środa, 5 lutego 2014

34. Save me

Czas w Los Angeles mijał nam bardzo szybko, te dwa tygodnie spędziliśmy na próbach, zakupach i spotkaniach z rodziną. Moja mama i mama Jareda bardzo się polubiły, rozmawiały nawet o naszym ślubie. Cieszyłam się niezmiernie, że tak się dogadują i umówiły się nawet na spotkanie po naszym wyjeździe. Wspominam sobie te piękne dwa tygodnie kserując papiery dla szefa, myślałam że ta praca będzie wyglądała inaczej – bardziej ambitnie. No ale cóż, nie było tak źle, a pieniądze były nam potrzebne jeżeli chcieliśmy się wyprowadzić.
- Violet proszę mogłabyś sprawdzić mi czy to jest składne i dobre? – powiedział Johny, uśmiechnęłam się sztucznie i zabrałam plik papierów
- Przyjdź na piętnaście minut – rzuciłam do niego i zaczęłam czytać tekst, nie dość że był pisany językiem piętnastolatka to posiadał wiele błędów, poprawiłam je lekko ołówkiem i oddałam pracę
- Dzięki, jesteś wielka – usłyszałam i zniknął z mojego pola widzenia. Czułam, że napuchły mi już nogi od ciągłego biegania bo biurze i załatwiania wszystkiego, nie była to praca moich najskrytszych marzeń ale nie była także taka okropna jak wydawać się mogło. Wróciłam grubo po godzinach do domu, Jareda jeszcze nie było a ja mogłam skorzystać z długiej kąpieli jaką uwielbiałam po ciężkim dniu pracy.  Potem położyłam się spać wiedząc, że mój chłopak będzie bardzo późno nawet na niego nie czekałam. Przebudziłam się tylko kiedy usłyszałam otwieranie drzwi, ale po dłuższej chwili nikogo w mieszkaniu nie było.  Wstałam więc zaspana z łóżka i powędrowałam do salonu który graniczył z korytarzem i drzwiami frontowymi. Poczułam ścisk w żołądku zapalając światło
- Kurwa mać! – krzyknęłam i opadłam na ziemię, odsuwając się do fotela, on tu był, nie potrafię określić mojego przeraźliwego płaczu i krzyków, potem tylko poczułam że drzwi ponownie się otwierają. – Idź sobie, nie weźmiesz mnie znów – zaczęłam krzyczeć do mężczyzny stojącego kilka metrów ode mnie, drzwi szybko się zamknęły a Jared wpadł i zaraz ukucnął koło mnie, spojrzał na mnie, musiałam wyglądać tragicznie, bo sam się przestraszył
- Co tu się stało? – powiedział zapalając światło w całym salonie, odwróciłam się, ze stołu pospadały talerze, książki z półek pozrzucane i ja w koszuli nocnej ściśnięta w kłębek rycząca i krzycząca wniebogłosy
- On tu był – powiedziałam a on wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju, pocałował w czoło.
- Nikogo już nie ma, jesteśmy sami – powiedział i po prostu ubrał się w piżamę i wszedł do łóżka mocno mnie do siebie przytulając, uspokoiłam się fakt, ale strach nadal całą mnie ogarniał. Zasnęłam jakoś przed trzecią, obudziłam się po piątej w całkowitym nieładzie, cała spocona, i ledwo żyjąca. Pierwsze co to poszłam pod prysznic, wzięłam szybką kąpiel i ubrałam się, pomalowałam i poszłam do kuchni zrobiłam sobie kanapki i kawę, Jared zdążył wstać i wypiliśmy ją razem.
- Kogo wczoraj widziałaś? – zapytał Jared
- Go – załamał mi się głos a do oczu napłynęły łzy, powstrzymałam je z wielką dumną że mi się udało
- Za niedługo będzie lepiej – powiedział Jared i uśmiechnął się
- Boję się, że to wraca – powiedziałam
- Co wraca skarbie? – zapytał się
- Choroba, że znów uderzy z taką siłą jak wtedy, boję się Jared przeraźliwie się boję – powiedziałam i nie powstrzymałam łez, jedno szczęście że mój makijaż został na swoim miejscu
- Zapiszę cię do lekarza dobrze? – powiedział i złapał mnie za rękę
- Dziękuję – odparłam i wstałam żeby wyjść do pracy
- Poczekaj, odprowadzę Cię – powiedział i szybko narzucił na siebie jeansy i luźną bluzę, wyszliśmy i szliśmy spokojnie w stronę mojego biura trzymając się za dłonie.
- Niezły numer odwaliłam, pewnie pół ulicy mnie słyszało – spuściłam wzrok
- To nie jest zależne od Ciebie Violet, nie przejmuj się – powiedział całując mnie, przechodziliśmy koło parku, po jakiś pięciu minutach byłam  pod budynkiem mojej pracy, pocałowałam Jareda.
- Kocham Cię, do wieczora – rzuciłam radośnie a on jeszcze raz mnie pocałował i odpowiedział tym samym, weszłam do pracy z uśmiechem na twarzy który nie zniknął mi do samego końca. Potem byłam umówiona z Ruby, miałyśmy szykować jej imprezę urodzinową, oczywiście bez żadnych procentów bo była w ciąży. Obeszłyśmy chyba miliard sklepów kupując dodatki, urodziny miała w sobotę i szłam na nie z Jaredem, oboje nie mogliśmy się doczekać, miała to być nasza odskocznia od pracy i  chcieliśmy bardzo dobrze się bawić.
- Ruby boję się, że znów ta schizofrenia mnie wymęczy, miałam wczoraj atak, widziałam tego gnojka – powiedziałam
- Spokojnie, pójdziesz do lekarza, Jared Cię zarejestruje, dadzą ci nowe leki, i będzie wszystko dobrze, nie dramatyzuj – powiedziała uśmiechając się
- Wiem, wiem ale czuję jakbym była ciężarem, jestem chora i rujnuje przez to życie Jaredowi, chce żeby był muzykiem, sławnym rockmenem, miał swoją trasę, a jak wybiorę się z nim jak jestem pieprzoną chorą psychicznie dziewczyną? – powiedziałam za oczy znów nabrały wody aby płakać
- Nawet mi tu nie rycz – otarła moje mokre już oczy – jesteś normalna, nie jesteś chora psychicznie przestań tak mówić. On cię kocha taką jaką jesteś, pokochał cię taką, i taką cię będzie kochał Violet zrozum to w końcu – powiedziała przyjaciółka i zaczęła  zmieniać temat żebym się nie zamartwiała, była kochana, cieszyłam się że znów się przyjaźnimy. Wróciłam do domu bardzo późno, a w domu nie czekała mnie zbyt ciekawa niespodzianka.
- Jared? Co tu się stało? – zapytałam patrząc na mojego chłopaka siedzącego przy oknie
- Przepraszam Violet, przepraszam jestem skończonym dupkiem – powiedział i spojrzał na mnie, od razu wiedziałam za co mnie przepraszał
- Nie wierze – powiedziałam i poszłam do sypialni, tak był naćpany, spojrzałam na podłogę, leżała strzykawka – idealnie.
- Violet proszę otwórz – usłyszałam
- Jakby to była kokaina to bym jeszcze zrozumiała, ale to Cię zabije! – krzyknęłam i zaczęłam ryczeć
- Otwórz – powtórzył
- Spierdalaj! – krzyknęłam i zaczęłam głośniej ryczeć
- Violet
- Nie Jared, obiecałeś, że będziesz czysty obiecałeś na miłość do mnie, obiecałeś! – krzyknęłam
- Nie daje rady Violet – powiedział i usłyszałam że opada na podłogę
- Kurwa Jared! – otworzyłam drzwi, po pięciu minutach była karetka.
- Co brał pani chłopak? – zapytał mnie lekarz w karetce
- Wydaje mi się, że to była heroina – powiedziałam
- Będziemy musieli podać mu nalokson – powiedział lekarz, potem go zabrali prosto na jakąś salę. Po chwili wyszedł lekarz i podszedł do mnie.
- Ustabilizowaliśmy go – powiedział – dobrze, że była pani w domu, pięć minut dłużej już byśmy go nie odratowali, wziął naprawdę wielką ilość narkotyku, wie pani czy miał jakieś problemy? – zapytał
- Nic na to nie wskazywało, ja nie wiem co się stało, był szczęśliwy, odprowadził mnie do pracy, wszystko było dobrze – powiedziałam
- Słyszała pani o złotym strzale? – zapytał
- Tak – powiedziałam
- Nie wykluczam, że to nie było to – powiedział i odszedł a ja wparowałam do Sali zalewając się morzem łez.
Czy to moja wina? Dlaczego chciał się zabić? O co w tym wszystkim chodzi?
- Co ci odbiło do głowy kochanie… - powiedziałam całując go w policzek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz