czwartek, 30 stycznia 2014

27. Sedative tablets

Kiedy Jared poszedł spać, ja siedziałam i przesuwałam przedmioty, nie mogłam się tym nacieszyć, tak jakby dać małemu dziecku zabawkę, nową jakąś świecącą, będzie się nią bawił pierwsze kilka dni, tak ja bawiłam się swoją umiejętnością.
- Ty dzisiaj cały dzień chodzisz z tą książką, książko ukradłaś mi dziewczynę – objął mnie i pocałował, przytuliłam się do niego, a wtedy szklanka którą się bawiłam upadła na ziemię i stłukła się. – To jakiś  z twoich kolegów z zaświatów? – zapytał
- Pewnie tak, nie skupiam się na nich –  uśmiechnęłam się a Jared pocałował mnie w czoło.
- Dlaczego? – zapytał spoglądając na mnie
- To męczące – powiedziałam- ale teraz zrobię kolację – uśmiechnęłam się do niego i wyjęłam z lodówki ser , a z szafki makaron.
- Makaron z serem? – zapytał
- Może być? – dopytałam a on uśmiechnął się i usiadł koło mnie, włączyłam małe radio stojące na mikrofalówce. Leciała jedna z moich ulubionych piosenek.
- Another head hangs lowly, 
Child is slowly taken. 
And the violence caused such silence, 
Who are we mistaken? – zaczął śpiewać Jared, najwidoczniej także lubiał tą piosenkę, uśmiechnęłam się do niego I postanowiłam że nie będę gorsza I zaśpiewam dalszą część.
- But you see, it's not me, it's not my family.
In your head, in your head, they are fighting.
With their tanks and their bombs,
And their bombs, and their guns.
In your head, in your head, they are crying. – uśmiechnął się i wiedzieliśmy oboje, że refren zaśpiewamy razem, Jared miał świetny wokal. Mógł zostać jakimś wokalistą a nie gnić na zmywaku
In your head, in your head, 
Zombie, zombie, zombie, 
Hey, hey, hey. What's in your head? 
In your head, 
Zombie, zombie, zombie.
Hey, hey, hey, hey, oh, dou, dou, dou, dou, dou...*
Śpiewaliśmy razem, ja gotowałam a on poruszał ciałem w rytm muzyki, bawiliśmy się śpiewając, pierwszy raz słyszałam wokal Jareda.
- Świetnie śpiewasz – powiedziałam
-  Gadanie – zaśmiał się, a ja zaczęłam podawać zrobioną kolację, zaczęliśmy jeść w ciszy bo jak mówią „jak pies je to nie szczeka” była już sobota, więc została mi tylko niedziele i w poniedziałek pierwszy dzień w pracy. Zasnęliśmy także szybko, ale ja przebudziłam się w nocy i poszłam napić się wody.
- Smith, ty czarownico spłoniesz jak twoje poprzedniczki – usłyszałam gdzieś w rogu kuchni, ale nikogo nie było, zapaliłam światło. Nadal nic, złapałam się za głowę.
- Kim jesteś? – zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc zgasiłam światło i poszłam do łóżka, przytuliłam się do Jareda i zasnęłam, obudził mnie jego budzik do pracy, no tak miał na rano, zrobiłam mu śniadanie, a potem usiadłam do mojej lektury, miałam ostatni dzień żeby ogarnąć moją umiejętność. Usiadłam znów na podłodze, wzięłam starą książkę do rąk i otworzyłam na stronie na jakiej się zatrzymałam ostatnio.
Oczywiście prócz telekinezy są także inne umiejętności, teleportacja, lewitacja i wiele innych. Zajmiemy się pierw tymi bardziej podstawowymi.
Lewitacja przedmiotów.
Coś podobne do telekinezy, ba takie same tylko, przy lewitacji, przedmiot porusza się w pionie, a telekinezie w poziomie.
Opanowałam to wczoraj – zaśmiałam się sama do siebie i spowodowałam że kubek zaczął podnosić się i opadać. Nie wierzyłam nadal, że tak potrafię. To właściwie było cholernie dziwne.  Chciałam zabrać się jeszcze za teleportację, ale doszłam do wniosku, że mój mózg jest zbyt zmęczony telekinezą i lewitacją. Czułam się jak w filmie, romantyczno-fantastycznym filmie. Wszystko było niewyobrażalnie nierealne. Poszłam pod prysznic, a potem postanowiłam, że przygotuję obiad. Oczywiście bawiąc się swoimi umiejętnościami, nawet nauczyłam się kontrolować przedmioty, kiedy mają się otwierać bądź zamykać. To było fantastyczne. Ciekawe czy potrafię coś jeszcze, a może mam władzę nad umysłem? Kto wie. Zaśmiałam się pod nosem i zrobiłam obiad, a potem zjawił się Jared. Zasiedliśmy do wspólnego obiadu, chciałam doprawić sobie zupę jaką zrobiłam, ale sól była na końcu stołu, więc zmusiłam ją żeby do mnie przyszła.  Jared tego nie zauważył, więc lepiej dla niego. Nim mniej wie tym lepiej śpi. Zbędne było to, że ma dziewczynę nie medium a czarownicę. Postanowiłam darować sobie moje nauki i skupić się na tym co mam teraz, na chłopaku, pracy, jakieś może przyjaźni. No właśnie. Miałam odezwać się do Ruby.
- Masz numer do Ruby? – zapytałam
- A co chcesz się umówić z nią?
- Obiecałam, że zadzwonię – powiedziałam i spojrzałam na niego
- Jest w moim telefonie – odparł
- Dziękuję, później zadzwonię – powiedziałam i pocałowałam go. Poszliśmy na spacer, długi spacer i rozmawialiśmy o wszystkim, o nas i o naszych uczuciach. Potem położyliśmy się jak gdyby nigdy nic.
- Panno Smith, musi się pani obudzić, wiem, że mnie pani słyszy. – usłyszałam, próbowałam otworzyć oczy, ale nie mogłam, jakby coś mi zabraniało. 
Otworzyłam oczy, przede mną był mężczyzna w białym kaftanie, a za nim białe ściany, nie to nie możliwe, to nie może być prawda. Nie mogę tu być
- Już teraz będzie dobrze, podda się pani leczeniu, wszystko będzie dobrze – powiedział lekarz, zauważyłam jego imię: Matthew.
- O co tutaj chodzi? – zapytałam – Chcę do domu – powiedziałam – Gdzie jest Jared? – zapytałam znów
- Jaki Jared panno Smith – powiedział
- Leto, mój chłopak – powiedziałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony
- Pan Leto wyszedł cztery miesiące temu – powiedział
- Jak to!? – powiedziałam – Ja też wyszłam – krzyknęłam
- Tak wyszła pani – powiedział – ale została pani tutaj znowu odesłana dwa miesiące temu po próbie samobójczej, była pani nie do opanowania, ciągłe ataki, musieliśmy podawać pani duże ilości leków, nie chciała pani rozmawiać, ani nie chciała pani wychodzić, ledwo pani jadała posiłki. Do moich oczu napłynęła fala łez, czyli to wszystko… Co widziałam, co przeżyłam to wymysł mojej wyobraźni, znów strzykawka i nagle łzy przestają płynąć.
- Czy.. możecie – zaczęłam
- Chce pani porozmawiać z panem Leto? – zapytał lekarz
- Jeżeli mogłabym – powiedziałam, zgodził się więc poszłam i zadzwoniłam, miałam jego numer zapisany w telefonie.
- Jared? – zaczęłam
- Kto mówi – zapytał śmiejąc się, pewnie był na haju
- Violet – odpowiedziałam
- Nie znam żadnej Violet – powiedział i rozłączył się a ja pomimo leków uspokajających w moich żyłach zaczęłam głośniej płakać. Pokochałam faceta w moim wyimaginowanym świecie snu.  A teraz znów byłam nikim.
------------------------------------------
* Tekst piosenki The Cranberries - Zombie
-  Jestem okrutną pisarką, a moja główna bohaterka ma nieźle posrane życie, ale takie ma być to opowiadanie, ma was zbijać z tropu za każdym razem kiedy myślicie coś innego, zaskoczeni?
To nie koniec niespodzianek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz