- Jared – powiedziałam łamiącym się głosem, nie mogłam wytrzymać już dłużej nie wiedząc co jest z nim
- Violet… - wypowiada wprost do mojego ucha, biorę głęboki wdech
- Nie chciałam się zabić, cokolwiek wyczytałeś bądź usłyszałeś było kłamstwem, nie może w połowie prawdą, siedziałam na oknie, i tak właściwie miałam do wyboru śmierć i wolność jaką oferował mi mój wewnętrzny oprawca, albo życie, do jakiego przekonywał mnie mój były narzeczony, to było jak jakiś sen, jak coś cholernie dziwnego, widziałam siebie, ale stałam dalej, widziałam… - przerwałam i spojrzałam w jego niebieskie oczy
- Co widziałaś? – zapytał łapiąc moją dłoń, abym nie zakryła sobie nią twarzy, nie wiedziałam jak to powiedzieć, to było dziwne, bardzo dziwne, że byłam w dwóch miejscach naraz.
- Może mam rozdwojenie jaźni, albo jestem jakimś pierdolonym medium, ale widziałam też Ciebie – powiedziałam – widziałam Ciebie w twoim pokoju tego wieczoru, siedziałeś na łóżku, okryty kołdrą, siedziałeś i płakałeś, nie mogło mi się przewidzieć – powiedziałam a on zrobił dziwną minę – łzy nie są powodem do wstydu Jared – dodałam
- Nie wiem jak ty to robisz – powiedział i objął mnie swoją wolną dłonią i przybliżył do siebie, postanowiłam, że nie spierdolę mu tego momentu, ale ja to zrobię, przybliżyłam moją twarz do jego, spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, a na nas zaczął padać deszcz jak w głupim amerykańskim filmie, a może nasze życie było jednym wielkim filmem, zamknęłam oczy i musnęłam jego wargi tak delikatnie jakbym bała się, że zaraz rozleci się na malutkie elementy, puścił moją dłoń i przeniósł ją na mój policzek i kontynuował pocałunek. Otworzyliśmy oboje oczy.
- Chodź bo zmokniesz – pociągnęłam go za sobą, ale szłam bardzo powoli, wziął mnie na ręce – dam radę sama Jared! – powiedziałam
- Nie powinnaś ruszać się bez kuli z tego co słyszałem – powiedział, a mnie zaczęło zastanawiać skąd to wie
- Skąd niby to wiesz? – zapytałam i spojrzałam na niego
- Jestem jasnowidzem – pocałował mnie w czoło i zaniósł na samą górę, mijaliśmy mojego ojca, spojrzał na nas dziwnie, a Jared nawet się z nim nie przywitał. Położył mnie na łóżku, a sam usiadł na krześle.
***
Jared:
Postanowiłem po prostu się przejść, chciałem przemyśleć co jej jutro powiem, ale moje drogi prowadziły tylko do jej drzwi, śmieszne. Myślałem, że zapewne śpi, więc spokojnie szedłem jej ulicą nucąc sobie pod nosem. Nagle ktoś do mnie krzyknął, to moja Violet, moja piękna Violet, wybiegła z domu jak głupia, nie wzięła kul, przecież słyszałem że musi chodzić o kulach, żeby nie nadwyrężać miednicy. Wariatka. Zrobiło mi się ciepło kiedy tylko do mnie podeszła, jest taka piękna. Kiedy mnie pocałowała byłem pewny, że stąpam po dobrej ziemi, że tym razem tego nie spierdolę, nie mogę.
***
Violet:
- Co zaszło między Tobą a moim tatą? – powiedziałam
- Nie chciałem żebyś przeze mnie się zabijała, mam takie wyrzuty Violet – powiedział nagle Jared, nie wiedziałam o co mu chodzi
- O czym ty mówisz? – zapytałam
- Twój ojciec powiedział, że to moja wina, że skoczyłaś z okna – odparł i spojrzał na mnie ze skruchą
- Że co proszę!? – krzyknęłam – To nie dotyczyło ciebie! – ciśnienie podskoczyło mi i wyleciałam z pokoju jak jakaś idiotka, ojciec siedział w kuchni
- Jak mogłeś!? – krzyknęłam i zalałam się łzami – Nienawidzę Cię! – dodałam i rzuciłam talerzem o podłogę i pobiegłam na górę. Nie wierzyłam, że mógł powiedzieć coś takiego, nie wiedział nic, nie miał prawa oceniać dlaczego to się stało. Jared próbował mnie uspokoić, lecz na marne.
------------------------------
- dodaje na szybko z telefonu, nowy rozdzial dopiero wieczorem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz