Otwieram oczy, przede mną rząd ustawionych koło siebie łóżek szpitalnych, spoglądam na swoje dłonie, całe zakrwawione, a do mojej żyły podłączona jest kroplówka, krople lekarstwa powolnie wpływają do moich żył, podnoszę się lekko z pozycji leżącej, rozglądam się. Jestem sama. Nagle otwierają się drzwi, lekarz z grymasem na twarzy spogląda na mnie.
- Bardzo mi przykro - powiedział patrząc na moją twarz
- Nie rozumiem - odparłam odgarniając włosy ze swoich oczu.
- Szpital dla dusz - usłyszałam ze swojej prawej
- Nigdy stąd nie uciekniesz - słyszę z lewej
- Jak się zadomowisz to się przyzwyczaisz - znów słyszę
- Violet Smith nie przeżyła, ale jej dusza będzie siedziała w tym piekle aż odkupi swoje grzechy - słyszę za sobą, łapię się za głowę próbując cokolwiek zrozumieć.
- Zamknijcie się! - krzyknęłam nerwowo skulając się, łapiąc swoje kolana i nerwowo patrząc w podłogę. - Jared - mówię sama do siebie i zeskakuję z łóżka wyrywając podłączoną do mnie kroplówkę, nie wiem nawet gdzie idę, otwieram drzwi jakie wydają mi się właściwie.
- Ona by tego nie zrobiła - słyszę
- Ale zrobiła, Jared uświadom sobie to - jakaś kobieta przemawia
- Dlaczego nie alarmowała? - mówi przez cisnące się do jego błękitnych oczu łzy
- Umierała tyle razy, że stało się dla niej codziennością igranie z życiem i śmiercią
- Jared.... - wypowiadam ze swoich ust które są fioletowe od tego, że nie żyję? Bądź może mi tylko zimno... - Jared... - powtarzam
- Jeszcze wydaje mi się, że ją słyszę. Oszaleję Ruby - słyszę, rozmawia z moją przyjaciółką, o co chodzi, co ja znów zrobiłam.
- Ale z drugiej strony Jay spójrz na to, że właściwie to był wypadek, pędziła do mnie bo rodziłam. Pędziła jebane 150km/h. To moja pokurwiona wina - mówi i zalewa się łzami.
- Nie Ruby, to ja powinienem być z nią a nie grać ten pierdolony koncert. Żyłaby gdyby nie chciała abym tak bardzo był muzykiem - mówi z żalem
- Jared! - krzyczę zalewając się łzami - To nie wasza wina! - mówię
- Słysze ją - Jared robi dziwną minę - chyba zgłupiałem
- Słuchaj jej - powiedziała
- Każdy chcę iść do nieba, lecz nikt nie chce umierać... - urwane słowa z moich ust które napełniają się... krwią - nie mogę dłużej bać się śmierci, umierałam tysiąc razy... - z ust wypływa lepka krew, nie mogę jej zatrzymać
- Nie rozumiem jej, te słowa nie mają sensu - mówi Jared a Ruby po prostu go przytula - Nie dam sobie bez niej rady - powiedział
- Jesteśmy bezsilni - powiedziała przyjaciółka roniąc łzy. Obraz rozmywa się a ja znów siedzę na szpitalnym łóżku, patrzę na swoje zakrwawione dłonie, a scena rozgrywa się znów i znów i znów, toczy się w nieskończoność. Czy tak wygląda piekło? Moje pieprzone piekło?
Otwieram oczy i biorę głęboki oddech pomiędzy kolejnymi łzami, Jared spogląda na mnie i widząc że płaczę przytula mnie do siebie.
- To był sen - powiedział całując mnie w policzek
- Okropny sen - powiedziałam i przetarłam zapłakane oczy.
- Ale jesteś tu, nic się nie dzieje - powiedział spoglądając w moje oczy - co ci się śniło? - zapytał
- Umarłam, szpital dla dusz, widzę Ciebie i Ruby, a wy tęsknicie za mną.... - powiedziałam a łzy mimowolnie wypłynęły z moich oczu, Jared kciukiem przetarł delikatnie moje zapłakane powieki.
- Jestem tu, jesteś też tu ty. Żyjesz, to był koszmar - pocałowałam go, po czym uspokoiłam się i poszłam pod prysznic, zimny prysznic pozwolił mi zapomnieć o idiotycznym śnie jaki mnie dzisiaj nawiedził. Mieliśmy jutro naszą trzecią rocznicę. Byłam ciekawa czy Jared pamięta o tym, już trzy lata razem. Minęło tak szybko jakby było to jakieś kilka miesięcy. Ubrałam się pośpiesznie, Jared pojechał na próbę, dzisiaj mieli grać w małej knajpie swój pierwszy koncert, zaś ja posprzątałam cały dom mojej mamie, jakoś musiałam podziękować za to, że nas tu przyjęła. Postanowiłam, że też zrobię tym razem ja obiad, wyjęłam wszystkie potrzebne mi rzeczy do zrobienia obiadu, a wtedy mój żołądek na widok tego jedzenia ścisnął się na tyle, że wylądowałam klęcząc przed toaletą i zwracając poranne śniadanie. Umyłam zęby i twarz i postanowiłam powrócić do gotowania, tym razem nie zbierało mi się na nic, ugotowałam pierś z kurczaka i zrobiłam lekką sałatkę. Mina mamy kiedy wróciła a ja nakryłam do stołu była bezcenna. Około dziewiętnastej pojechałam na miejsce gdzie miał odbyć się koncert.
- Jesteś - powiedział radośnie Jared i pocałował mnie czule
- Dacie dzisiaj czadu?! Ubrałam specjalnie glany! - krzyknęłam do nich, nie zawiodłam się, ludzi było dość sporo, zrobiło się nawet małe pogo do którego z chęcią wskoczyłam chociaż czułam że Jared nie jest zbytnio zadowolony, po koncercie poszliśmy całą ekipą na piwo.
- Byliście genialni! - powiedziałam zachrypniętym głosem i pocałowałam Jareda.
- Dzika fanka numer jeden - rzucił Matt a ja się zaczęłam śmiać
- Oczywiście - uśmiechnęłam się i złapałam dłoń Jareda. Poszliśmy do małej knajpy i zakupiliśmy piwo, wypiliśmy je bawiąc się wspaniale. Zauważyłam, że podchodzi do nas jakaś blondynka a Jared i Shannon zaraz się uśmiechają
- Emma! - krzyknęli razem, zabawnie to wyglądało, dziewczyna podeszła do nas.
- No cześć, wróciliście do grania i ja nic nie wiem!? - zaśmiała się - Cholera by was wzięła - zaśmiała się znów, a Jared wskazał na mnie.
- To jest Violet, moja dziewczyna - uśmiechnęłam się i wstałam, podałam dłoń na powitanie
- Violet miło mi - dziewczyna odwzajemniła uśmiech
- Emma - uścisnęła moją dłoń. Okazało się, że Emma jest przyjaciółką obu braci, zarazem wkręciliśmy ją do akcji: THIRTY SECONDS TO MARS. Znów wróciliśmy z Jaredem do domu nad ranem.
Obudziło nas wschodzące słońce.
- Chce żebyś dzisiaj ze mną pojechała na wzgórza - powiedział Jared na powitanie, a mi mimo że udawałam, że nie pamiętam pojawił się uśmiech od ucha do ucha na twarzy, takie poranki mogą być wiecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz