Dzień 1
Proszę was, dajcie mi chociaż jedną pierdoloną działkę, a nie faszerujecie mnie kroplówką, dajcie mi heroiny, dajcie mi kokainy. Całą noc śniłam o moich ukochanych, o moich narkotykach, widziałam jak wpuszczam sobie w kanał jaki jest ledwo widoczny przez liczne wkłucia. Nie chciałam się budzić z tego pięknego snu, ale obudziła mnie lekarka podając mi "śniadanie". Już chyba jak żyłam na ulicy to miałam lepsze jedzenie bo tego jedzeniem nie nazwę, patrzała na mnie, jak cała trzęsę się i ledwo co funkcjonuję, trzeba się odtruć mówią, potem będzie lepiej - mówią.
A właściwie mi jest dobrze kiedy jestem naćpana, nie muszę znosić tego wszystkiego co stało się w moim życiu i stać się jeszcze może. Telefon lekarki rozbrzmiał, był tak cholernie głośny że z bólu głowy zaczęłam ryczeć.
- Przykro mi, mówiłam panu, że nie jest gotowa - powiedziała, wytężyłam słuch aby usłyszeć głos po drugiej stronie ale go nie rozpoznałam, szczerze lepiej. Nie chciałam widzieć tutaj nikogo prócz samej siebie, zdychającej z głodu. Głodu narkotycznego.
Widok ścian w psychiatryku przyprawiał mnie o mdłości, nie było tu za grosz koloru, kiedyś kupię farbę i wymaluję im ściany na zielono, albo fioletowo, obojętnie byleby był tu jakiś kolor prócz tego biało-szarego widoku.
Dzień 14
Wyobraź sobie dwa tygodnie na głodzie, nie jesz, nie pijesz, rzygasz dalej niż kot, masz gorączkę, pocisz się jak jakaś spasła świnia a twoje sumienie zaczyna rozliczać się z Tobą.
- Jesteś złym człowiekiem Violet - tyle wiem sama. Dzisiaj ma przyjść Jared, uparł się, że musi mnie odwiedzić, a lekarka sądzi, że to pomoże w moim leczeniu - szczerze wątpię. Co przyjdzie, zaliczy mnie na łóżku szpitalnym w mojej izolatce, i potem odejdzie a ja znów zostanę sama ze swoimi problemami, nie wiem w czym ma mi to pomóc. Ale cóż, ja nie mam tu nic do gadania.
- Gość przyszedł Violet - usłyszałam
- Niech wejdzie już - powiedziałam zimno patrząc się w podłogę, wszystko cholera strzeliła kiedy zobaczyłam jego wzrok na mnie, wzrok jaki przeszywał mnie całą, jakby czytał wszystko co mnie boli, niezbyt byliśmy rozmowni siedzieliśmy naprzeciw siebie, ja płakałam a on trzymał mnie za rękę, ciągle było mi niedobrze, latałam do łazienki i rzygałam. Narkotyki nie opuściły jeszcze mojego organizmu, i muszą jakoś z niego wyjść... Jared ściskał moją dłoń, wiedziałam że chciałby żeby było dobrze, ale nie rozumiałam co on nadal we mnie widział, tyle razy go odepchnęłam, mówiłam mu jaki nie jest, mówiłam okropne rzeczy, jeszcze gorsze robiłam, a on ciągle jest przy mnie, jako jedyny. Mama wyprała się córki kiedy dowiedziała się, że ćpam. A tak bardzo za mną stała, tak bardzo mnie "kochała" a teraz ma mnie w dupie. Jared przyniósł gitarę, opowiadał mi jak jest na trasie, że nagrali teledysk. Mówił tak wspaniale, a ja wsłuchiwałam się w każde jedno słowo jakie mówił. Wyjął gitarę z pokrowca i zagrał mi coś nowego co napisał
Tell me would you kill to save a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn let it all burn
This hurricane chasing us all underground
Uśmiechnęłam się lekko, a on gdy przestał grać złapał mnie za rękę, zespół rozwijał się z niewyobrażalnie szybką i ogromną mocą, cieszyłam się, bo o tym Jared marzył. Objął mnie delikatnie ramieniem a ja oparłam się o jego klatkę piersiową, czułam wewnętrzny spokój ale zarazem niepokój, ale nigdy nie potrafiłam powiedzieć nie Jaredowi, musnął delikatnie moje wargi i obiecał że wróci niedługo, wyszedł a ja znów zostałam sama, z wyrzutami sumienia, z coraz większym dołem, z pustką jakiej nie potrafiłam zapełnić. Zapełnić potrafiły ją tylko heroina i kokaina, ale jej tutaj nie miałam.
Dzień 27
Powoli dostaję w głowę z tymi ludźmi, nie rozmawiam z nikim, tylko z Jaredem który przychodzi co dwa dni, znacznie mi lepiej, już nie śnię o narkotykach, widzę tylko czasem mojego oprawcę, rozmawiamy sobie, mówi mi, że w piekle wcale nie jest tak źle jak się wydaje. Śmieszne, już się go nie boję, czasami czuję że on też jest samotny. Wybaczyłam mu. Dlaczego mam mu nie wybaczyć? Nie zabił mnie, a dzięki niemu poznałam prawdziwe życie.
- Czasami czuję się jak ty, czuję, że nie mam nikogo, dlatego robię to co robię
- Każdy czyn ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości
- Przez to kurwienie się i ćpanie pewnie nigdy nie będę mogła mieć dziecka - powiedziałam z wyrzutem do samej siebie. Potem on zniknął a do sali wszedł Jared, teraz rozmawialiśmy, całowaliśmy się na powitanie, czasami gdy nawet nas zaszło w ciszy kochaliśmy się na moim szpitalnym łóżku, wszystko było całkowicie zakręcona, ja i on w szpitalu psychiatrycznym. Usiadłam mu na kolanach, a on objął mnie w pasie i głowę położył na moim ramieniu, patrzeliśmy przez malutkie okienko w moim pokoju, czasami wydawało mi się, że to wcale nie jest psychiatryk tylko więzienie, przez kraty w oknach zapewne.
- Jak już wyjdziesz kupimy sobie takiego psa jak zawsze chciałaś, owczarka, kupimy go i będzie Cię bronił kiedy ja będę w pracy - pocałował mnie w policzek
- A potem kiedy wrócisz z pracy będziemy kochać się do upadłego - zaśmiałam się
- A potem staniemy na ślubnym kobiercu - pocałował mnie czule
- A ja urodzę nam zdrowego chłopczyka i nazwiemy go najsłodszym imieniem na ziemi - uśmiechnęłam się - Będziemy mieli dwójkę dzieci i nigdy nie zmądrzejemy - zaśmiałam się, był u mnie jeszcze z jakieś dwie godziny po czym ja musiałam iść na terapię, pocałowałam go i poszłam do sali gdzie to wszystko się działo, koło mnie siedział mój oprawca a przede mną mój ukochany synek. Dziwne, bo James nie bał się oprawcy, właśnie nawet go lubił.
- Kocham cię James - powiedziałam do synka a on wskoczył na moje kolana i zaczął śpiewać jakieś piosenki, był taki kochany. Właściwie zdawałam sobie sprawę z tego, że moja schizofrenia daje swoje znaki, ale nie chciałam go stracić, miałam mojego synka, może nie mogłam go fizycznie mieć, ale miałam go psychicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz