wtorek, 11 lutego 2014

37. Revolution

Lot do Los Angeles opóźniony o kolejne 3 godziny...
- Mamy szczęście Jared nie ma co - rzuciłam siedząc na zimnych kafelkach a głową opierając się o walizkę. Uśmiechnął się lekko, siedzieliśmy już na lotnisku piątą godzinę, awaria, tak to nazwali, a my pędziliśmy jak głupi na ten samolot.
- Pośpisz w samolocie, nie marudź już bo widzę że zmęczona jesteś - powiedział i pocałował mnie w czoło, faktycznie byłam nie wyspana, przeprowadzka nie jest taka prosta jak się wydawało, jeszcze mama będzie się denerwowała dlaczego tak późno i tak dalej, pomimo tego, że napisałam jej sms'a że mamy opóźnienie ona i tak będzie drążyć temat. Mijały kolejne minuty, godziny i po w sumie sześciu godzinach oczekiwań wsiedliśmy do samolotu.
- Nareszcie - powiedziałam z ulgą na co Jared tylko się zaśmiał. Spałam cały lot do LA oparta głową o tors Jareda, on zaś ciągle coś pisał w notatniku, kiedy chciałam zobaczyć co to nie dał mi nawet spojrzeć.
Ciepłe słońce bijące z plaż Miami obija się o nasze opalone ciała, leżymy na rozżarzonym piasku, w okularach przeciwsłonecznych, w tle słychać ludzi, śmiejących się a my siedzimy tak jakby zatrzymał się czas, jakby wszystko co było inne nie istniało. 
- Dziękuję Ci Violet, że mnie naprowadziłaś na tą drogę - powiedział muskając delikatnie moje usta
- Za niedługo wydacie następną płytę, będziecie jeszcze bardziej popularni a ty o mnie zapomnisz - zaśmiałam się a on zrobił swoją głupią minę. Powodziło nam się, pracowałam jako reporterka w jednej z ważniejszych  telewizji amerykańskiej. Jared i jego zespół odnosili coraz większe sukcesy. 
- Mogę przeleżeć tak całą wieczność - mówi, a dwójka prześlicznych dzieci siada przy naszych nogach, nasze dzieci. Bliźnięta, dwóch chłopców cholernie podobnych do Jareda z bujną fryzurą i uśmiechem rodem Leto. Spoglądam na swoją dłoń, błyszczy na nim złota piękna obrączka, ja Violet Leto, szczęśliwa amerykańska rodzina wolna od nałogów. Kochająca się rodzina. 
- Mamo, chcemy watę cukrową - mówi jeden z chłopców, Jared podnosi się i łapie dwójkę za ręce 
- Pójdę z wami, ale pod jednym warunkiem - uśmiechnął się - musicie słuchać się mamy - oczywiście składana obietnica posłuszeństwa i poszli. Słońce rani moje oczy, więc zakładam okulary przeciwsłoneczne, i zajmuję się lekturą książki. Wracają, dzieciaki uradowane a Jared cały w wacie cukrowej. 
- Patrz jak mnie załatwili, teraz ja ich załatwię - złapał oboje i poszli do wody. 
Jestem szczęśliwa... 
- Violet jesteśmy - mówi Jared, ten sen był zbyt piękny żeby był prawdziwy, wysiadamy z samolotu i kierujemy się od razu na parking gdzie możemy znaleźć jakąś taksówkę, wsiadamy.
- Oddam wszystko za wygodne łóżko, mama mówiła że kupiła podwójne, nie będzie nikt musiał na podłodze spać - uśmiechnęłam się a Jared zrobił swoją złowrogą minę. Głupi, jaki on jest głupi równie głupi jak ja. - Głupi! - zaśmiałam się a on pocałował mnie w policzek. - mamo przepraszamy nie mieliśmy jak być szybciej - powiedziałam na starcie
- Nic nie szkodzi dzieci, idźcie lepiej spać - zaśmiała się i otworzyła nam drzwi do pokoju, faktycznie było podwójne duże łóżko i nowa duża szafa, pomyślała o nas.
- Ja już nie wstaje - powiedział Jared jak położył się na łóżku zajmując je całe, rzuciłam się na niego
- To będę spała na Tobie - zaśmiałam się a on nawet się nie ruszył, zasnął. Zaczęłam się śmiać a potem jakoś go przepchnęłam na jedną stronę łóżka.
Obudziliśmy się około szesnastej dnia następnego, mama była w pracy, zostawiła nam obiad.
- Idę pierwszy pod prysznic księżniczko! - wytknął mi język i pobiegł do łazienki, dogoniłam go i weszłam z nim
- Biorę wannę! - krzyknęłam a on tylko się zaśmiał, zdjął swoje ubrania i poszedł pod prysznic. Ja w tym czasie nalałam sobie wody do wanny i płynu i siedziałam w wannie, a on golił się i denerwował mnie
- Piana, piana na twarzy, będę mikołajem - przykleił sobie pianę do brody
- Duże dziecko - powiedziałam i zaśmiałam się
- Przesadzasz panno dorosła - powiedział, a ja tak pociągnęłam go za rękę że wylądował ze mną w wannie
- Nie ma miejsca, spadaj Leto - powiedziałam i wytknęłam mu język
- W łóżku nie narzekasz - zaśmiał się, objął mnie rękoma w pasie i pocałował - teraz też ci się podoba - uśmiechnął się
- Chcę się wykąpać Jareeed - zrobił smutną minę i wyszedł z wanny, okrył się ręcznikiem i poszedł do pokoju.
- Moja gitara przyszła o tak - krzyknął radośnie jak dziecko i zaczął grać, musiał coś wymyślać bo dopiero co podkładał jakieś dźwięki pod tekst, usłyszałam tylko kawałek..
A revolution has begun today for me inside
The ultimate defence is to pretend
Revolve around yourself just like an ordinary man
The only other option to forget
- Co grasz? - powiedziałam wchodząc do pokoju
- Nic - odparł i odłożył gitarę
- Jaki tajemniczy - powiedziałam
- Czasem muszę - odparł i otworzył naszą walizkę, mieliśmy rzeczy razem więc zrobił niezły bałagan żeby dojść do tego co chciał ubrać, przy okazji znalazł mi bieliznę więc nie musiałam dużo przebierać. Ubrałam na siebie jeansy i bluzkę którą doradził mi kiedyś abym kupiła Jared, była już przedarta w niektórych miejscach, ale za bardzo ją kochałam żeby jej nie nosić. Zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam radośnie otworzyć.
- Shannon! - krzyknęłam radośnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz