- Tchórzliwa jesteś – słyszę w głowie – Taka mała tchórzliwa kruszynka, taka niby niewinna, ale ranisz tylko po drodze ludzi na których Ci niby zależy, jesteś żałosna – mówi dalej, a ja próbuję się uspokoić pomimo napływających łez do moich oczu – każdy cierpi przez Ciebie, twoja matka i ojciec wcale nie są taką szczęśliwą rodzinką jak ci się wydaje, twój ojciec zdradza twoją matkę, grają przed Tobą, a ty naiwnie w to wierzysz, Jared do Ciebie startuje, ty go odpychasz, on nie jest mną, a szkoda, bo dałby ci nieźle popalić – zaczęłam mocniej płakać więc wzięłam herbatę ze sobą do pokoju, w domu było pusto. Tata był w pracy mama także, byłam sama, no nie do końca. Był ze mną mój towarzysz życiowy, pierdolony psychopata.
- Dlaczego siedzisz w mojej głowie? – zapytałam patrząc się na moją tablicę korkową.
- Jesteś taka słaba, ktoś musi Ci pomóc kwiatuszku – powiedział i zaśmiał się, a pulsujący ból przeszedł przez moją głowę, złapałam się oburącz za potylicę, chciałabym żeby to już ucichło, nie miałam już towaru więc musiałam sobie jakoś radzić. Położyłam się spać, zasnęłam w miarę szybko i poczułam cholerną ulgę, nie słyszałam jego głosu.
-Dlaczego właściwie żyjesz kwiatuszku? – mówi delikatnym tonem, przeczesując moje włosy – przecież się męczysz, ja Cię męczę – powiedział – nie mogę dać ci spokoju, za bardzo Cię kocham, czekałem na Ciebie całe moje zasrane życie – całuje mnie w policzek – skończ to, nie męcz się – westchnął – zapomniesz, tutaj jest lepiej, łatwiej wiesz? – mówi
- Niby jak może byś lepiej? – odparłam i oparłam się o ścianę
- Dla ciebie czeka raj, moje piekło jest daleko od Ciebie – mówi i uśmiecha się – myślisz że chcę Cię nawiedzać? – mówi
- Tak, myślę że chcesz, że rozpierdalasz mnie od środka specjalnie, kochałeś mnie bić, teraz zadajesz mi wewnętrzne rany, prosto w serce - mówię i patrzę przed siebie, widzę korytarz i światło na końcu jego.
- bądź wolna, idź w stronę światła – mówi, ale ja się nie ruszam. Boję się że po drugiej stronie będzie obok mnie. Nagle pojawia się nade mną postać.
- Babcia? – odparłam i spojrzałam na staruszkę
- Moja kochana Violet – tuli mnie, a ja ronię łzy
- Kochanie, za mocno cierpisz – mówi głaskając mnie po głowie
- Babciu, co ja mam zrobić? – płaczę coraz głośniej
- Bądź wolna – powiedziała a jej postać zniknęła. Mój obraz się rozmywa, wszystko jest jakby zaparowane.
- Tom? Co ty tu robisz? – mówię i patrzę na mojego byłego narzeczonego
- Nie zabijaj się – mówi
- Dlaczego? Będę wolna – odparłam znów roniąc łzy
- Masz prawo żyć jak my, być szczęśliwą, ale potrzebujesz czasu, twoja dusza potrzebuje czasu – mówi patrząc na mnie
- Szkoda, że Cię zawiodłam – powiedziałam spuszczając wzrok
- Nie zawiodłaś, jesteś wspaniała, ale oboje potrzebujemy kogoś innego, czegoś innego. Nigdy nie było mi z Tobą źle skarbie – mówię a ja znów płaczę
- Kochałam Cię Tom, mocno cię kochałam – mówię przez łzy
- Ja Ciebie też, kocham Cię nadal ale inaczej, dlatego tu jestem – odparł
- A gdzie my jesteśmy? – mówię do niego
- Na twoim podwórku – mówi i pokazuje mi mnie samą, siedzę na parapecie i macham nogami – podejmujesz życiową decyzję, życie albo śmierć – mówi i przytula mnie – Violet, nie rób tego – mówi łamiącym się głosem
- Nie mam nikogo - mówię rycząc głośniej – nie mam kurwa nikogo – niemal krzyczę
- Masz, skarbie tylko nie zauważasz, że jest ktoś . Drobny ale mu zależy – pokazuje mi pokój Jareda. Jest niebieski, błękitny prawie jak jego oczy, siedzi skulony na łóżku.
- On płacze? – mówię do Toma
- Nie widzisz? – łzy spływają po jego policzkach – Violet on Cię kocha – mówi Tom
- Nie wierzę – mówię i patrzę jak Jared roni kolejne łzy
- Uwierz, i spójrz na to – podaje mi kartkę z jego komody, zapisane kilka słów, chciał mi to powiedzieć, on mnie kocha, on mnie kocha.
- Chcę żyć! – krzyknęłam i wybiegłam z jego pokoju, biegłam bez opamiętania przez ulice żeby dobiec do samej siebie – ŻYJ! – krzyczę, dobiegam do domu. Moja postać bierze nogi aby znów wejść do mieszkania – tylko spokojnie, Violet nie gwałtownie! – obsuwa się noga – Nie, proszę nie chcę! – krzyczę coraz głośniej
- Violet…. – słyszę Toma który stoi za mną
- Ja chcę żyć Tom – ronię łzy
- Przeżyjesz – mówi uśmiechając się
- To bardzo wysoko – odparłam rycząc coraz głośniej
- Wiara to wszystko co ci pozostało kochana – powiedział i znikł z mojego pola widzenia, widzę siebie, spadam z tego pierdolonego parapetu, spadam…
Czy to już koniec? Czy już więcej nie zobaczę jego pięknych oczu?
---------------------------
- Nie chciałam dodawać, ale po prostu jak już coś napiszę to po prostu, nie mogę się powstrzymać, żeby się z wami tym podzielić. Tak jak zapowiadałam, to nie jest opowiadanie typowo romantyczne, chociaż miewa takie momenty, co czeka Violet dowiecie się w swoim czasie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz