- Głupi! - krzyknęłam i rzuciłam w jego stronę szmatą jaką myłam podłogę, biedny dostał w nogawkę
- Chora! - krzyknął
- Też Cię kocham - wytknęłam język i podeszłam do niego aby zabrać szmatę i kontynuować mycie podłogi. Objął mnie w pasie i pocałował w policzek
- Nie puszczę cię - zaśmiał się słodko i zaczął całować
- Gołąbeczki - rzucił Matt a Shannon zaczął się śmiać
- Łazienka jest na wprost a potem w lewo - oblałam go głupim spojrzeniem, po czym ten zaczął się jeszcze głośniej śmiać, dzień mijał mi w idealnej atmosferze, potem był koncert.
- Chciałbym poprosić kogoś specjalnego aby wszedł na scenę - powiedział nagle Jared a reflektory skręcono na mnie - No chodź Violet - powiedział i podał mi rękę abym wspięła się na scenę. - Mamy trzecią rocznicę i dla Ciebie specjalnie zagramy piosenkę którą dopiero co napisaliśmy - uśmiechnął się i musnął mój policzek, omal się nie rozpłakałam ale musiałam się trzymać żeby nie wyjść na miękką laskę w glanach. Śmiesznie brzmi, prawda?
A revolution has begun today for me inside
The ultimate defence is to pretend
Revolve around yourself just like an ordinary man
The only other option to forget
Does it feel like we’ve never been alive?
Does it seem like it's only just begun?
To find yourself just look inside the wreckage of your past
To lose it all you have to do is lie
The policy is set and we are never turning back
It’s time for execution; time to execute
Time for execution; time to execute!
Does it feel like we’ve never been alive?
Does it seem like it’s only just begun?
Does it feel like we’ve never been alive inside?
Does it seem like it’s only just begun?
It’s only just begun
The evolution is coming!
A revolution has begun!
The evolution is coming!
A revolution has, yeah!
Pomimo swojej obrony łzy i tak spłynęły po moich policzkach, to była piosenka jaką Jared śpiewał i grał kiedy byłam pod prysznicem. Tłum zaczął bić brawa potem śpiewali nam sto lat, ten koncert zapadnie w mojej pamięci już do kresu moich dni. Wróciliśmy do domu, przebraliśmy się i pojechaliśmy na wzgórza, widziałam, że Jareda coś dręczy, ciągle ściskał dziwnie dłonie, i spoglądał na mnie próbując wyczytać wszystko z mojej twarzy co może być jakimś dziwnym akcentem. Nie rozumiałam nic. Sytuacja rozluźniła się kiedy już rozłożyliśmy koc i usiedliśmy na nim opierając swoje ramiona o siebie. Mogłabym przysięgać że tak było mi idealnie i mogłabym żyć tak do końca mojego życia,z tym człowiekiem. Słońce powoli zachodziło a my powolnie sączyliśmy wino z kieliszków i radowaliśmy się sobą. Po trzech latach wojny, ciągłych problemów nadszedł czas aby zacząć żyć jak normalne pary, spokojnie.
- Violet.. - zaczął trzymając mocno moją dłoń - chciałbym abyś wiedziała, że jesteś dla mnie wszystkim co mam, i bez ciebie nie byłbym tym kim jestem, nie byłbym sobą - uśmiechnęłam się a on wziął głęboki wdech - może to wszystko jest takie tandetne i mało oryginalne ale to jedyne co potrafiłem wymyślić...
- Jared... - położyłam dłoń na jego ramieniu a akcja zmieniła swój tok działania. Wstał a ja spojrzałam na niego zdziwiona
- Violet nie dam rady.. - zaczął
- Co Jared? - zapytałam
- Nie dam już dłużej rady, przepraszam - powiedział a łzy cisnęły się do moich oczu z cholerną siłą, nie wiedziałam co ja bez niego zrobię, zaczęły płynąć szybko, podszedł do mnie i otarł moje zapłakane oczy po czym namiętnie pocałował, a ja poczułam że nasze dłonie się łączą w ujęciu, nie rozumiałam już nic, pomimo że mnie całował łzy nie uspokoiły się i ciągle spływały po moich policzkach, poczułam coś zimnego na palcu, po czym twarz Jareda tuż nad moją.
- Nie dam dłużej rady, więc proszę Cię Violet Smith - chwilachwila, czy właśnie.. nie.. to nie... matko....
- Violet, zostaniesz moją żoną? - zaniemówiłam patrzałam w jego niebieskie oczy a łzy tym razem szczęścia spływały po moich policzkach - Violet? - zapytał znów
- Jared... Ja....
Pomimo swojej obrony łzy i tak spłynęły po moich policzkach, to była piosenka jaką Jared śpiewał i grał kiedy byłam pod prysznicem. Tłum zaczął bić brawa potem śpiewali nam sto lat, ten koncert zapadnie w mojej pamięci już do kresu moich dni. Wróciliśmy do domu, przebraliśmy się i pojechaliśmy na wzgórza, widziałam, że Jareda coś dręczy, ciągle ściskał dziwnie dłonie, i spoglądał na mnie próbując wyczytać wszystko z mojej twarzy co może być jakimś dziwnym akcentem. Nie rozumiałam nic. Sytuacja rozluźniła się kiedy już rozłożyliśmy koc i usiedliśmy na nim opierając swoje ramiona o siebie. Mogłabym przysięgać że tak było mi idealnie i mogłabym żyć tak do końca mojego życia,z tym człowiekiem. Słońce powoli zachodziło a my powolnie sączyliśmy wino z kieliszków i radowaliśmy się sobą. Po trzech latach wojny, ciągłych problemów nadszedł czas aby zacząć żyć jak normalne pary, spokojnie.
- Violet.. - zaczął trzymając mocno moją dłoń - chciałbym abyś wiedziała, że jesteś dla mnie wszystkim co mam, i bez ciebie nie byłbym tym kim jestem, nie byłbym sobą - uśmiechnęłam się a on wziął głęboki wdech - może to wszystko jest takie tandetne i mało oryginalne ale to jedyne co potrafiłem wymyślić...
- Jared... - położyłam dłoń na jego ramieniu a akcja zmieniła swój tok działania. Wstał a ja spojrzałam na niego zdziwiona
- Violet nie dam rady.. - zaczął
- Co Jared? - zapytałam
- Nie dam już dłużej rady, przepraszam - powiedział a łzy cisnęły się do moich oczu z cholerną siłą, nie wiedziałam co ja bez niego zrobię, zaczęły płynąć szybko, podszedł do mnie i otarł moje zapłakane oczy po czym namiętnie pocałował, a ja poczułam że nasze dłonie się łączą w ujęciu, nie rozumiałam już nic, pomimo że mnie całował łzy nie uspokoiły się i ciągle spływały po moich policzkach, poczułam coś zimnego na palcu, po czym twarz Jareda tuż nad moją.
- Nie dam dłużej rady, więc proszę Cię Violet Smith - chwilachwila, czy właśnie.. nie.. to nie... matko....
- Violet, zostaniesz moją żoną? - zaniemówiłam patrzałam w jego niebieskie oczy a łzy tym razem szczęścia spływały po moich policzkach - Violet? - zapytał znów
- Jared... Ja....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz