Jared musiał gdzieś pilnie wyjść więc ja włączyłam muzykę
"Bo ja  lubię twoje włosy, glany cienkie papierosy"
Pogłośniłam i zaczęłam sobie tańczyć po pokoju, jak debilna nastolatka, przypominając sobie jak kiedyś było.
- Ruby, matko boska idziesz tylko spotkać się z Jaredem a nie idziesz na pokaz mody - znudzona siedziałam na kanapie jak moja przyjaciółka zaczęła przebierać w ubraniach, ciągle coś poprawiała, żeby było idealnie, w końcu poszła w sukience, małej czarnej jak to mówią, towarzyszyłam jej do samych drzwi od mieszkania Jareda, uśmiechnęłam się do chłopaka i zniknęłam im z oczu, to ich wieczór" Kto by pomyślał, że tyle lat później to ja będę z Jaredem. Podeszłam do kuchni i łyknęłam tabletkę.
- Czasami na serio mnie denerwujecie - powiedziałam do siebie. Potem postanowiłam spakować ubrania Jareda, usiadałam przed szafą i zaczęłam składać t-shirty.
- Kochana jesteś - powiedział i pocałował mnie w policzek kiedy wszedł, a potem zaczął chodzić nerwowo po pokoju...
- Co cię gryzie? - zapytałam
- Nic, dlaczego pytasz? - kłamał jak z nut
- Nie kłam, widzę przecież - powiedziałam i spojrzałam na niego, usiadł naprzeciwko mnie
- Bo... - zaczął
- No mów Jared - uśmiechnęłam się
- Kiedy nie byliśmy razem, poznałem taką Chloe, przespaliśmy się raz i teraz ona...
- Jest w ciąży - dokończyłam, a przed oczami miałam scenę która rozgrywała się w moim życiu dość niedawno.
"- Coraz gorzej się czuję, rano rzygam jak kot, ciągle jest mi słabo... - powiedziałam - jakbym miała wiecznego kaca - dodałam, a mama spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem
- Dziecko ty moje drogie! - krzyknęła - robiłaś test? - zapytała nerwowo
- Jaki test? - zapytałam
- Ciążowy - powiedziała a mnie wryło. Faktycznie kochałam się ostatnio z Jaredem bez zabezpieczenia, bo sądził, że go nie chce. Ale nie, nie mogłam... to byłoby najgorsze co mogłoby mnie spotkać. Musiałam nieźle wyglądać bo mama przyniosła mi szklankę wody.
- Nie mogę być w ciąży - powiedziałam przez łzy - to byłaby najgorsza rzecz jaka mogłaby mnie spotkać - powiedziałam, mama obiecała że kupi mi jutro test a ja nie spałam całą noc, ciągle patrzałam w ekran telefonu, miałam nadzieję że jak Jared się obudzi to zadzwoni do mnie, przeprosi, albo chociaż powie żebym wróciła. Nadszedł ranek, ani jednego telefonu, nic. Popołudniu w końcu rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu komórkowego.
- Przepraszam - pierwsze co usłyszałam
-  Jared przyjedź - powiedziałam i rozłączyłam się. Mama przyniosła mi test, poszłam do łazienki i drżącymi rękoma czekałam na wynik, łzy spływały po moich policzkach a mama trzymała mnie za dłoń. Bałam się, nie w sensie że nie chciałam dziecka z Jaredem, bo chciałam z nim założyć szczęśliwą rodzinę, ale nie byłam gotowa na to teraz.  Jedna kreska - nie jestem w ciąży.
- Na szczęście - powiedziała mama - za szybko to by nastąpiło - powiedziała i pocałowała mnie w policzek, wtedy do łazienki wszedł Jared, no tak miał w zwyczaju wchodzenie po prostu do domu mojej mamy.
- Co tu się...- przerwał widząc mnie z testem w rękach - Violet ty? - zapytał i zaraz pobladł
- Nie, ale bałam się że tak - powiedziałam" 
Spojrzałam na Jareda.
- Jared ona nie może zostać z tym sama - zaczęłam
- Wiem - powiedział i spuścił wzrok, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku
- Chloe zasługuje... wasze dziecko - złamałam się - obiecaj mi coś
- Co? - zapytał - co mam obiecać?
- Że będziesz szczęśliwy, będziesz miał piękne dziecko a o mnie zapomnisz - powiedziałam
- Nie Violet - powiedział a łzy zaczęły płynąć z jego oczu - Kocham Cię Violet
- Tak musi być Jared, oni Ciebie potrzebują - rozpłakałam się na dobre więc złapałam torbę i wybiegłam z jego pokoju, pierwsze co zapukałam do Shannona
- Co się stało Violet?! - zapytał zdenerwowany
- Obiecaj mi coś - powiedziałam
- O co chodzi?
-  Dopilnuj żeby Jared był szczęśliwy - powiedziałam i wyszłam. Zaszłam do klubu, gdzie spotkałam Adama.
- Masz coś? - zapytałam
- Tylko heroinę
- Może być - odparłam, dałam mu pieniądze a on dał mi cały pakiet abym mogła wszystko zrobić, bo oczywiste że nie miałam niczego przy sobie, nie wiem co myślę, ani co robię
Strzał, ciemność, jestem idiotką.
- Violet Smith, schizofrenia 
- Szkoda dziewczyny, była taka młoda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz