sobota, 18 stycznia 2014

2. Stand out on the edge of the earth

Nie, po prostu obudźcie mnie i powiedzcie, że naprawdę nie jestem w tym pieprzonym wariatkowie, nie chcę tu być!  Poradziłabym sobie bez nich, sama. Nie potrzebuję ich pomocy, wytrzymałam tego psychopatę czemu nie wytrzymam z jakimiś bzdurami w moim umyśle? Nie wmówią mi, że jestem chora psychicznie, nie ma takiej opcji. Mijały następne dni, a mnie nikt nie odwiedzał, siedziałam w swoim „pokoju” już 3 dni.  Dostawałam jakieś niedobre jedzenie i masę tabletek do łykania, potrafiłam godzinami siedzieć i wpatrywać się w ścianę na której nic nie ma.  Czasami czuję, że żyję w dwu światach, że znów przeżywam to cholerne porwanie, a potem otwieram oczy i jestem tutaj.  Całkiem pochrzanione to wszystko.  W końcu wyszłam z pokoju, bo miałam dość, to znaczy kule pomogły mi iść, bo sama nie potrafiłam. I nie powinnam nawet ale miałam na to wylane. Usiadłam koło okna, i tym razem patrzałam na świat. Którego nie poznaje. Ciekawe czy rzeczy nadprzyrodzone istnieją, czarownice, duchy, czy nawet ufo. Może jestem kimś innym, może umarłam jako stara Violet i narodziłam się jako nowa ja.
- Jesteś tu nowa? – usłyszałam za swoich pleców, niepewnie odwróciłam się, przede mną stał wysoki brunet o kasztanowych oczach z dziwnym uśmiechem, jakby zaraz miał mnie zamordować czy coś. Ale nie bałam się jego, był znacznie mocniej niż ja naćpany od tych psychotropów.
- Na to wygląda – powiedziałam patrząc w podłogę
-  Za co cię tu wsadzili? – zapytał jakbyśmy byli w więzieniu
- Zostałam porwana, byłam gwałcona i bita przez jakiegoś psychopatę, i właściwie sądzą, że to ja jestem pierdolnięta – powiedziałam, a ten zaśmiał się – a ty? – zapytałam a ten uśmiechnął się
- Wmawiają mi, ze zabiłem własną matkę, ale tego nie zrobiłem, nie mógłbym – powiedział. No idealnie, jeszcze jakiegoś niedoszłego albo i zabójcę mi tu trzeba, zmyłam się jak najszybciej i znów zamknęłam w swoim pokoju.
            Sadza mnie na krzesło, i mocno przywiązuje liną moje kończyny, zaczyna od nóg, aby później go nie kopnęła, nie mam siły walczyć tak jakby wyciągnął ze  mnie wszystkie moje siły witalne. Jestem jak bezbronne zwierzę, jakbym czekała na pożarcie przez większe. Natłok myśli, nie mogę się skupić na jednym, dostaję mocno w żebra, kaszlę głośno, za co dostaję w twarz.
- Nie możesz krzyczeć skarbie – dotyka moich ud, a ja najchętniej zdzieliłabym mu w twarz, ale nie mogę, nie mogę nic zrobić.
- Kwiatuszku, znów o mnie myślisz. Mówiłem Ci, że nie zapomnisz mnie tak szybko Violet – słyszę w swojej głowie, znów słyszę jego głos, otwieram oczy, ale to mi nie pomaga. Nie pomaga mi uciszyć tego głosu.
- Nie zabili mnie, dorwę Cię szybciej czy później i będziemy już na zawsze razem, rozumiesz Violet? – zaczynam płakać. Nikt nie oczywiście nie słyszy, każdy ma w dupie jebaną Violet. Gdzie jest mój narzeczony? No tak bo nie odwzajemniłam jego radości z widoku, bo nie musiał być bity i gwałcony codziennie, nie musiał czuć na sobie nikogo innego prócz osoby jaką się kochało. Ja nie umiem już kochać, i nie wierzę w to, aby on mnie odwiedził, już nie przyjdzie do mnie, bo jestem zimną suką.
- Nigdy Cię nie zrozumieją Violet, jesteś inna, jesteś wspaniała na swój sposób – mówi głos w mojej głowie, chciałabym żeby ten głos się zamknął, dał mi spokój.
- Gówno o mnie wiesz – odparłam głośno jakbym gadała z własnym mózgiem.  Nie spałam całą noc, walcząc sama ze sobą, a moje myśli nie zmieniły kierunku, nadal jedyne czego pragnę to śmierć. Powolna, bolesna śmierć. Następne dni, wychodziłam do tych ludzi, niektórzy na serio byli popierdoleni, niektórzy byli w porządku, a ja czułam że tu nie pasuję.  Ale mam nowe odkrycie, kąpiąc się rano odkryłam, że łatwo jest się powiesić na takim prysznicu, i to planuje zrobić, muszę uciec. Nie chcę więcej żyć, nie potrafię tak żyć. Wszystko miałam zaplanowane, że nie byłam w izolatce, to do łazienki miałam prawo wyjść, pod prysznicem nie było kamer, więc idealnie.  Około północy poszłam pod prysznice, nie udało mi się, spanikowałam. Właściwie dlaczego? Tak bardzo pragnęłam umrzeć.
 - Skarbie, źle to robisz – słyszę znów jakby w mojej głowie
- Oh, przestań mi doradzać – powiedziałam jakby do mojego głosu, z jakim ostatnio potrafiłam nawet rozmawiać
- Nigdy nie będziesz miała tyle siły żeby się zabić kochanie, nigdy – powiedział i ucichł uświadamiając mi, że nawet zabić się nie potrafię. Jestem tchórzem i chyba właściwie zaczynam sama wierzyć w to, że jestem chora psychicznie. Kto normalny rozmawia z głosem psychopaty w swoim umyśle? Tylko ja. Dostawałam nowe leki, ale nic nie łagodziło głosów w mojej głowie. Byłam dziennikarką, miałam przyjaciół. Ehmm.. Takich przyjaciół, którzy teraz mają mnie serdecznie gdzieś.
Te leki mnie wymęczą, te leki mnie wymęcza, te leki mnie zabiją
Słyszałam to w swojej głowie ciągle, jak jakaś zdarta płyta, powtarzająca ciągle jeden kawałek.
- Violet, masz gościa. Chodź zaprowadzę Cię do miejsca gdzie go zobaczysz – powiedział lekarz a ja udałam się grzecznie za nim, mijałam wszystkich ludzi którzy byli tu, dziwne na mnie patrzeli, pewnie dlatego, że miałam ubrany rażący w oczy sweter koloru niebieskiego jak bezchmurne niebo w gorące lato. Zasiadłam przy stole gdzie miał przyjść mój gość.  Wyłonił się za drzwi a ja nie wierzyłam własnym oczom.
- Tom? – powiedziałam zalewając się łzami, jakich nie mogłam zatamować.
----------------------------------------------------------
Stand out on the edge of the earth - Wyróżniaj się na krawędzi Ziemi 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz