piątek, 24 stycznia 2014

20. You caused my heart to bleed

*** 
Jared: 
Postanowiłem zrobić jej niespodziankę,  taką od tak dla mojej ukochanej. Kupiłem bukiet czerwonych róż, jej ulubionych zresztą. I  radośnie udałem się w stronę jej domu. Violet znaczyła dla mnie więcej niż moje poprzednie dziewczyny, była po pierwsze inna, tajemniczo seksowna co cholernie mi się w niej podobało. Mijałem ulice aby dotrzeć do jej domu i zobaczyć jej zdziwioną twarz. Na rogu zauważyłem znajomą kurtkę, i wystając spod niej moją koszulę, nie mogłem już się pomylić to była Violet, chciałem już do niej podbiec, kiedy moim oczom ukazał się wysoki dobrze zbudowany mężczyzna który ją całuję, z opisu zgadzało się to był Tom, odwróciłem się napięcie i rzuciłem kwiatami na chodnik. No tak mogłem się domyślać, że nigdy nie dorównam jej byłemu, że nigdy nie będę dla niej taki jaki on był na początku, brakowało mi czasami czułości i brakowało we mnie oparcia, bo cóż może dać jej pierdolony ćpun z przedmieścia? Poszedłem przed siebie, mijając kolejne ulicy całkowicie bez jakiegokolwiek sensu. Potem doszedłem do wniosku, że moje pierdolone życie nie ma sensu, i wolę naćpać się żeby inaczej na to wszystko patrzeć, tak więc zrobiłem, diler na sam mój widok nieźle się zdziwił, brałem już od kogoś innego, bo jego towar zawsze miał niezłe kopnięcie. Dał mi coś nowego, co podobno nieźle mną pierdolnie, więc z chęcią to kupiłem.  Naprężyłem rękę, wyżej związałem ją moim paskiem, uderzyłem w nią kilka razy aby moje żyły lepiej się pokazały.
- o tu jesteś maleńka – zaśmiałem się pod nosem i wbiłem strzykawkę prosto w żyłę i wprowadziłem cały płyn znajdujący się tam do mojej krwi.  Uderzyło we mnie ogromne ciepło i spokój, taki błogi spokój. Nie byłem już wściekły na tą sytuację z Violet. Miałem na to serdecznie wyjebane. Oparłem się o ścianę kamienicy z której wyszedłem i odpaliłem papierosa.  Mój spokój trwa może dziesięć minut, potem znów ogarnął mnie ból. Ogarniał mnie całego, bolało jak cholera. Bolało, że ją straciłem, że nie potrafiłem utrzymać tak wspaniałej kobiety przy sobie. Wędrowałem bez sensu po ulicach Nowego Jorku. Może szukałem sam siebie? Takiego bez nałogów, może wtedy pokochałaby mnie tak jak swojego byłego bądź aktualnego.
        - Stary to najlepsze co mnie spotkało, od wielu lat – uśmiechnąłem się do mojego współlokatora
- Widzę to, mały Leto się zakochał – wypił łyk piwa i skierował szyderczy uśmieszek w moim kierunku – zasługujesz na to, miłość to zajebista sprawa mały ćpunku 
Ugh… Chyba raczej nie zasługuje. Nawet nie wiem gdzie jestem, jestem totalnie naćpany i nie ogarniam rzeczywistości. Nie znam okolicy w jakiej się znajduje, nie wiem gdzie ja kurwa zaszedłem… Nagle widzę przed sobą zamgloną postać, to Violet, moja piękna Violet!
- Violet!? – krzyknąłem w jej stronę, a obok niej pojawił się ten mężczyzna z którym ją widziałem, biegnę do niej, ale znika wraz z mężczyzną. Znów napływa do mnie fala bólu i zimna, czuję się takim nieudacznikiem, spieprzyłem wszystko, przegrałem grę we własne szczęśliwe życie. Siadam na ławce i odpalam kolejnego papierosa myśląc o niej. Często zaprząta mi głowę, myślę o jej uśmiechu, o oczach przepełnionych tajemniczością i nadzieją na lepsze jutro, kręconych brązowych włosach, które jeszcze kilka godzin temu przeczesywałem własnymi opuszkami palców.. Przypominam sobie nasz pierwszy pocałunek, naszą akcję w łazience, która chyba nawet jej się podobała. Nie był to może piękny romantyczny seks i jest mi przykro, że byłem taki dominujący i trochę ostry, ale to był przypływ emocji inaczej nie potrafiłem. Nigdy nie czułem się tak słaby i.. poniżony. Tak to dobre słowo. Po chwili wstaje a świat wiruje razem ze mną. Obraz i dźwięk zlewa się w jeden wielki nie ogar. Idę, chociaż moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zatrzymuję się obok jakiegoś sklepu, siadam na chodniku, cały trzęsąc się a jedyne co widzę to otaczająca mnie ciemność i lampa święcąca słabym światłem.
*** 
Violet: 
Wsunęłam buty na moje stopy i nawet nie miałam pojęcia gdzie mógł pójść. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to był dom jego dilera, tak więc posłuchałam głosu mojego serca i udałam się do starej kamienicy. Wdrapałam się na czwarte piętro. Mój widok musiał ich zdziwić bo patrzeli na mnie jak na jakąś debilkę.
- O Violet! – powiedział
- Szukam  Jareda – mówię nerwowo
- Był tu jakąś godzinę temu, kupił towar i poszedł – spojrzał na mnie z dziwnym grymasem
- A wiesz gdzie poszedł? – zapytałam omal nie zalewając się łzami.
- Nie, wybacz Violet
-Kurwa! – krzyknęłam – ale dzięki – wybiegłam z jego mieszkania i zbiegłam przed kamienicę. Nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie pójść, gdzie go szukać, mogła stać mu się krzywda, boże tak bardzo się martwię, to wszystko wina moja i wyłącznie moja. Mogłam nie iść z Tom’em i nie byłoby sprawy, jestem totalną idiotką. Zaszłam do kilku klubów i nigdzie go nie było, nim się zorientowałam była już druga w nocy i właściwie po Jaredzie nie było ani śladu. Załamana i cała zapłakana postanowiłam wrócić do domu. Łzy spływały po mojej całej twarzy, i było mi cholernie zimno, jestem przecież w samej koszuli, jeansach i bieliźnie.  Łzy uniemożliwiały mi widoczność, ale jakoś szłam.  Na rogu mojej ulicy koło sklepu leżał jakiś chłopak przeszłam koło niego ze strachem, ale zaraz.
To był Jared. Naćpany prawie do nieprzytomności.
- Hej, słyszysz mnie!? - ukucnęłam koło niego
- kto to? – powiedział zdezorientowany trzęsąc się cały
- Chodź, pomogę Ci – złapałam go mocno i pomogłam wstać, potem objął mnie ręką a ja jego i szliśmy w kierunku mojego domu.
- Ale ty mnie nie znasz, nie wiesz gdzie mieszkam – krzyknął
- ci.. Jared, to ja – idziemy do domu, idziemy do mnie – powiedziałam z troską
- Violet? – zapytał cicho – powinnaś być teraz z Tom’em a nie ze mną – dodał
- Nie powinnam, jestem w dobrym miejscu – powiedziałam i w tym momencie doszliśmy do mojego domu, otworzyłam drzwi i zaprowadziłam Jareda do mojego pokoju, usiadłam naprzeciw niego – połóż się spać – powiedziałam troskliwie
- Jest mi niedobrze – powiedział, a ja pobiegłam do łazienki po miskę, podałam mu, i ten momentalnie zaczął zwracać całą zawartość swojego żołądka, cały czas drżał, objęłam go i przeczesywałam dłonią jego włosy. Cieszyłam się że tu jest, że jest tutaj a nie śpi na jakieś ulicy.  Gdy skończył poszłam do łazienki i posprzątałam zawartość miski.
- Już dobrze, możesz się kłaść, zostawię tu miskę w razie gdybyś znów poczuł się gorzej – powiedziałam, Jared spojrzał na mnie.
- Co ja robię źle Violet? – zapytał
- Nic nie robisz źle, to Tom mnie pocałował widziałeś to ale sekundę po tym odepchnęłam go i zaczęłam krzyczeć – powiedziałam
- Przepraszam, że tak się zaćpałem – powiedział patrząc na mnie
- Nic się nie stało, połóż się Jared, cały się trzęsiesz z zimna – powiedziałam
- Violet? – powiedział gdy już położył się i okrył kołdrą
- Tak?
- Kocham Cię, tak bardzo mocno Cię kocham, że tego nie ogarniam, myślałem że już straciłem cię na wieki i nigdy Ci tego nie powiem. Jesteś dla mnie wszystkim – powiedział a ja zalałam się łzami, zasnął spokojnie, a ja musnęłam jego czoło.
- Tez Cię kocham Jared – powiedziałam cicho i położyłam się zaraz za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz