niedziela, 23 lutego 2014

54. Surprise

Obiecują, że wypuszczą mnie na moje urodziny, ale jeżeli wrócę naćpana to o następnej przepustce mogę pomarzyć, Jared obiecał mi niezapomniany dzień w Paryżu, tak jadę do Francji, tak bardzo nie mogę się doczekać, wypuszczają mnie jutro rano, już nie mogę się doczekać znów się powtarzam, ale naprawdę jedyne czego teraz pragnę to wyjścia.
- Mam nadzieję, że sie na Tobie nie zawiodę
- Dobra nie chcę o tym ciągle gadać - rzuciłam i poszłam do swojej sali, położyłam się na łóżku i zasnęłam z nadzieją ze zaraz otworzę oczy i wyjdę na światło dzienne
- Violet kotku - musnął mnie w policzek na powitanie, otworzyłam oczy - Wszystkiego Najlepszego - powiedział i czule wbił się w moje wargi, złapał za rękę, a ja szybko wstałam z łóżka, poszłam się wykąpać i przebrałam się
- Jestem gotowa! - krzyknęłam radośnie, a lekarka pomachała mi i powiedziała że widzimy się za pięć dni. Wsiedliśmy do jego auta i pojechaliśmy prosto na lotnisko, potem wsiedliśmy w samolot i nim się obejrzałam byliśmy w Paryżu, była tu już noc, ale wraz z Jaredem postanowiliśmy wcześniej że moje urodziny odbędą się tak dokładniej dzień po naszym przylocie, zmęczeni podróżą położyliśmy się spać, widok z okna był przepiękny widziałam panoramę całego Paryża.
- Kocham Cię Violet - powiedział i musnął mój policzek
- Kocham Cię mocno - powiedziałam i przytuliłam się do niego, zasnęłam po jakieś chwili, obudziłam się szybciej od Jareda więc poszłam pod prysznic i ubrałam sukienkę jaką Jared mi kupił, on kupił wszystkie ubrania bo ja niczego nie miałam, sprzedałam albo podarłam. Cały dzień zwiedzaliśmy Paryż, Jared zagrał mi mały koncert na wieży Eiffel, całowaliśmy się i zachowywaliśmy jak nastolatkowie którzy uciekli z domu na wycieczkę po Europie, ciągle myślałam o tym jak bardzo nie chcę tam wracać, że świat jest taki piękny a ja muszę być zamknięta w szpitalu dla psychicznych.  Ale dzisiaj były moje urodziny nie mogłam się smucić już więcej, wieczorem poszliśmy na romantyczną kolację
- Jared, chodźmy stąd - powiedziałam znudzona - bardziej będzie podobało mi się w łóżku - zaśmiałam się do niego.
Całe moje urodziny zepsuły moje nudności
- Violet wszystko okej? - zapytał Jared
- Tak, przepraszam ciągle mi jest niedobrze, najgorzej jest rano... - przerwałam i zaczęłam w myślach liczyć kiedy ostatnio miałam okres, nie zgadzało mi się, gdy tylko umyłam twarz zbiegłam na dół nawet nic nie mówiąc Jaredowi, czy mogłabym teraz właśnie teraz zajść w ciążę? Zgadzałoby się, mam okres co 27 dni, ostatni miałam już nie pamiętam kiedy a jedyny facet z którym kochałam się bez zabezpieczeń był Jared. Weszłam do apteki, dobrze, że kobieta mówiła po angielsku, bo za grosz nie znałam francuskiego. Dziecko byłoby moim ratunkiem, uratowałoby mnie od tego uzależnienia, nadałoby sens mojemu istnieniu, nigdy nie byłoby moim James'em ale byłoby pewnie także cudowne, wbiegłam do naszego pokoju hotelowego i spojrzałam na zmieszanego Jareda, zamknęłam się w łazience, zaczęłam robić test....
- Co ty tam robisz? - zapytał zdenerwowany - Bierzesz? - zapytał - Kurwa Violet! - walnął w drzwi, a ja z drżącymi dłońmi czekałam na wynik nie mogłam nic wypowiedzieć, Jared w tym czasie otworzył drzwi - Vio... - urwał widząc co robię - Ej myślisz? - kucnął koło mnie
- Kto wie? Może nam się udało? - uśmiechnęłam się do mojego nie wiem jak to nazwać bo czasami czułam się jak jego żona, czasami jak kochanka a jeszcze w innym momencie jak obca osoba.
Dwie kreski, dwie pierdolone kreski, moje ukochane dwie kreski. Zaczęłam płakać, a Jared przycisnął mnie do siebie, łzy wypływały ze mnie jak wodospad, Jared też płakał, oboje byliśmy tacy szczęśliwi, niewyobrażalnie nie mogłam się nacieszyć wiadomością, że jestem w ciąży pomimo ćpania, poronienia, mojego stylu życia zaszłam w ciążę z facetem moich marzeń.
Te pięć dni minęło bardzo szybko, gdy przyjechałam zaraz poszłam do ginekologa, byłam na sto procent w ciąży, ale musiałam być pod stałą opieką, przez to jak się prowadziłam mogły dziać się komplikacje, tym razem będę dbała o siebie jak o nikogo innego.
Wszystko odwróciło się o 180 stopni kiedy się o tym dowiedziałam, nawet w szpitalu było mi dobrze, dbałam o siebie, jadłam wszystko, żeby dziecko dobrze się rozwijało, rzuciłam palenie, nawet nie wchodziłam na palarnię, bo bałam się, że zaszkodzi to dziecku, na terapii nawet zbytnio nie rozmawiałam z lekarzami, bo ciągłą rozmową jaką potrafiłam prowadzić to było nadchodzące dziecko.
- Jestem szczęśliwa, za dwa tygodnie będziemy już mieszkać razem - powiedziałam do Jareda przez telefon stacjonarny w szpitalu, bo Jared właśnie był w Niemczech, mieli koncert. Zresztą miałam klucze do jego mieszkania w którym była Constance, czekała na mnie żeby mi pomagać. To wielki ukłon z jej strony, podobno ona nie przestawała we mnie wierzyć kiedy było ze mną źle, jest lepsza niż moja własna matka....
A właśnie mama.. nie mam z nią kontaktu nie odebrała kiedy ostatnio chciałam jej powiedzieć o tym co się stało, totalnie mnie olała, no cóż chyba zasłużyłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz