poniedziałek, 20 stycznia 2014

9. I am going under

- Chodźmy – odparł i wsiadł do windy, zjechaliśmy na dół windą nie odzywając się do siebie ani słowem, nie wiedziałam co mam mówić i czułam się nieswojo. Czułam, że boję się cokolwiek zrobić, bo mogę go potem zranić. Uczucia w moim przypadku są trudne do ogarnięcia, cokolwiek nie robię myśląc, że chcę dobrze wychodzi odwrotnie.  Dla takich ludzi eutanazja powinna być legalna. Mijamy kolejne ulice Nowego Jorku, nie spoglądając nawet na siebie. W końcu poczułam jego ciepły wzrok na sobie, uśmiechnęłam się mimowolnie  i spojrzałam na Jareda. Cholera by wzięła, bo miał w sobie coś co mnie do niego przyciągało, był tajemniczy, a ja lubię tajemniczych ludzi. Takich jak ja.  Dochodzimy do mojego domu i żegnamy się przyjacielskim uściskiem nie dałam rady, za bardzo się bałam, nie pytajcie czego, nie wiem sama… Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę
- Tchórzliwa jesteś – słyszę w głowie – Taka mała tchórzliwa kruszynka, taka niby niewinna, ale ranisz tylko po drodze ludzi na których Ci niby zależy, jesteś żałosna – mówi dalej, a ja próbuję się uspokoić pomimo napływających łez do moich oczu – każdy cierpi przez Ciebie, twoja matka i ojciec wcale nie są taką szczęśliwą rodzinką jak ci się wydaje, twój ojciec zdradza twoją matkę, grają przed Tobą, a ty naiwnie w to wierzysz, Jared do Ciebie startuje, ty go odpychasz, on nie jest mną, a szkoda, bo dałby ci nieźle popalić – zaczęłam mocniej płakać więc wzięłam herbatę ze sobą do pokoju, w domu było pusto. Tata był w pracy mama także, byłam sama, no nie do końca. Był ze mną mój towarzysz życiowy, pierdolony psychopata.
- Dlaczego siedzisz w mojej głowie? – zapytałam patrząc się na moją tablicę korkową.
- Jesteś taka słaba, ktoś musi Ci pomóc kwiatuszku – powiedział i zaśmiał się, a pulsujący ból przeszedł przez moją głowę, złapałam się oburącz za potylicę, chciałabym żeby to już ucichło, nie miałam już towaru więc musiałam sobie jakoś radzić.  Położyłam się spać, zasnęłam w miarę szybko i poczułam cholerną ulgę, nie słyszałam jego głosu.
         -Dlaczego właściwie żyjesz kwiatuszku? – mówi delikatnym tonem, przeczesując moje włosy – przecież się męczysz, ja Cię męczę – powiedział – nie mogę dać ci spokoju, za bardzo Cię kocham, czekałem na Ciebie całe moje zasrane życie – całuje mnie w policzek – skończ to, nie męcz się – westchnął – zapomniesz, tutaj jest lepiej, łatwiej wiesz? – mówi 
- Niby jak może byś lepiej? – odparłam i oparłam się o ścianę
- Dla ciebie czeka raj, moje piekło jest daleko od Ciebie – mówi i uśmiecha się – myślisz że chcę Cię nawiedzać? – mówi 
- Tak, myślę że chcesz, że rozpierdalasz mnie od środka specjalnie, kochałeś mnie bić, teraz zadajesz mi wewnętrzne rany, prosto w serce  - mówię i patrzę przed siebie, widzę korytarz i  światło na końcu jego. 
- bądź wolna, idź w stronę światła – mówi, ale ja się nie ruszam. Boję się że po drugiej stronie będzie obok mnie. Nagle pojawia się nade mną postać. 
- Babcia? – odparłam i spojrzałam na staruszkę 
- Moja kochana Violet – tuli mnie, a ja ronię łzy 
- Kochanie, za mocno cierpisz – mówi głaskając mnie po głowie 
- Babciu, co ja mam zrobić? – płaczę coraz głośniej 
- Bądź wolna – powiedziała a jej postać zniknęła. Mój obraz się rozmywa, wszystko jest jakby zaparowane. 
- Tom? Co ty tu robisz? – mówię i patrzę na mojego byłego narzeczonego 
- Nie zabijaj się – mówi 
- Dlaczego? Będę wolna – odparłam znów roniąc łzy 
- Masz prawo żyć jak my, być szczęśliwą, ale potrzebujesz czasu, twoja dusza potrzebuje czasu – mówi patrząc na mnie 
- Szkoda, że Cię zawiodłam – powiedziałam spuszczając wzrok 
- Nie zawiodłaś, jesteś wspaniała, ale oboje potrzebujemy kogoś innego, czegoś innego. Nigdy nie było mi z Tobą źle skarbie – mówię a ja znów płaczę 
- Kochałam Cię Tom, mocno cię kochałam – mówię przez łzy 
- Ja Ciebie też, kocham Cię nadal ale inaczej, dlatego tu jestem – odparł 
- A gdzie my jesteśmy? – mówię do niego 
- Na twoim podwórku – mówi i pokazuje mi mnie samą, siedzę na parapecie i macham nogami – podejmujesz życiową decyzję, życie albo śmierć – mówi i przytula mnie – Violet, nie rób tego – mówi łamiącym się głosem 
- Nie mam nikogo -  mówię rycząc głośniej – nie mam kurwa nikogo – niemal krzyczę 
- Masz, skarbie tylko nie zauważasz, że jest ktoś . Drobny ale mu zależy – pokazuje mi pokój Jareda. Jest niebieski, błękitny prawie jak jego oczy, siedzi skulony na łóżku. 
- On płacze? – mówię do Toma 
- Nie widzisz? – łzy spływają po jego policzkach – Violet on Cię kocha – mówi Tom 
- Nie wierzę – mówię i patrzę jak Jared roni kolejne łzy 
- Uwierz, i spójrz na to – podaje mi kartkę z jego komody, zapisane kilka słów, chciał mi to powiedzieć, on mnie kocha, on mnie kocha.
- Chcę żyć! – krzyknęłam i wybiegłam z jego pokoju, biegłam bez opamiętania przez ulice żeby dobiec do samej siebie – ŻYJ! – krzyczę, dobiegam do domu. Moja postać bierze nogi aby znów wejść do mieszkania – tylko spokojnie, Violet nie gwałtownie! – obsuwa się noga – Nie, proszę nie chcę! – krzyczę coraz głośniej
- Violet…. – słyszę Toma który stoi za mną 
- Ja chcę żyć Tom – ronię łzy 
- Przeżyjesz – mówi uśmiechając się 
- To bardzo wysoko – odparłam rycząc coraz głośniej 
- Wiara to wszystko co ci pozostało kochana – powiedział i znikł z mojego pola widzenia, widzę siebie, spadam z tego pierdolonego parapetu, spadam… 
Czy to już koniec? Czy już więcej nie zobaczę jego pięknych oczu?
---------------------------
- Nie chciałam dodawać, ale po prostu jak już coś napiszę to po prostu, nie mogę się powstrzymać, żeby się z wami tym podzielić. Tak jak zapowiadałam, to nie jest opowiadanie typowo romantyczne, chociaż miewa takie momenty, co czeka Violet dowiecie się w swoim czasie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz