- To co Ciebie do mnie sprowadza? – powiedziałam spokojnie splatając swoje dłonie razem i kładąc je na blat stołu.
- Chciałbym poukładać kilka ważnych spraw między nami – powiedział bez uczucia, patrząc w okno, dobrze wiedziałam czego mogę się spodziewać, moje życie i tak nie ma najmniejszego sensu, więc to, że mnie zostawi niczego nie zmieni.
- Poznałem kogoś Violet, nie chcę być niesprawiedliwy wobec Ciebie, dlatego nie mogę tego dalej ciągnąć, przepraszam – powiedział, a ja zaczęłam się śmiać prosto w jego twarz
- A czyli ten pierdolony psychopata mnie gwałcił a ty się zabawiałeś z tą inną, kiedy okładał mnie do nieprzytomności to ty ją pieprzyłeś!? – wydarłam się
- To nie tak – odparł, a ja wstałam i rzuciłam w niego wazonem jaki stał kawałek za mną, nie doleciała do niego żadna część a tam bardzo chciałam żeby cierpiał, po tym dźwięku oczywiście zleciały się pielęgniarki i lekarz, złapali mnie kiedy chciałam uderzyć mojego byłego narzeczonego.
- Puść mnie kurwa! – krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać – Zajebie tego gnoja! – krzyk przerodził się w lament, zaczęłam ryczeć, i ledwo stałam na nogach, bo oczywiście dostałam jakieś gówno dożylnie – Mam nadzieję że was dotknie to samo co mnie! – krzyknęłam i opadłam na ręce lekarza. Obudziłam się przykuta do łóżka, jakaś nowość. Wzięli mnie za agresywną i może właściwie dobrze? Niech się boją. Zamknęłam oczy nie chciałam oglądać znów sufitu.
Łapie mnie mocno za ramię i kładzie na łóżko, i bije mnie o żebrach znów, usłyszałam dźwięk łamanej kości. Łzy spływają po moich policzkach, słyszę jego śmiech. Cieszy go to, że płaczę. Coraz bardziej się boję. Nie wiem czy chce mnie zabić, czy wykorzystać czy jeszcze nie wiem co zrobić.
- Krew z twoich żył jest niezwykle czerwona, taka szlachecka – powiedział swoim obślizgłym i obrzydliwym głosem, krzyczę przez taśmę na moich ustach, nic nie słychać. Nikt mnie nie słyszy, chcę żeby mnie ktoś uratował. - Kocham Cię mój mały kwiatuszku, będziemy już razem całą wieczność – mówi dotykając mojego ciała, a ja ryczę jeszcze mocniej. Włada swoją dłoń pod moją sukienkę i dotyka moich piersi, jedyne co mogłam robić to zaczęłam się rzucać, z całych sił, zaczęłam mocniej płakać. Chciałam żeby mnie zostawił, czym ja zawiniłam że jestem tutaj? – Nie jesteś gotowa, rozumiem Violet, poczekam na ciebie – czuję jego wargi na moim policzku, wolałabym umrzeć niż czuć go w sobie w jak najmniejszym stopniu.
Otwieram oczy, jestem nadal w tym szpitalu to był tylko sen, tylko niedbałe wspomnienie, jakiego nie chce pamiętać. Patrzę nie myśląc o niczym w sufit, i tak jest ciemno więc nic nie widzę. Cholernie boli mnie każda kość i każdy mięsień. Nienawidzę coraz bardziej tego popierdolonego szpitala. Rano odpięli mnie i pozwolili samodzielnie udać się na śniadanie. Miałam dzisiaj także jakieś głupie zajęcia zaraz po śniadaniu i musiałam się na nie zjawić. „Grupa Wsparcia” tak to się nazywało, całkowicie debilna nazwa ale cóż. Lepsze to niż, siedzieć i patrzeć jak debilka w puste ściany. Wszystkich z tej grupy znałam. Była Emma, chora na schizofrenię, Josh na którym odbiła się śmierć córki, Natalie która popadła w cholerną depresję i on. Siedział naprzeciw mnie. Na moje oko miał może z 20 lat czyli był w moim wieku, wysoki ciemnowłosy wychudzony mężczyzna z oczami w jakich można utonąć. Błękit tych oczu był nie do opisania, spoglądał na mnie, a ja na niego z pewną tajemniczością. Jakbyśmy oboje próbowali rozszyfrować co nam jest.
- Każdy mówi po kolei dlaczego tu trafił, przez co lepiej się poznamy – zaczęła lekarka, słuchałam jak mijała osoby jakie znam, aż kolejka doszła do mnie.
- Jestem Violet, jestem tutaj ponieważ tak serio nie wiem dlaczego. Jedyne co we mnie dziwne, że słyszę głos mojego oprawcy, czuję jakby tutaj był. Byłam porwana, a tam bita i gwałcona, i jak mówi specjalista: odbiło się to na mojej psychice i mnie zamknęli – powiedziałam bez uczuć, patrząc wprost na chłopaka który przykuł moją uwagę, siedział naprzeciw więc patrzałam po prostu przed siebie. Kolejka dotarła do niego.
- Jestem narkomanem, i musiałem sobie dobrze przyćpać, że tu trafiłem. Ale widzę, że nie jeden jestem w niewłaściwym miejscu – spojrzał na mnie i się uśmiechnął, a ja odwzajemniłam jego uśmiech. Gdy to popierdolone spotkanie się skończyło poszłam sobie po herbatę. Dostałam zimną, zresztą jak zawsze. „Środki bezpieczeństwa” tak na to mówią. Ten szpital był obskurny, obrzydliwy i nie zadbany gdybym mogła to bym przemalowała go na jakiś ciepły kolor bo od samego patrzenia na ściany człowiek mógł dostać w głowę.
- Kwiatuszku, nie rozmyślaj za dużo – usłyszałam w swojej głowie i momentalnie się w nią uderzyłam
- Oh zamknij się kurwa – powiedziałam w myślach, i usłyszałam jedynie śmiech. – Co cię tak śmieszy? Nie żyjesz. Czułam jak opadasz na ziemie po strzale, był za blisko mnie żebyś dostał w nogę bądź w rękę dostałeś w płuca. Nie żyjesz, i nie mam pojęcia co ode mnie chcesz – dodałam
- Chcę ciebie kwiatuszku – powiedział, ten głos przyprawiał mnie o mdłości.
- Nie dostaniesz mnie nigdy – powiedziałam i złapałam herbatę, słyszałam jeszcze jakiś bełkot w mojej głowie ale się nad nim nie skupiałam. Czułam się lepiej. W mojej podświadomości powoli rodziła się nadzieja na lepsze jutro.
- Sądzę, że tu nie pasujesz – niebieskooki mężczyzna przysiadł się do mnie i uśmiechnął – Tak jak ja. Przyćpałem i miałem schizy to mnie matka wysłała do świrusów.
- Zobaczysz co z tobą zrobią te pojebane leki, chodzisz przyćpany inaczej. Albo jak cię usypiają środkami jakimiś jak psa – powiedziałam – Zresztą nawet się nie przedstawiłeś, co chcesz być tajemniczy? – powiedziałam i wzięłam łyk herbaty.
- No tak, wybacz – uśmiechnął się – Jestem Jared – znów się uśmiechnął.
- No i to rozumiem – odwzajemniłam uśmiech – Violet, ale pewnie słyszałeś, witaj w szpitalu psychiatrycznym – odparłam. Wtedy przyszła lekarka.
- Violet, musimy porozmawiać – powiedziała, i poszłam za nią kiwając nowemu koledze, że jest pieprznięta, może i gorzej od nas.
-------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz