piątek, 28 lutego 2014

58. I miss you and nothing hurts like no you.

Jedynym i właściwie największym wsparciem w ciężkim czasie był Shannon, wszystko mnie dziwiło, właściwie powinien stać po stronie brata, pomagać mu. A wybrał mnie w tej sprawie, postanowił wyciągnąć rękę do ćpunki która spodziewa się dziecka. Z jednej strony cieszę się że mała zostanie ze mną ale z drugiej boję się, że nie będę w stanie zapewnić jej właściwego rozwoju. Czasami dzwonił Jared, pytając co u mnie, mieliśmy że tak to określę normalny kontakt. Tygodnie leciały, czas leciał a ja tylko oczekiwałam aż moja córka przyjdzie na świat, wypisują mnie dzisiaj do domu i zostaje miesiąc do terminu, nie powiem, że czuję się dobrze, bo cholernie spuchły mi nogi i ciężko mi jest już się poruszać bo brzuch jest na prawdę duży. Na szczęście z dzieckiem wszystko dobrze, oczywiście urodzi się mniejsza niż wszystkie dzieci, ale mówią że z usg wynika że wszystko jest w porządku.
Boję się porodu, boję się, że będzie cholernie bolało, że nie dam rady urodzić, dużo o tym myślę.
Ostatnio często myślę nad swoim życiem, i jedyne co przy nim mnie trzyma to dziecko.
Może to jakiś plan dla mnie żeby zmieniła życie, dla niej.  Ale i tak ciągle nie omijał mnie smutek po stracie, niby mnie rozumiał że pojął że to będzie jego córka, ale nie może tak okrutnie potraktować Jasmine..
A zastanowił się czasami jak mnie potraktował? Ja też go raniłam, ale on zostawił mnie i na pożegnanie powiedział że jestem szmatą, no ale cóż takie moje nieszczęśliwe życie.
Poczułam mocny skurcz, jeden a potem poczułam jakbym się zsikała, cholera jasna jeszcze miesiąc! Przytrzymałam się ściany, miałam wychodzić tak, a właśnie zaczęłam rodzić, cholera jasna.
- Nie patrz tak na mnie zawołaj kogoś! - krzyknęłam do laski która patrzała na mnie, kolejny skurcz. - Kurwa mać! Ja rodzę do cholery! - wtedy dopiero zebrali się lekarze, wsadzili na wózek inwalidzki, i właściwie pojechałam do szpitala karetką psychiatryka, śmieszne było jechać na łóżku z pasami zwijając się z powodu kolejnych skurczów, zadzwonili do mamy a ja wysłałam sms'a do Shannona.
" Bratanica ci się rodzi, jak to przeżyję to się odezwę"
Nie miałam wystarczającego rozwarcia, kazali czekać, nie wiem o co chodziło, po 30 minutach leżałam na sali porodowej, kazali mi przeć.
- Jeszcze raz! - usłyszałam od pielęgniarki
- Nie dam rady - łzy spływały po moich policzkach
- Dasz, wdech i przyj! - krzyknęła, jakoś znalazłam ostatki siły, i kiedy usłyszałam już płacz zaraz cały ból zniknął, rozpłynął się jak bańka mydlana. Po chwili przyniesiono mi małego aniołka, położyli mi ją na piersi. Była taka piękna. Moja córeczka, moja najukochańsza.
Potem musieli ją zabrać na wszystkie badania, a ja mogłam odetchnąć, chociaż urodziła się miesiąc szybciej wszystko było w porządku, ale jak to na wcześniaka musiała leżeć w inkubatorze. Mama przyjechała do mnie zaraz po porodzie, zachwycała się moją dzielnością i zarazem wnuczką. Potem rozbrzmiał telefon.
- Tak? - zapytałam
- Myślałem, że nie żyjesz! - zaśmiał się
- Żyję, żyję - także się zaśmiałam - jest piękna - powiedziałam - teraz jest w inkubatorze, ale i tak jest piękna, i najważniejsze zdrowa! - krzyknęłam do słuchawki radosna
- Cieszę się bardzo, już nie mogę się doczekać aż ją zobaczę pewnie dobra laska z niej wyrośnie, będzie łamać serca małym chłopcom - zaśmieliśmy się oboje
- Mówiłeś mu? - zapytałam
- Nie ma go ze mną, jest z Jasmine - powiedział Shannon
- Wpisałam go, ale ze względu że nie ma go przy mnie musi zrobić test, ale nie mów mu, przyślą pismo, wtedy się dowie że ma córkę - łzy spłynęły po moich policzkach.
- Dasz sobie radę Violet - powiedział Shannon
- Wiem, ale dziecko powinno mieć ojca - zaczęłam - ale nie chcę żeby był ze mną na siłę, jak ją kocha to życzę im szczęścia z całego serca - westchnęłam
- Nie kocha jej, jest z nią bo może załatwić kontrakt, mówiłem że mam wyjebane na ten kontrakt i niech się z nią nie wiążę ale się uparł - cios w plecy perfidny cios w plecy, może ja założę agencję i powiem że jak ze mną będzie to wypromuję ich na cały świat... wszystko kręci się wokoło pieniądza, zaczęłam ryczeć, miałam nadzieję ze go odzyskam teraz wiem że nie. Będzie z nią bo będą mieli kontrakt...
- Jestem zmęczona, przepraszam - rozłączyłam się i zasnęłam chwilę jeszcze płacząc w poduszkę.
Rano czułam się znacznie lepiej i pierwsze co to poszłam do mojej księżniczki, Jared zaproponował imię, Nina i tak zostało jakoś spodobało mi się to imię no i nie będzie miała inicjałów L.L bo oczywiście nazwisko ma po ojcu, tak zadecydował Jared.
 Nina Leto witaj na świecie, witaj owocu miłości Violet i Jareda. Witaj promyczku...
Patrzałam na nią przez ten inkubator, była taka spokojna, cały dzień spędziłam przy niej.
Będzie miała genialnie życie chociaż będę musiała stawać na głowie żeby zapewnić jej dobry byt to będę to robiła. Dla niej zrobię wszystko. Łącznie z zaprzestaniem ćpania - postanowione.
Mam nadzieję, że masz się dobrze, musisz zrobić testy, potwierdzą to fakt, że dziecko jest twoje. W liście wszystko ci wytłumaczyli... Mieszkam u mamy, faktycznie wiesz co Jared? Czuję się źle, ba czuję się fatalnie, najbardziej boli mnie to, że odchodząc uświadomiłeś mi jaką jestem debilką, winię siebie po dzisiejszy dzień, i ciężko mi pomimo, że mała daje mi tyle szczęścia, ale zarazem przypomina mi o nas, tęsknię i myślę o tobie codziennie, i nie wiem jak sobie z tym poradzić, pewnie zaraz literki na tej kartce zaczną się mi zlewać, bo cholernie chce mi się płakać.Nie jestem silna, myślałam że jestem kiedy ćpałam, bo narkotyki dawały mi taką świadomość, teraz kiedy jestem czysta jak łza czuję się podle, przepraszam za całe zło jakie ci wyrządziłam, mam nadzieję że za niedługo Jasmine urodzi ci dziecko z którego będziesz bardziej szczęśliwy niż z Niny. Wiesz właściwie jak nie chcesz nie pojawiaj się, po prostu może jej będzie łatwiej, żyć bez taty. Boli mnie to, że ani razu nie zadzwoniłeś z własnej woli tylko dzwoniłeś kiedy to ja się nagrałam, nie zapytałeś właściwie czy jest mi dobrze, czy jestem szczęśliwa, ułożyłeś sobie, że wrócę do ćpania, a dzieckiem zajmie się moja mama, a ja zaćpam się na śmierć, wiem że byś tego chciał abym nie była wiecznym problemem, widzę jak bardzo mnie nienawidzisz Jared, i to mnie zabije, kiedyś mnie to zabije, teraz żyję dla niej ale jak podrośnie nie wiem co zrobię, chciałabym rzucić się pod pociąg... Nienawidzę siebie i tej sytuacji, nie odpowiadaj na to, spal to i zapomnij o Violet która pokochała Cię całego, nie twoje pieniądze, tylko twoją duszę. Jest tylko jeden człowiek na ziemi którego potrafiłabym pokochać tak samo jak Ciebie, ale nie mogę tego zrobić, jest za blisko Ciebie... Dobrze wiesz o kim piszę, jako jedyny wyciągnął dłoń do ćpunki która potrzebowała żeby tylko ktoś był, żeby miała do kogo zadzwonić. Kiedy byłam naćpana, ciągle byłam w pewnym stopniu sobą, tylko nie było problemów... Właściwie Jared to was obu kocham, twojego brata jak przyjaciela ciebie jak męża... I nigdy chyba się tego nie pozbędę. Kończę, muszę nakarmić naszą córkę, jest cholernie do Ciebie podobna... ale mniejsza o to...żegnaj Jared 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz