czwartek, 27 lutego 2014

57. I love her

- Shannon, co ty tutaj robisz? - nie powiem, że nie zrobiło mi się miło kiedy go zobaczyłam, ale sądziłam, że pewnie nasłał go Jared aby powiedział mi, że mam sobie odpuścić.
- Ciężko tu co? - zapytał, stary Shannon, nie powiem że tęskniłam za naszymi wygłupami kiedy się poznaliśmy, kiedy postanowiłam spełnić marzenia Jareda, czemu wszystko musiało się tak pomieszać, dlaczego wybrałam tą drogę a nie inną.
- Jak z górki, a raz pod, życie normalne życie, tylko na innych falach niż wy, ale nie ważne. Opowiedz mi jak u Ciebie, jak trasa? - uśmiechnęłam się i usiadłam naprzeciwko niego na łóżku.
- Wiesz trasa, jak trasa dobra zabawa i dość dużo alkoholu - zaśmiał się - Pewnie sądzisz, że Jared mnie tu przysłał co? - halo bracie Jareda czy ty czytasz w mojej głowie? Bo właśnie tak myślę
- No nie powiem, że nie zdziwiło mnie twoje przyjście tu - powiedziałam - zresztą nie musisz się nade mną litować ani ty ani twój brat, już wiem co zrobię jak urodzę - powiedziałam i spuściłam wzrok, wpatrywałam się w swoje dłonie które nerwowo splatałam ze sobą.
- Co zrobisz? I nie lituję się, przyjaźnimy się chyba, pomimo tego co narobiło się, co zrobił ten idiota, dalej masz mnie jako przyjaciela Violet - powiedział a mi zrobiło się momentalnie ciepło na sercu, jedyny Shannon okazał się być dobry w momencie kiedy najbardziej potrzebowałam kogoś
- Oddaję je do okna życia, chcę żeby miało normalną rodzinę a nie matkę ćpunkę, oddam je a potem wrócę do swojego życia na ulicy - powiedziałam a do oczu cisnęły się łzy
- Nie będziesz cierpieć z tego powodu? - zagiął mnie, skubany zagiął mnie
- Będę, ale nie mam nawet z kim wychować tego dziecka, na wszystko obiecuję Ci, że to jest dziecko twojego brata, to będzie jego córka - wtedy na dobre się rozpłakałam nie mogłam ogarnąć tego wszystkiego, kochałam tą istotkę we mnie ale nie mogłam pozwolić żyć jej na ulicy, nie zasługuje na to - Przecież ona musi mieć dobry start w życie - wytarłam w rękaw zapłakane oczy - ze mną go nie będzie miała - powiedziałam całkiem spokojnie
- A może zadzwoniłabyś do mamy? - zapytał i spojrzał na mnie
- Nie odbiera telefonów - powiedziałam smutno
- A próbowałaś tutaj się dodzwonić? - wskazał na telefon
- Nie - powiedziałam
- A właśnie, sądzę żebyś zadzwoniła do mamy, przeszła ten odwyk i wychowała ją na wspaniałą kobietę jak ty z mamą - uśmiechnęłam się do niego mimowolnie, był wspaniały i życzyłam mu z całego serca aby spotkał kobietę jaka da mu najpiękniejszą miłość na świecie, taką jaką Jared darzył mnie.
- Shannon?
- Tak? - spojrzałam na niego, ale musiałam, musiałam zapytać.
- On ma kogoś prawda? - zapytałam łamiącym się głosem
- Przykro mi, na serio bo ta laska to totalna debilka - powiedział zły Shannon - ale ona nakierowała go na tą a nie inną wersję twojej ciąży, chciałem... - urwał, a ja po prostu się do niego przytuliłam, czułam że jest zdziwiony
- Dziękuję - odparłam i powróciłam do swojej poprzedniej pozycji - nie musisz się starać tego naprawiać, właściwie nie ma czego naprawiać, życz im ode mnie szczęścia - powiedziałam pomimo bólu - nie mów mu, że wiesz, że to będzie dziewczynka, nie mów mu nic.... - dodałam tylko
- Jak tak chcesz Violet - powiedział i spojrzał na mnie, a mi znów zbierało się na łzy - nie płacz już - powiedział i objął mnie ramieniem - kiedyś pożałuje, kocham mojego brata ale on na serio jest czasami przyjebany - powiedział Shannon - a Ciebie odwiedzę jeszcze, mam nadzieję że już w domu, i z małą na kolanach, słuchaj Violet odzywaj się, jedziemy teraz dalej w trasę wrócimy za cztery miesiące, więc pewnie urodzisz, ale pisz cokolwiek - uśmiechnął się i przytulił mnie jeszcze raz na pożegnanie. Wyszedł, a ja podeszłam do telefonu, spokojnie wykręciłam numer do mamy, była moim jedynym ratunkiem
- Słucham? - usłyszałam i zaczęłam płakać - Kto mówi? - zapytała znów
- Przepraszam - powiedziałam przez łzy
- Violet, skąd ty dzwonisz? - zapytała
- Jestem... - urwałam - leczę się - głęboki wdech - w szpitalu psychiatrycznym mamo - znów łzy - tak bardzo za Tobą tęsknię, wiem narobiłam wiele problemów, ale nie dam sobie bez ciebie rady, my sobie nie damy - powiedziałam i złapałam się wolną dłonią za brzuch który już być dość dobrych rozmiarów
- My? Dziecko, z kim ty jesteś? - zapytała
- Z nikim, Jared mnie zostawił, ale została mi ona - powiedziałam - jestem w ciąży, za cztery miesiące rodzę, nie dzwonię żeby wybłagać u Ciebie lokum, dzwonię bo tęsknię, i brakuje mi mamy, jestem tak samotna że zapomniałam co to obecność drugiej osoby, będziesz babcią, będziesz miała wnuczkę, jeszcze nie wiem jak ją nazwę - usłyszałam płacz po drugiej stronie - ty płaczesz? - zapytałam, na co mama odpowiedziała mi, że zobaczymy się niebawem.
Faktycznie, była u mnie cztery dni później, płakałyśmy obie w mojej izolatce, trzymając się za ręce, tak bardzo wszystko zawdzięczam Shannonowi, jak ja się odpłacę, mama miała dość dobry telefon z którego zrobiłam sobie z nią zdjęcie i wysłałam mu, po chwili zadzwonił.
- Mówiłem - zaśmiał się na powitaniu
- Uwielbiam Cię, dziękuję Shannon na serio uratowałeś nam życie - powiedziałam
- Muszę rozpieszczać bratanicę, która za niedługo przyjdzie na świat - zaśmiał się znów, wspaniały człowiek - muszę kończyć...
- Z kim ty do chuja gadasz? - usłyszałam Jareda
- Nie twoja sprawa - wydukał Shannon
- Pokaż no - usłyszałam szarpaninę - Mam! - krzyknął do słuchawki Jared - Z kim takim rozmawia mój popierdolony brat? - zabawny jak zawsze Jared, ścisnęłam dłonią koc
- Z twoją kurwa mać byłą i przyszłym dzieckiem, wiesz co zapomniałam życzyć ci szczęścia z twoją dziewczyną, dziecko jest Twoje, ale nie musisz się przyznawać, nie podam cię do papierów, poradzę sobie sama z naszą córką, bądź szczęśliwy Jared na serio  - powiedziałam, a potem usłyszałam że tylko Jared oddaje telefon bratu
-  Przepraszam za niego - powiedział Shannon
- Spoko, nie ma sprawy, dobra pewnie zaraz gracie, miłego koncertu
- Dzięki, trzymaj się - powiedział Shannon. Mama siedziała u mnie do późnego wieczoru, okazało się że w ósmym miesiącu ciąży czyli za trzy miesiące mogą mnie wypisać z tego psychiatryka, cholernie się cieszę, mama załatwia wszystko na przyjście małej i mieszkanie ze mną. Musi być dobrze, uda nam się.
- Przyjdę za tydzień, dzwoń codziennie! - pocałowała mnie w czoło i poszła, a ja nawet nie czułam się smutna, wiedziałam że teraz będzie coraz lepiej, i że nie będę ćpała, dla mojej córki.
Trzy dni po odwiedzinach mamy, a więc cztery po odwiedzinach Shannona, przyszedł do mnie dziwny list, powiedzieli że priorytetem z Kanady.
Violet! 
Okej, spierdoliłem, spierdoliłem wszystko, i nie piszę tego żeby uzyskać wybaczenie, bo nie wymagam tego, nie będę prosił żebyś wybaczyła takie coś, bo ja sam sobie nie wybaczam.
Jestem z Jasmine, ale wcale dobrze się nie czuję, ale nie chcę ludzi traktować jak przedmioty, nie wiem co mam właściwie robić.
Wpisz mnie jako ojca, będę płacił alimenty, musicie mieć obie pieniądze, dziecko jest kosztowne.
Nie zapominaj o mnie. bo ja o Tobie nie zapomnę
- J.

Koperta z listem spadła na podłogę a ja, nie pamiętam co zrobiłam, bo obudziłam się na oddziale.
- Zemdlałaś - powiedziała mi dziewczyna obok
- Kurde, to jednak mnie zszokowało - nie odpowiedziała więc patrzałam sobie przez okno, nareszcie normalne okno!
- Pani Smith, ma pani szczęście, że Pani nie upadła, bo wtedy mogłoby to się źle skończyć dla maluszka, siedziała pani na łóżku i po prostu na nim straciła przytomność, wszystko jest dobrze i u Pani i u dziecka - powiedział lekarz
- Cieszę się bardzo - uśmiechnęłam się
- Aczkolwiek musi pani zostać u nas jakiś czas na obserwacji - powiedział - mamy kogoś poinformować czy chce może pani zadzwonić?
- Chciałabym zadzwonić - powiedziałam, złapałam telefon, wiedziałam że czeka mnie poczta głosowa ale nie przejmowałam się zbytnio.
Zasługujesz na szczęście, nie ważne z kim ale zasługujesz i nie wymagam od Ciebie niczego, ja ci nie wybaczam bo nie mam czego, to raczej ty powinieneś mi wybaczyć za to że się stoczyłam i to wszystko zniszczyłam, chcę ją nazwać Lea, ale może masz inny pomysł. Kocham ją bardzo, mam nadzieję że będzie miała Twoje oczy, bo one są przepiękne, no i że talent po Tobie będzie miała. Trzymaj się tam
Potem zadzwoniłam jeszcze do Shannona, rozmawialiśmy ponad godzinę, powiedział że nie może się doczekać aż mnie zobaczy u mamy, i że będzie dobrze.
Chyba jestem wreszcie szczęśliwa, pomimo że nie mam Jareda, jestem szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz