niedziela, 19 stycznia 2014

5. I will be your eternal nightmare

- Jared, no nie wierzę! – uścisnęłam go, w ostatnich dniach pobytu w tym wariatkowie bardzo się zaprzyjaźniliśmy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy.
- Widzę, że ty także się dobrze bawisz – powiedział spoglądając na mnie
- Kokaina uspokaja wewnętrznego psychopatę, który do mnie mówi – uśmiechnęłam się, a on roześmiał. Sam był naćpany więc oboje wiedzieliśmy co czujemy. Przysiadł się do mnie i Adama. Rozmawialiśmy o wszystkim co się dało, popijając sobie spokojnie piwa. Atmosfera była taka luźna, cieszyłam się, że wróciłam do żywych.
- Mówiłaś, że mieszkasz w Los Angeles – powiedział Jared i spojrzał na mnie
- Bo tak było – uśmiechnęłam się – mieszkałam z moim byłym w LA, ale to rodzice odbierali mnie ze szpitala, i wróciłam do swojego rodzinnego miasta, zobacz jaki Nowy Jork może być mały, że się spotkaliśmy – zaśmialiśmy się oboje.  Grubo po 4 wracałam ledwo idąc do domu, odprowadzał mnie Adam, śmiałam się całą drogę z byle gówna. Miałam pełno sił, ale moje nogi odmawiały już posłuszeństwa, gdy doszliśmy do mojego płotu, przytuliłam go na pożegnanie i weszłam do domu delikatnie je otwierając. Rodzice się nie obudzili więc szybko ubrałam się w moją koszulę nocną i położyłam do łóżka.
          Tym razem leżałam przywiązana do łóżka, całkowicie naga. Było mi cholernie zimno, a on bił mnie coraz mocniej, poczułam lepką krew w ustach, i nie mogłam jej nawet wypluć, zaczęłam się krztusić własną krwią, w końcu widząc, że coś jest nie tak oderwał z ust taśmę, a ja wyplułam krew na siebie. Słyszałam jak rozpina rozporek i jedyne co mogłam robić to modlić się, żeby zostawił mnie w spokoju, ale nie zostawił. Nie był delikatny, sam fakt, że był we mnie był dla mnie katorgą, a co dopiero to, że tak bardzo bolało.  Nie zakleił mi ust i krzyczałam żeby mnie zostawił, dostałam mocny cios w brzuch i już nie chciałam krzyczeć, szlochałam tylko cicho, a gdy mnie zostawił zaczęłam  mocniej płakać. Chciałam żeby to się skończyło, chciałam umrzeć. 
Obudziłam się i zaczęłam płakać, ale szybko się uspokoiłam, to był tylko sen, tego już nie. On nie żyje, nigdy już nie zrobi mi krzywdy.  Minęła sporo czasu nim znów zasnęłam. Na pewno nie spałam już błogo, spałam w strachu. Zastanawiałam się czy kiedyś uczucie takiego poniżenia, i te wspomnienia dadzą mi spokój? Czy kiedyś zapomnę o tym co było… Teraz właściwie była to świeża sprawa i nie dziwię się, że ciągle to do mnie wraca, ale może za jakiś czas znów odetchnę, i znów będę szczęśliwa.  Rano obudziła mnie dobiegająca z kuchni muzyka, ubrałam szlafrok i poszłam do kuchni, mama smażyła naleśniki i słuchała radia właśnie leciała jej ulubiona piosenka.
Gimme gimme gimme a man after midnight...
Gimme gimme gimme a man after midnight...*
Śpiewała kiedy to smażyła, chyba była szczęśliwa
- Cześć mamo – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej
- Dzień Dobry córeczko – odwzajemniła mój uśmiech i nałożyła mi naleśnika na talerz i wlała mojego ulubionego soku pomarańczowego do szklanki – smacznego skarbie
- Dziękuję – zaczęłam jeść powoli naleśnika. Mama aż za bardzo o mnie dbała, jakby chciała wynagrodzić mi to wszystko złe co mnie spotkała. Kochałam ją, za to, że była taka wspaniała dla mnie. Zawsze mogłam na niej polegać, była wspaniałą kobietą i to nie tylko ja przyznaję. Poszłam do swojego pokoju po zjedzeniu posiłku i położyłam się na łóżku głupio patrząc się w sufit, zamknęłam oczy.
       Czułam, że nie jestem sama w tym pomieszczeniu, wiedziałam, że jest gdzieś tam i na mnie patrzy. Później kazał robić mi okropne rzeczy jakich nigdy bym nie odważyła się zrobić, albowiem miałam wbić sobie szkło w brzuch tak głęboko jak dam radę, a da mi spokój na jakiś czas, podał mi kawałek szkła, jedną ręką znalazłam miejsce, gdzie mogę wbić szkło, było ono niedaleko pępka. Nie było ani za wysoko żeby nie przebić sobie płuca co mogłabym w zasadzie zrobić i umarłabym i nie cierpiała, ale nie chciałam popełniać samobójstwa, nie chciałam zostawiać Tom’a, nie mogłam. Wycelowałam miejsce tak aby obrażenie nie było aż tak poważne, zamachnęłam się i mocno wbiłam szkło w swój brzuch. Łzy spłynęły po mojej twarzy, wyrzuciłam szkło przed siebie, dotknęłam rany, czułam na dłoniach lepką i ciepłą krew która mocno płynęła z rany. Podszedł do mnie i zerwał taśmę z moich ust, jego wagi dotknęły moich, jedyne co czułam to obrzydzenie całą tą sprawą i wstyd, że to właśnie mnie spotkało, zastanawiałam się dlaczego właśnie mnie wybrał, a nie inną. Oczywiście nikomu tego nie życzyłam. Złapał mnie za nadgarstki, i przywarł do mojego ciała, zaczął mnie dotykać, nie był nigdy delikatny, kazał mi udawać, że mi się podoba, robić sztuczne podniecenie jakiego nie było, bo wolałabym umrzeć niż uprawiać seks z takim człowiekiem, wszedł we mnie jakbym była jakąś pierdoloną maszyną, znów płakałam, z bólu. Gwałcenie było jego chyba najbardziej ulubioną torturą jaką mógł mi zadać, był obrzydliwy i zawsze sapał jak jakiś parowóz gdy dochodził, we mnie, co było najgorsze, we mnie była jego pierdolona sperma, nie wspomnę o tym, że bałam się, że będę w ciąży bo byłam w czasie owulacji. Ale nawet gdybym była, to zajebałby własnoręcznie to dziecko, gdy mnie bił. Jedno dobre, bo na pewno nie chciałabym spłodzić dziecka tego psychopaty. Posuwał się we mnie coraz szybciej i mocniej, myślałam, że zaraz zacznę jeszcze głośniej się drzeć z bólu i obrzydzenia, i tak zrobiłam, uderzył mnie szkłem w twarz i wiedziałam, że na pewno krwawię.  -  Dlaczego ja! – powiedziałam do niego z obrzydzeniem, i łzami które wchłaniał materiał na moich oczach 
- Bo jesteś prześliczną kobietą – odpowiedział i zaczął jęczeć – mogłabyś być bardziej żywa kiedy to robię – odparł dotykając moich piersi….
Otworzyłam oczy, to były najgorsze rzeczy jakie mnie spotkały, wyjęłam z kosmetyczki działkę, szybko ją przygotowałam i wciągnęłam.
- O wiele lepiej – powiedziałam sama do siebie, postanowiłam się przejść, zawsze gdy byłam naćpana kochałam spacery.  Ubrałam więc buty i kurtkę, bo wiało, i padało i wyszłam na spacer, mijałam ulicy Nowego Jorku i tak właściwie nic mnie nie zachwycało, kiedyś podobało mi się w tym mieście wszystko, teraz jest dla mnie to codziennością.
- Violet! – usłyszałam głos Jareda, więc poczekałam aż do mnie dobiegnie – Cześć – powiedział zadyszany
- No hej – uśmiechnęłam się
- Masz może coś? Zapłacę, na serio – powiedział i spojrzał na mnie
- Mam, ale musimy iść do mojego domu, chodź – pociągnęłam go za rękę i poszliśmy do mnie, weszliśmy cicho, rodzice właśnie mieli swoją popołudniową drzemkę więc nawet nie zauważyli że sprowadziłam Jareda do domu. Wyjęłam samarkę i podałam mu – zrób trzy, weźmiesz dwie, a ja jedną. Będziemy równo naćpani – zaśmiałam się, a on posłusznie zrobił trzy długie kreski, pierwszą wciągnął sam po chwili razem wciągnęliśmy drugą. Rozłożyłam moje łóżku i położyliśmy się na nim.
- Właściwie skąd słyszysz te głosy Violet? – zapytał spoglądając na mnie
- Słyszę  je tak jakby w głowie, jakby siedział w mojej głowie i do mnie mówił, gdy zamykam oczy mam przed sobą sceny z tych wszystkich okropnych rzeczy jakie mi robił – uroniłam łez, ale schowałam ją przed Jaredem, aby jej nie zauważył. – Tak to już bywa
- aaa – powiedział – dobra nie smutamy, chodź pójdziemy się zabawić – wyciągnął mnie do klubu gdzie przetańczyłam całą noc.  Gdy niebieskooki kolega zniknął mi z pola widzenia, a wokoło mnie zaczął tańczyć jakiś koleś w podeszłym, zaraz wyszłam z klubu. Nadal się bałam mężczyzn, prócz tych których dość poznałam. Stanęłam przed wejściem i nogą oparłam się o ścianę klubu, jakaś dziewczyna poczęstowała mnie papierosem, więc zaczęłam palić.
- Jesteś bardzo roztrzęsiona, coś się stało? – powiedziała dziewczyna – Emma jestem ogólnie – uśmiechnęłam się do niej
- Po prostu boję się niektórych rzeczy – odparłam – Violet
----------------------------------------------------
Dawaj Dawaj Dawaj faceta po północy...
Dawaj Dawaj Dawaj faceta po północy...
 ~  Abba - Gimme Gimme Gimme

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz