poniedziałek, 27 stycznia 2014

23. The best thing I have

Ciepłe aż dziwne, że to powietrze było ciepłe, chociaż panował koniec listopada i nadchodziła zima. Siedząc na balkonie zawsze rozmyślałam co mogło pójść nie tak. Mamy po piętnaście lat. Mamy pieprzone piętnaście lat. Nigdy nie zwracałam uwagi na młodzież z innych sektorów tego ogromnego miasta, ale czego tutaj szukać, byłam wychowywana jako grzeczna dziewczynka z spokojnej ulicy w Nowym Jorku. Widok chłopaka w podartych spodniach i koszuli w kratkę przyprawiał mnie o zdziwienie, a w ogóle gdy widzę, że dziewczynki też tak się ubierają. Nigdy nie lubiłam ubrań które kupowała mi mama, pięknych sukienek, długich spódniczek. Zawsze się buntowałam, chciałam być inna, chciałam być jak oni. Korzystając z okazji że rodzice byli w pracy mogłam poszaleć, ubrałam moje jedyne jeansy jakie miałam w szafie i rozcięłam w niektórych miejscach aby powstały dziury takie jak mieli oni, wygrzebałam z szafy mojej mamy czerwoną koszulę w kratę, ubrałam moje trampki i poszłam do łazienki, przeczesałam lekko swoje brązowe włosy i całe potargałam 
- Nie będę więcej grzeczna – powiedziałam sama do siebie.  I wyjęłam kosmetyki mamy, pomalowałam usta intensywnie czerwoną szminką, a oczy pomalowałam czarną kredką, wyglądałam jak rodem z telenoweli dla młodzieży jak te wszystkie laski słuchające rocka który niemal był zakazany w moim domu, a ja tak uwielbiałam kołysać się kiedy grane były rockowe ballady i skakać jak opętana gdy wokaliści darli się do piosenek. Wyszłam z domu i zakluczyłam go, nie powiem, że dwójka którą zauważyłam przez okno nie była w dziwieniu jak zobaczyła samą Smith, tą która zawsze była grzeczna w potarganych włosach i podartych spodniach. 
- Wow, Violet super tak wyglądasz! – usłyszałam od dziewczyny. Chodziłyśmy do jednej szkoły. Miała na imię Ruby, Ruby Brown. Niezbyt popularna, ale za to zawsze jej zazdrościłam. Przyjaźń z Mary nie była taka sama jaką mogła mi zaoferować Ruby. 
Gdy tylko wróciłam do domu nasłuchałam się, co ja zrobiłam źle i że przynoszę wstyd mojej rodzinie, na co wybuchłam płaczem 
- Będę robić, i wyglądać tak jak mi się podoba – po raz pierwszy krzyknęłam w domu i zamknęłam się na klucz we własnym pokoju. Wtedy też poznałam moją długoletnią przyjaciółkę numer jeden, ostrą żyletkę.  Delikatnie nacięłam skórę na moim udzie i zaczęła sączyć się z niej powoli krew, czułam jakby to całe zło wychodziło ze mnie, i jestem nareszcie wolna. Ostrze narzędzie stały się moimi przyjaciółmi aż do dnia moich szesnastych urodzin. 
- Wszystkiego najlepszego moja przyjaciółko! – usłyszałam od Ruby, która wręczyła mi śliczną czarną sukienkę do kolan i rajstopy do kompletu – będziesz w tym idealnie wyglądać – uśmiechnęła się.  
- Dziękuję – przytuliłam ją – miałam to co chciałam, przyjaźniłam się z Brown, miałam taki a nie inny wygląd, taki jaki chciałam. 
- Z racji tego, że jesteśmy już prawie dorosłe załatwiłam nam – pokazała mi jeszcze zamkniętą paczkę papierosów – Ty pierwsza, musimy posmakować wszystkiego łącznie z naszym pierwszym razem, ten rok jest nasz! – powiedziała i podała mi papierosa, wzięłam go i próbując udawać wszystkie seksowne aktorki z filmów, zaciągnęłam się nim i zaczęłam oczywiście kaszleć – Nie martw się – zakaszlała – podobno każdy tak ma – uśmiechnęła się. Pomimo trudności spaliłyśmy nasze pierwsze papierosy. I okazało się, że nikotyna potrafi załatać moje rany lepiej niż żyletka, potem doszedł alkohol. 
- A co jak moja mama wyczuje? Przecież mnie zabije? – powiedziałam do Ruby, trzymając kieliszek z wlanymi 50ml wódki. 
- Zapomniałaś księżniczko, że śpisz u mnie, moi starzy znów wyjechali więc możemy dzisiaj szaleć – powiedziała i uśmiechnęła się, a ja wypiłam trunek, oczywiście wykrzywiłam się na gorzki jej smak, ale po następnych trzech było mi już obojętne co piję i w jakich ilościach. 
- Violet Smith daje dzisiaj pokazać wszystkim! – usłyszałam męski głos tuż za mną, odwróciłam się i ujrzałam szczupłego chłopaka o oczach niebieskich jak niebo, i niewyobrażalnie czarnych włosach, nie znałam go. 
- Skąd mnie znasz hm? – zapytałam 
- Kto Ciebie nie zna – uśmiechnął się i podszedł do Ruby, zaczęli się całować. 
- To był twój chłopak? – zapytałam gdy wracałyśmy do jej domu 
- Chciałabym z nim być, podobno jest niezły, wiesz chodzi o wszystko – zaśmiała się i od kluczyła drzwi do mieszkania. 
- No to na co czekasz? – zapytałam kiedy kładłyśmy się spać 
- Czekam na jego krok – powiedziała – nie chcę wyjść na łatwą 
- Jak on się nazywa? – zapytałam 
- Jared – odparła – oh.. Jared – powiedziała i zamknęła oczy 
Czuły pocałunek, wyrwał mnie ze wspomnień i spojrzałam na swojego chłopaka. Chciało mi się śmiać, więc musiałam wyglądać na rozbawioną.
- Co cię tak śmieszy – powiedział i spojrzał na mnie
- Bo mi się coś śniło, to znaczy to nie był jako taki sen, tylko wspomnienie, pozapominałam niektórych rzeczy z mojego życia – roześmiałam się
- Jakich? – spytał uśmiechając się
- Poznaliśmy się dawno temu Leto – zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka
- Niby kiedy? – zrobił zdziwioną minę
- Miałam szesnaście lat, Ruby zresztą też – spojrzałam na niego
- Ruby Brown? – zapytał zmieszany
- No twoja była dziewczyna, była moją przyjaciółką – powiedziałam
- Jakoś ciebie nie kojarzę – powiedział – a szkoda, bo Ruby była świruską – zaśmiał si
- Bo zniknęłam z jej życia w momencie kiedy zaczęliście być razem – uśmiechnęłam się a Jared pocałował mnie
- Uciekałaś przede mną – zaśmiał się – a ja i tak cię dogoniłem – pocałował mnie znów, zaczęliśmy się śmiać.
- Nie uciekałabym gdybyś nie był takim strasznym ćpunem, uuu rodzice mi zabraniali spotykać się z takimi ludźmi – zaśmiałam się
- Osz ty małpo – zaczął mnie łaskotać, a ja zwijałam się z bólu który właściwie jest wywołany śmiechem.
- A ja i tak byłam buntowniczką – zaśmiałam się
- Nie wierzę ci – powiedział
- To uwierz – zaśmiałam się znów i pokazałam mu album rodzinny – przewijaj dalej, dalej, dalej- śmiałam się – o tutaj – rodzice tacy poważni a córka z fajką w łapie
- Ale byłaś zła – roześmiał się mi prosto w twarz
- A ty jaki chamski jesteś – powiedziałam
- No oczywiście – zaśmiał się znów – za to ty rozmawiasz ze zmarłymi
- No i co? Może lubię zmarłych? – powiedziałam
- Jesteś wspaniała – powiedział i pocałował mnie i przeniósł na rękach prosto na kanapę w salonie
- A ty nieznośny – pocałowałam go – teraz nastaw wodę na kawę – uśmiechnęłam się, a Jared poszedł  prosto do kuchni. Na fotelu siedziała Anna.
- Nie teraz, chce trochę prywatności – dziewczyna uśmiechnęła się i zniknęła.
- Nastawiłem – powiedział i usiadł obok mnie, usiadłam mu na kolana, zaczął przeczesywać moje włosy ręką, a ja całowałam go najczulej jak potrafiłam. Miał wszystko czego potrzebowałam, czyli sprawiał że byłam szczęśliwa, jego ręka wylądowała pod moją bluzką masując mi plecy i wtedy usłyszeliśmy przekręcany klucz w zamku
- Mama wróciła – powiedziałam, zeskoczyłam z kolan Jareda i poszłam do kuchni – Cześć, chcesz może kawy bo robię? – zapytałam
- Jasne, jestem tak zmęczona że sobie nie wyobrażasz
- Dzień Dobry – powiedział Jared podchodząc do mnie
- O cześć Jared – uśmiechnęła się i poszła do salonu
- Chodź no – mówił Jared całując mnie po szyi
- Pięć minut – pocałowałam go w czoło
- Yhymm – zaśmiał się
- Tylko skończę – powiedziałam wprost do jego ucha, złapałam jego dłoń która chciała już się mną zająć – Leto, Leto – zaśmiałam się – wiecznie nie zaspokojony – powiedziałam wprost do jego ucha znów, a ten tylko mruknął całując mnie namiętnie i przywierając mnie do ściany w kuchni. – Nie wytrzymasz aż woda się zagotuje? – pokiwał przecząco głową, cóż ja z nim mam. Pomimo wszystko kocham go ponad wszystko co mam.
- Violet – usłyszałam od mamy, więc odkleiłam się od Jareda, na co on zrobił smutną minę, a ja wzruszyłam ramionami
- Tak mamo? – zapytałam
- Będziesz musiała wrócić do taty – powiedziała zasmucona
- Dlaczego? – zapytałam
- Dostałam dobrze opłacalną pracę w Los Angeles, wyprowadzam się, a widzę że ty jesteś tu szczęśliwa, nie mogę cię ciągnąć za sobą – powiedziała a ja momentalnie zaczęłam płakać, nie chciałam wracać do ojca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz