Gdy tylko nas wypisano zaczął się cyrk, wszędzie latały pieluszki albo zabawki, misie. Dom był w opłakanym stanie, cokolwiek nie zrobiłyśmy z mamą żeby to ogarnąć to nie pomagało, po pięciu minutach było to samo, trasa skończyła się szybciej, bo Tomo zachorował i zagrali tylko jeden koncert w Nowym Jorku zamiast czterech. Shannon obiecał że ogarnie sprawy w Los Angeles i wpadnie, ja nawet nie zaprzątałam sobie głowy ani nim ani jego bratem, byłam pochłonięta opieką nad moją malutką córeczką.
- Jak na niemowlaka jest bardzo spokojna - powiedziała mama, kiedy piłyśmy kawę a Nina spała słodko w swoim łóżeczku.
- Może ma to dlatego, że na noc zawsze jej śpiewam wtedy staje się z niej istny aniołek - zaśmiałam się - zresztą mamo miałaś rację, wychowanie dziecka to nie jest taka prosta sprawa. Nina ma dopiero kilka tygodni ale już widzę że to ciężka droga, ale szczęśliwa - uśmiechnęłyśmy się obie, po chwili mała zaczęła płakać. - Przecież ją karmiłam i przebierałam co jest - powiedziałam i poleciałam do łóżeczka - no co się dzieje księżniczko? - pocałowałam ją w czoło, było rozpalone, złapałam termometr - 38,7 stopnia.
- Mamo ona ma gorączkę! - zaczęłam panikować, próbowałyśmy sposobów mojej mamy ale gorączka nie spadała a szła w górę, tak więc wylądowałam w szpitalu, jakieś przeziębienie czy tam grypa... I spędziłam następny tydzień przy córeczce, przychodziłam codziennie o 8 i siedziałam do 24. Świata nie widziałam poza nią, była moim oczkiem w głowie, i będzie bo prawdopodobnie nie będzie miała rodzeństwa, takowego na razie nie planuję, pierw muszę wychować ją na silną kobietę.
Gdy tylko wróciłyśmy do domu, ciągle kontrolowałam czy nie ma gorączki, czy wszystko jest okej.
- Jesteś największym skarbem mamy, uwierz mi - powiedziałam do niej i zaczęłam śpiewać nie wiem dlaczego the kill.. Coś mówiło mi, że właśnie mam to zaśpiewać..
Nina zasnęła a ja położyłam się na łóżku.
Wszystkich z tej grupy znałam. Była Emma, chora na schizofrenię, Josh na którym odbiła się śmierć córki, Natalie która popadła w cholerną depresję i on. Siedział naprzeciw mnie. Na moje oko miał może z 20 lat czyli był w moim wieku, wysoki ciemnowłosy wychudzony mężczyzna z oczami w jakich można utonąć. Błękit tych oczu był nie do opisania, spoglądał na mnie, a ja na niego z pewną tajemniczością. Jakbyśmy oboje próbowali rozszyfrować co nam jest.
- Każdy mówi po kolei dlaczego tu trafił, przez co lepiej się poznamy – zaczęła lekarka, słuchałam jak mijała osoby jakie znam, aż kolejka doszła do mnie.
- Jestem Violet, jestem tutaj ponieważ tak serio nie wiem dlaczego. Jedyne co we mnie dziwne, że słyszę głos mojego oprawcy, czuję jakby tutaj był. Byłam porwana, a tam bita i gwałcona, i jak mówi specjalista: odbiło się to na mojej psychice i mnie zamknęli – powiedziałam bez uczuć, patrząc wprost na chłopaka który przykuł moją uwagę, siedział naprzeciw więc patrzałam po prostu przed siebie. Kolejka dotarła do niego.
- Jestem narkomanem, i musiałem sobie dobrze przyćpać, że tu trafiłem. Ale widzę, że nie jeden jestem w niewłaściwym miejscu – spojrzał na mnie i się uśmiechnął, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
***
- Sądzę, że tu nie pasujesz – niebieskooki mężczyzna przysiadł się do mnie i uśmiechnął – Tak jak ja. Przyćpałem i miałem schizy to mnie matka wysłała do świrusów.
- Zobaczysz co z tobą zrobią te pojebane leki, chodzisz przyćpany inaczej. Albo jak cię usypiają środkami jakimiś jak psa – powiedziałam – Zresztą nawet się nie przedstawiłeś, co chcesz być tajemniczy? – powiedziałam i wzięłam łyk herbaty.
- No tak, wybacz – uśmiechnął się – Jestem Jared – znów się uśmiechnął.
- No i to rozumiem – odwzajemniłam uśmiech – Violet, ale pewnie słyszałeś, witaj w szpitalu psychiatrycznym – odparłam. Wtedy przyszła lekarka.
- Violet, musimy porozmawiać – powiedziała, i poszłam za nią kiwając nowemu koledze, że jest pieprznięta, może i gorzej od nas.
***
zauważyłam, że Jared ciągle tam siedzi, i mieszka plastikową łyżeczką herbatę, patrząc przez okno.
- Hej kolego, czego tak wypatrujesz? – zapytałam i usiadłam koło niego
- Jestem na głodzie, tak cholernie bym coś… podobno wypuszczą mnie w przyszłym tygodniu, zaćpam się jak świnia – powiedział triumfalnie i spojrzał na mnie – Co od Ciebie chciała ta kobieta? – zapytał
- Tak się składa, że też wychodzę za tydzień – uśmiechnęłam się
***
- Violet!? – usłyszałam z tyłu, więc się odwróciłam. Nie wierzyłam własnym oczom. Kolega z którym spędziłam ostatnie dni w tym głupim szpitalu mieszka także w Nowym Jorku.
- Jared, no nie wierzę! – uścisnęłam go, w ostatnich dniach pobytu w tym wariatkowie bardzo się zaprzyjaźniliśmy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy.
- Widzę, że ty także się dobrze bawisz – powiedział spoglądając na mnie
- Kokaina uspokaja wewnętrznego psychopatę, który do mnie mówi – uśmiechnęłam się, a on roześmiał. Sam był naćpany więc oboje wiedzieliśmy co czujemy. Przysiadł się do mnie i Adama. Rozmawialiśmy o wszystkim co się dało, popijając sobie spokojnie piwa. Atmosfera była taka luźna, cieszyłam się, że wróciłam do żywych.
- Mówiłaś, że mieszkasz w Los Angeles – powiedział Jared i spojrzał na mnie
- Bo tak było – uśmiechnęłam się – mieszkałam z moim byłym w LA, ale to rodzice odbierali mnie ze szpitala, i wróciłam do swojego rodzinnego miasta, zobacz jaki Nowy Jork może być mały, że się spotkaliśmy – zaśmialiśmy się oboje.
Natłok wspomnień, złapałam się za głowę i zaczęłam płakać, cicho aby nie obudzić dziecka. Postanowiłam napić się jakiegoś soku, jedyny jaki był to jakiś z truskawkami
– posmakuj, mówią że to najlepszy drink w tym klubie – podał mi szklankę, wzięłam spory łyk, faktycznie był bardzo dobry, wódki nie było wcale czuć, zamiast tego czułam same truskawki, a kochałam smak truskawek, od dzieciństwa prosiłam mamę żeby kupowała mi wszystko co pachniało albo smakowało jak truskawki.
ten dzień nie dawał mi spokoju, ciągle widziałam wszędzie Jareda, czułam zapach jego perfum, znalazłam nasze wspólne zdjęcie, wszystko przypominało mi, jak bardzo mi go brak. Napiłam się soku i wróciłam do łóżka, zasnęłam na kilka godzin po czym obudził mnie płacz.
- Potworek jest głodny - zaśmiałam się i wzięłam małą na ręce, nie karmiłam jej moim pokarmem, bałam się że po tym ćpaniu i w ogóle będzie piła mleko z kokainą czy heroiną, tak więc zagrzałam mleko i zaczęłam ją karmić - ojejku ale byłaś głodna - powiedziałam i pogłaskałam ją po główce na której było troszkę czarnych włosków. Potem chwilę bawiłam się z nią na kocu, a później widząc że jest zmęczona położyłam ją żeby spała, i tak ja mogłam pospać jeszcze trzy godzinki, potem znów się obudziła, musiałam ją przebrać, bawiłam się z nią i położyłam spać. I tak w kółko, mama namawiała mnie abym gdzieś wyszła, ale ja nie miałam z kim. Usiadłam na fotelu i zaczęłam czytać poradnik dla mam, co robiłam zwykle w wolnym czasie, wtedy ktoś zaczął pukać, pomyślałam, że to na pewno moja mama.
- Otwarte! - krzyknęłam i z głową w książce nawet nie zwracałam uwagi że do mieszkania ktoś wtargał walizkę, potem podniosłam wzrok, a książka upadła na ziemię - Co teraz? - tyle powiedziałam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz