Jared
Wróciłem do domu całkowicie załamany, straciłem ją. Przez własną głupotę straciłem taką wspaniałą kobietę. Zawsze moim wiernym towarzyszem był pech. Od zawsze z kim nie próbowałem wszystko rozpadało się przez moją winę, zakluczyłem pokój i wyjąłem z szuflady moją starą działkę, którą zostawiłem sobie „na czarną godzinę”. Wziąłem cały sprzęt, już zapomniałem jak daje się w żyłę, długo nie brałem. Przygotowałem narkotyk po czym wprowadziłem do krwioobiegu. Siekło mnie i to dosadnie, ledwo ustawałem na nogach, ale nie myślałem o niej, nie umiem kłamać. Ciągle dręczyła moją głowę, ale musiałem zapomnieć o Smith, nienawidzi mnie. Powinienem zniknąć z jej życia raz na zawsze. Postanowiłem, że pójdę się zabawić. Może w tłocznym klubie tańcząc między ludźmi zapomnę, kto wie. Ubrałem kurtkę i wyszedłem, kierowałem się prosto do największego klubu w Nowym Jorku. Gdy tylko się tam znalazłem muzyka poprowadziła mnie prosto na… ścianę. Opierałem ścianę, nie potrafiłem się wbić w to towarzystwo, nagle przede mną stanęła wysoka blondynka, wymachując mi swoimi włosami przed twarzą, była odziana w krótką czarną sukienkę, wysokie szpilki i skórzaną kurtkę .
- Jestem Mary – powiedziała i musnęła mój policzek, uśmiechnęła się ukazując rząd prostych bialutkich ząbków
- Jared – uśmiechnąłem się sztucznie, dziewczyna wyrwała mnie na parkiet, tańczyliśmy dość długo, ocierała się o mnie dobrze wiedziałem co sobie wyobraża, znałem zresztą ją z opowiadań, nazywała się dokładniej Mary White, miała brata Dennisa. Zaciągnęła mnie do łazienki, przywarła do ściany i zaczęła namiętnie całować, nawet mi się początkowo spodobało, złapałem dziewczynę za podbródek i posadziłem na umywalce, ta rękami już błądziła po moim kroczu.
- Na za dużo sobie pozwalasz – powiedziałem uśmiechnąłem się i poszedłem ku wyjściu.
- Najpierw mnie rozkręcasz a teraz zostawiasz?! – krzyknęła, i coś mi mówiło, że po co mam się hamować, sprawa z Violet jest i tak już zamknięta, dziewczyna była tak nagrzana, że sprawa poszła cholernie szybko, zostawiłem ją gdy dochodziła do siebie i po prostu wyszedłem. Nie czułem nic, jedynie jedna rzecz zaprzątała mój umysł, cholera by to wszystko i wszystkich zabrała. Wyszedłem z klubu i udałem się do domu, tam wraz z moim współlokatorem upiliśmy się niemal do nieprzytomności, i przy okazji spaliliśmy dobry towar.
- Kurwa ja ją kocham stary, nie wiem czemu – powiedziałem i wziąłem kolejnego bucha.
- Widzę to Jay, ale czemu ona miałaby skakać z okna przez Ciebie? Ziom pomyśl, czy to ma kurwa sens, przytula Cię gdy patrzycie na piękny widok, zbliża się do Ciebie a potem mówią że zamknięte i co przez to miałaby się zabijać? To nie trzyma się kupy – miał rację, na serio to było dziwne
- Może po prostu jej ojciec mnie nie lubi – odparłem
- Moja matka pracuje w szpitalu, mogę ogarnąć kiedy wychodzi – powiedział i uśmiechnął się
- Nie wiem, jak mam Ci dziękować – powiedziałem radośnie
- Postawisz mi piwo, i jesteśmy kwita – odparł i znów przekazał mi lufkę, wziąłem bucha i odchyliłem głowę w tył. Nie mogłem przestać o niej myśleć.
***
Violet:
Czemu go nie ma? Czytałam tą kartkę, nie przewidziało mi się, widziałam jego słowa, widziałam to magiczne „kocham Cię”. Gdzie on jest? Tylko jego pragnęłam teraz, chciałam przytulić się do niego, przeprosić, że tak się stało, opamiętałam się, ale los chciał żebym upadła, dziwnie nie słyszę mojego oprawcy, dziwnie spokojnie. Nie cieszyłam się na przód, bo ten psychopata uwielbiam przemawiać do mnie w momentach w jakich najmniej się spodziewałam.- Mamo, dlaczego go nie ma? Nie był u nas? – powiedziałam drżącym głosem, mama mnie nie rozumiała, mówiła, że go nie było, że może nie był u nas, ale ona jest ciągle przy mnie a tata pracuje. Zapewne się zamartwia, chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą.
- Czemu zawsze wszystko spierdolisz Smith!? – rozryczałam się znów jak dziecko, i uderzyłam z całej siły w lustro przede mną, kawałki szkła utkwiły w mojej dłoni, zleciała się pielęgniarka i lekarz – zrobiłam to niechcący – powiedziałam przez łzy, skłamałam, ale nie chciałam znów trafić do psychiatryka. Nie mogłam, nie teraz. Dostałam leki na uspokojenie, a rękę trzeba było szyć, będę miała następną bliznę. Jakbym mało ich miała. Ale ta będzie mi się dobrze kojarzyła, będzie musiała się dobrze kojarzyć. Położyłam się na łóżko cholernie senna, zapewne te leki tak mnie wyciszyły, a przy okazji było tam coś nasennego, zasnęłam szybko, aż za szybko.
***
Jared:
- Mary, nie na serio, zostaw mnie – powiedziałem, kiedy nie wiem skąd dorwała mój telefon – nie, nie spotkam się z Tobą! – krzyknąłem do słuchawki – to było jednorazowe – powiedziałem
- Nie wiesz z kim zadzierasz Leto, a tą całą Smith jeszcze załatwię zobaczysz – krzyknęła i rozłączyła się. Cóż ta gówniara, bo była młodsza ode mnie o 2 lata mogła jej zrobić? Violet była silną kobietą i nawet gdyby to jej się nie da złamać, tak mi się wydaje. Dowiedziałem się, że Violet dzisiaj wychodzi, więc postanowiłem, że jutro odwiedzę ją kiedy nie będzie jego ojca w domu. Cały dzień nic nie brałem, jutro też nie chciałem, pragnąłem widzieć i rozumieć wszystko na czysto.
***
Violet:
Wracałam do domu, nareszcie do mojego azylu, pierwsze co zrobiłam to wskoczyłam do łóżka i znów zaczęłam płakać, często płakałam ostatnio. Czułam się czasami jak nastolatka ze złamanym serduszkiem, takie było to zabawne, że 20 letnia kobieta przeżywa gorzej niż nastolatka czasami, delikatnie podeszłam do okna żeby wyjrzeć, przetarłam oczy, i otworzyłam drzwi
- Stój! – krzyknęłam i pomimo, że miałam chodzić o kulach zbiegłam na podwórko, jak idiotka, zachowywałam się jak idiotka.
--------------------------------
- tak jak pisałam, wieczór tak więc pojawił się nowy rozdział :)
nowości dopiero jutro, jak wstanę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz