Siedzieliśmy razem, Jared miał małego na swoich ramionach za to Nina pokazywała mi jak idą jej lekcje gry na gitarze. Pragnęliśmy aby nasze dzieci robiły to co chcą, do niczego ich nie chcieliśmy zmusić.
- Mamuśka, weźmiesz synka a ja pokażę naszej córeczce kilka dobrych chwytów - uśmiechnął się do mnie, byłam nareszcie szczęśliwa w zdrowych relacjach, nareszcie spokojna. Wzięłam Josh'a na ręce i trochę potrwało nim zasnął, położyłam go delikatnie w łóżeczku i wróciłam do Jareda i Niny. Nie chciałam aby czuła się w jakikolwiek sposób odepchnięta od nas ze względu na niemowlę w naszej rodzinie. Kiedy już i Nina zasnęła, to my w spokoju usiedliśmy w salonie przed telewizorem z miską szwedzkiego popcornu jaki był ulubionym Jareda i włączyliśmy jakiś film.
- Chwila odpoczynku - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego, był zmęczony było to widać na kilometr - Może chcesz się położyć, widzę że padasz z sił - spojrzał na mnie i uśmiechnął się
- Kochanie to normalnie, piszę, tworzę i zarazem chcę być z wami jak najbliżej, normalne, że jestem zmęczony, ale uwierz mi, że od spania wolę wpatrywać się godzinami w twoją uśmiechniętą buzię - mimowolnie zarumieniłam się, co Jared uwielbiam we mnie, często powtarzając mi, ze lubi kiedy jestem tak dziecięco niewinna - Kocham Cię - powiedział po jakieś chwili patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczętami, zachichotałam jak nastolatka i nasze wargi złączyły się w pocałunku.
- Też Cię kocham Jay, najmocniej na całym świecie - uśmiechnął się, wiedział dobrze ile dla mnie znaczy ale z każdym razem kiedy mu to mówiłam chyba napawał się dumy, że to on mnie zdobył nie ci przelotni partnerzy na pocieszenie, ani mój były narzeczony, tylko on. - Leto te twoje niebieskie oczy mnie do Ciebie przyciągnęły, od razu je zauważyłam - uśmiechnęłam się od ucha do ucha jak to się mówi na co on mnie pocałował
- Będą Cię witać jeszcze wiele lat skarbie - ostatnio w pośpiechu nie mieliśmy nawet czasu na czułość, w biegu załatwialiśmy wszystko co potrzebne a dzisiaj zyskaliśmy kilka godzin na po prostu siedzenie i patrzenie na siebie, byliśmy w takim stadium związku, że seks był dla nas rzeczą drugorzędną, oczywiście nie byliśmy święci, nigdy nie byliśmy i nie będziemy ale teraz ważne dla nas było to jakimi rodzicami jesteśmy i jakie uczucie nas łączy, często w zabieganiu ludzie zapominają o tym co jest ważne - zapominają o miłości. W końcu gdzieś na końcu mojego umysłu zatrzymałam się na pewnym etapie naszego życia, ładne lata temu. Nieodpowiedzialna głupia ja...
- Gratuluję, jest pani w ciąży - uśmiechnęłam się, chociaż w środku czułam się podle. Czułam, że ranię własne dziecko. Nasze dziecko tak samo jak dziecko Chloe powinno mieć normalną rodzinę. Wracałam a po policzkach spływały mi słone łzy, ktoś zaczął wołać mnie przez pół ulicy, odwróciłam się. Idealnie, widział skąd wychodziłam...
- Violet no zatrzymaj się - usłyszałam
- Nie - odparłam i przyśpieszyłam tępa coraz głośniej płacząc, wsiadłam do taksówki i tyle go widziałam. nie mogłam od tak pozwolić...
Rujnuję sobie życie, na własne swoje pierdolone życzenie. Wparowałam do domu Ruby coraz głośniej rycząc.
- Co ci jest cały dzień? - powiedziała zdenerwowana Ruby. Podeszłam do torebki i wyrzuciłam wszystkie moje papiery, w tym test z krwii i test jaki zrobiłam w Meksyku
- To mi jest - odparłam
- Jesteś w ciąży? - powiedziała zdziwiona
- Tak, za pierdolone osiem miesięcy urodzę dziecko - powiedziałam załamana
- Musisz powiedzieć Jaredowi - zaczęła
- Nie - krzyknęłam - Nie będzie nic wiedział, dlatego muszę jechać do mamy - powiedziałam
- Zasłużyłaś żeby był z Tobą
- Ona była pierwsza, po co ma mieć na sobie następnego bachora? - powiedziałam z żalem sama do siebie- mogłam brać te pierdolone tabletki, ale uznałam, że z nim mogłabym mieć dziecko, wszystko, no i mam dziecko....
- Uspokój się, zrobię Ci herbatę - powiedziała i poszła do kuchni a ja schowałam wszystkie rzeczy znów do swojej torebki, moje myśli to był jeden wielki chaos niemożliwy do ogarnięcia.
- Przyjedź, po prostu - usłyszałam z kuchni krzyk Ruby
- Kto ma przyjechać? - zapytałam
- Rose - odparła, a ja wzięłam kubek z herbatą i poszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Usłyszałam pukanie, wiedząc, że to Rose kazałam jej wejść. Rose okazała się mieć kutasa i nazywać się Jared Joseph Leto.
- Czemu mi uciekłaś? - zapytał i usiadł na rogu łóżka.
- Bo musisz się zająć dzieckiem jakie przyjdzie na świat za sześć miesięcy - powiedziałam
- Myślałem, że nie żyjesz - zaczął - poczułem się taki winny i nadal tak się czuję - powiedział i spojrzał głęboko w moje oczy, gdyby nie moje postanowienie uległabym jego niebieskim oczom, jakie kochałam ponad życie.
- Nie musisz się obwiniać, nic nie jest twoją winą - złapałam się za brzuch co robiłam coraz częściej - wracaj do Chloe, będziesz ojcem, bądź dumny - pocałowałam go w policzek i wzięłam łyk herbaty.
- Nie chcę jej, umówiliśmy się, że będę płacił alimenty na dziecko
- Dziecko musi mieć ojca - łza spłynęła po moim policzku
- Będzie miało, męża Chloe - powiedział - nie poda mnie nawet do papierów, on pogodził się z tym, że nie może mieć dziecka, a ona wytłumaczyła mu, że zrobiła to dla nich - ogarnęła mnie pustka, nie chciałam żeby wiedział, nie chciałam żeby był... Chciałam ale zepsułabym mu karierę
- Rozumiem - odparłam - ale to nie zmienia faktu, że chcę wrócić do mamy, potrzebuję jej - powiedziałam
- To może chociaż zgodzisz się żebyśmy odwieźli Cię a przy okazji zagramy 2 koncerty, to tylko miesiąc - powiedział
- Okej - odparłam, przez miesiąc nic nie będzie widać, a rzygałam już po tabletkach na schizofrenię więc można tak połączyć fakty. Wszystko, aby z nim się godnie pożegnać - wybacz mi maluszku - powiedziałam w myślach. Jared wyszedł, jutro wyjazd.
- Powiedziałaś mu? - zapytała Ruby
- Nie i nie powiem - byłam wściekła na przyjaciółkę - odwiozą mnie do domu, miesiąc mnie nie zbawi
- Powinien wiedzieć - powiedziała Ruby
- Nic nie powinien - rzekłam i wypiłam resztę herbaty. - Mam nadzieję, że będziesz chłopczykiem, nazwę cię James, jak będziesz dziewczynką to nazwę Cię Elizabeth, mamusia Cię kocha ponad wszystko, nie pozwoli Cię skrzywdzić, będziemy żyli sobie w Los Angeles z babcią, będziemy szczęśliwą rodzinką.
[...]
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że cholernie boli mnie brzuch.
- Mamo czy to normalne... - głos zadrżał mi a ja poczułam jak po udach cieknie mi jakaś ciecz - mamo! - krzyknęłam zalewając się łzami. Na oddziale ginekologicznym byłam już piętnaście minut później.
- Miała pani dużo szczęścia - powiedziała lekarka
- Czyli żyje? - zapytałam ze łzami
- Tak, często dzieje się, że w pierwszych miesiącach dziecko nie przeżywa - powiedziała lekarka
- Ale ono przeżyje? - zapytałam
- Zostanie pani na kilka tygodni u nas, ustabilizujemy wszystko, ale nic pani ani dziecku nie zagraża - ulżyło mi. Nie chciałam stracić tego dziecka, jeszcze go nie widziałam, ale chciałabym bardzo już je przytulić chciałabym być blisko niego, chciałabym całować je na dobranoc....
Znów poczułam taki sam skurcz jak wcześniej
- Panno Smith - usłyszałam i wiedziałam już czego oczekiwać
- Nie przeżyło prawda? - powiedziałam
- Przykro mi - usłyszałam i zalałam się łzami.Straciłam wszystko co miałam. Do tego Jared nie odzywał się do mnie, mijały kolejne dni a on był cicho, gdy tylko wypisano mnie ze szpitala czułam jeszcze większą pustkę niż wcześniej, chciałam żeby moje maleństwo było ze mną, żebym mogła je ściskać.
[...]
- Violet! - poczułam szarpnięcie - Co ty odpierdalasz?! - znów mnie szarpnął na co ja odpowiedziałam odepchnięciem go od siebie
- O niedoszły ojczulek się znalazł - rzuciłam z wyrzutem
- Jesteś naćpana! - krzyknął - a dziecko?!
- Nie ma dziecka - zaczęłam ryczeć - Poroniłam jak ty zajebiście się bawiłeś - powiedziałam i odeszłam od niego, złapał mnie za rękę
- Nie powinnaś brać
- To już powinno najmniej Cię obchodzić - rzuciłam i odeszłam, ale nie dał mi spokoju ani na chwilę
- Violet do cholery! - krzyknął
- Spierdalaj, na serio Leto - krzyknęłam i odwróciłam się do niego, pocałowałam go namiętnie po czym wrzuciłam mu do kieszeni pierścionek - To nie ma sensu
- Nie puszczę Cię tym razem - złapał mnie za nadgarstki po czym wziął na ręce
- Puść mnie kurwa! - krzyczałam wniebogłosy - Jared puść mnie
- Nie - powiedział stanowczo i wpakował mnie do taksówki, podał jakiś adres na pewno nie był to adres mojego domu.
- Boże czemu tak boli mnie głowa - powiedziałam do siebie, ale czekajcie, czekajcie. To nie jest moje łóżko,a ja leżę całkiem naga. Nie, nie mogłam, nie... Jared wskoczył do mnie - Czy my? - zapytałam
- Nie, coś ty - powiedział - zarzygałaś sobie ubranie a bieliznę zrzuciłaś sama mówiąc, że ci gorąco - odparł i zaśmiał się
- Ja pierdole - powiedziałam i złapałam się za głowę, po czym znów przyszło mi myśleć o moim niedoszłym dziecku, spojrzał na mnie kiedy to moje oczy zalewały się łzami, objął ramieniem i jedyne co mógł zrobić to przeczesywał moje włosy swoją dłonią próbując mnie uspokoić. - Straciliśmy je - powiedziałam - straciliśmy je na zawsze - i wtedy rozryczałam się na dobre.
Musiało minąć tyle lat abym pojęła co to znaczy strata, pomimo tego wszystkiego ani razu nie próbowałam chociażby pójść na zbiorowy grób dzieci nienarodzonych, nie wiem czy nie miałam tyle odwagi czy po prostu boję się tego co robiłam w przeszłości. Momentalnie jak myśl o James'ie przeszła przez mój mózg łzy potoczyły się z moich oczu, Jared od razu to zauważył
- Co się stało? - zapytał
- Niedawno była rocznica - nie kłamałam dokładnie miesiąc temu była rocznica śmierci naszego pierworodnego synka, niestety nie mieliśmy szczęścia go zobaczyć ale mamy dużo szczęścia mając tą dwójkę na ziemi - pójdziesz ze mną na cmentarz jutro? - zapytałam ocierając łzy, nadal nie mogłam się z tym pogodzić, ale tak musiało być po prostu to musiało mnie czegoś nauczyć, byłam wtedy nieodpowiedzialna, robiłam przekręty potem musiałam znów wszystko stracić żeby docenić jakie życie jest piękne z nim, jak pięknie jest był zakochanym po uszu w facecie ze swoich snów.
- Pójdę - przytulił mnie - jestem pewien, że dogląda nas codziennie patrząc jak teraz jego rodzice i rodzeństwo dobrze ze sobą żyje, jestem pewny, że jest szczęśliwy - Jared był niesamowity, potrafił uspokoić mnie w mgnieniu oka. Postanowiliśmy, że nie chcemy się więcej męczyć bo jutro czeka nas dużo pracy. Punkt 6:00 obudził mnie płacz Josh'a, był głody co jest normalne, wzięłam synka na ręce i poszłam do kuchni, przygotowałam dla niego mleko i zaczęłam karmić, cieszył się niewyobrażalnie, musiał być bardzo głodny.
- Ktoś tu narobił w galoty - zaśmiałam się sama do niego i położyłam go na przewijaku, przebrałam mu pieluchę i trochę się z nim pobawiłam, położyłam go na leżaku do jakiego miał przywieszone zabawki, bawił się jak szalony. Ja patrząc na niego jednym okiem, obudziłam Ninę, potem gdy ona jadła śniadanie i mogła spojrzeć na małego, wskoczyłam do łóżka, położyłam głowę na ramieniu Jareda i pocałowałam go w policzek - Kochanie wstawaj, zrobię nam kawę - uśmiechnęłam się i wróciłam do kuchni, przyszykowałam śniadanie Ninie, oraz zaparzyłam nam kawy. Kiedy Nina poszła do szkoły a mały znów zasnął jak to niemowlę, Jared usiadł ze mną i grał na gitarze.
- Zagraj mi - powiedziałam
- Co mam zagrać? - uśmiechnął się
- Dobrze wiesz co - odwzajemniłam uśmiech i usłyszałam pierwsze dźwięki r-evolve, a moim oczom ukazywały się piękne wspomnienia...
- Chciałbym poprosić kogoś specjalnego aby wszedł na scenę - powiedział nagle Jared a reflektory skręcono na mnie - No chodź Violet - powiedział i podał mi rękę abym wspięła się na scenę. - Mamy trzecią rocznicę i dla Ciebie specjalnie zagramy piosenkę którą dopiero co napisaliśmy - uśmiechnął się i musnął mój policzek, omal się nie rozpłakałam ale musiałam się trzymać żeby nie wyjść na miękką laskę w glanach. Śmiesznie brzmi, prawda?
A revolution has begun today for me inside.....
Pomimo swojej obrony łzy i tak spłynęły po moich policzkach, to była piosenka jaką Jared śpiewał i grał kiedy byłam pod prysznicem. Tłum zaczął bić brawa potem śpiewali nam sto lat, ten koncert zapadnie w mojej pamięci już do kresu moich dni.
[...]
Gdy Shannon nakarmił już Ninę chwilę z nami posiedziała a potem zrobiła się marudna więc położyłam ją spać, oczywiście musiałam zacząć śpiewać.
Jedyne co mi do głowy przychodziło to właściwie r-evolve..
A revolution has begun today for me inside
The ultimate defence is to pretend
Revolve around yourself just like an ordinary man
The only other option to forget
Łzy powolnie wypływały z moich oczu, właściwie ta piosenka jakoś najbardziej kojarzyła się z Jaredem, pogłaskałam ją po główce, ocierając jedną dłonią zapłakane oczy, poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Does it feel like we’ve never been alive?
Does it seem like it's only just begun?
Nie chciałam się odwracać i go widzieć, mała jeszcze nie spała, bacznie się patrzała w jego stronę, on włożył rękę do łóżeczka, a Nina mocno złapała się za jego palec.
To find yourself just look inside the wreckage of your past
To lose it all you have to do is lie
The policy is set and we are never turning back
It’s time for execution; time to execute
Time for execution; time to execute!
Spojrzałam w końcu na niego i na dobre się rozryczałam, próbując uśpić jednak naszą córkę zaśpiewaliśmy razem.
Does it feel like we’ve never been alive?
Does it seem like it’s only just begun?
Does it feel like we’ve never been alive inside?
Does it seem like it’s only just begun?
It’s only just begun
Nasze życie nie było idealne, mieliśmy wzloty i upadki, a w mojej głowie biło echo dawnych chwil, echo wolności, narkotyków do jakich już nie chcę wracać i naszej zwariowanej miłości.
- Przepraszam, że krzyczałem – zaczął Jared
- Dobrze, już Ci wybaczyłam
- Bardzo się przy Tobie zmieniam, wiesz? – powiedział i pocałował mnie czule
- Musisz mieć chore serce? – zapytałam
- To nie moja wina – powiedział
- Podzieliłabym się z Tobą wszystkim, nawet tym ścierwem, ale jeżeli mam Cię stracić to nie mogę – powiedziałam
- Wiem – odparł i złapał mnie w pasie, a ja przytuliłam się do niego. Szliśmy tak jak zakochana para z jakiegoś amerykańskiego filmu. Jared dorwał jakąś cegłę i na ulicy napisał : I Love You. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- I love you. There, I said it...not just on some chalkboard. I would never let anybody or anything hurt you. I’ve never felt that way about anyone - powiedział po czym pocałował mnie czule. Za każdym pieprzonym razem kiedy mówił mi, że mnie kocha czułam jak głupie motylki wypełniają mój brzuch i zaraz porzygam się ze słodkości, uśmiechnęłam się do niego. Chociaż szło mi się coraz ciężej, szłam z nim trzymając się jego dłoni, czując zapach jego perfum. Wróciliśmy do domu, ja poszłam do łazienki, gdzie zwróciłam wszystko co wypiłam, nienawidziłam wymiotować, ale najwidoczniej mój żołądek miał już dość tego wszystkiego, poszłam pod prysznic i wzięłam zimną kąpiel, po czym ubrałam swoją koszulę nocną i wskoczyłam do łóżka.
- Dobranoc – powiedziałam i pocałowałam Jareda
- Dobranoc – odwzajemnił pocałunek. Przytuliłam się do niego i zasnęłam.
[...]
Pojechaliśmy na wzgórza, wdrapaliśmy się na nie. Było już ciemno, a do Jareda mieliśmy iść na 20:00, usiadłam na dużym kamieniu a on koło mnie.
- Nigdy nie byłem kreatywny co do prezentów – zaczął
- No rano nie byłeś bardzo – zaśmiałam się a on się uśmiechnął, wyjął z kurtki jakieś czerwone pudełko. Oświadczy mi się? O matko! Serce waliło mi jak szalone, nie wiedziałam co teraz się stanie
- Wyciągnij rękę gdybyś mogła kochanie – powiedział, a ja wyciągnęłam rękę, poczułam na niej coś zimnego – bransoletka. A myślałam… jestem naiwna, muszę poczekać na zaręczyny. – Wszystkiego najlepszego Violet – powiedział i czuło musnął moje wargi. Spojrzałam na bransoletkę, także złota, z delikatną prostokątną ozdobą na której było wygrawerowane : Violet&Jared. Uśmiechnęłam się znów mimowolnie.
[...]
- Nigdy nie pomyślałem o Tobie jako o osobie chorej, nie znaczy dla mnie nic twoja schizofrenia, kocham Cię ponad to moje przeciętne życie, i Cię nie zostawię rozumiesz? – pocałował mnie chociaż ja wcale się nie uspokoiłam, potem wyszedł z auta i otworzył drzwi z mojej strony i mocno mnie przytulił, wtuliłam się w jego tors, jakby był wielkim pluszowym misiem, bohaterem który może obronić mnie od wszystkiego co złe. Uspokoiłam się na tyle, że mogliśmy jechać dalej, rozmawialiśmy po raz pierwszy poważnie o tym co może nas czekać w przyszłości
- Marzy mi się, żebyś założył zespół bo się marnujesz, mielibyśmy duży dom, biały duży dom z pięknym ogrodem, mieszkalibyśmy tutaj w Los Angeles, jeździlibyśmy po świecie i koncertowalibyśmy, potem wzięlibyśmy ślub w Las Vegas, i mieli 2 dzieci chłopca i dziewczynę – powiedziałam i uśmiechnęłam się
Ślubu nie wzięliśmy w Las Vegas, ale mamy duży biały dom z pięknym ogrodem, mieszkamy w Los Angeles, mamy dwójkę niesamowitych dzieci, w końcu kiedy już przestał grać i emocje opadły postanowiliśmy zabrać małego i pójść na cmentarz, po tylu latach czułam się odpowiedzialnie pewna tego, że czas dorosnąć do tego, że się coś straciło, coś dzieje się nie bez powodu, ale nigdy nie zapomnę o miłości jaką darzyłam i nadal darzę James'a. Kiedy byłam dzieckiem babcia mówiła mi, że gdy umiera małe dziecko, Bóg potrzebował go jako swojego aniołka, może i tak jest. James jest aniołkiem, małym aniołkiem, może aniołkiem stróżem któregoś z naszych dzieci. Zaszliśmy na cmentarz a ja odpaliłam znicz i postawiłam go na marmurowym nagrobku.
Grób dzieci nienarodzonych
Codziennie jakaś matka płacze w momencie poronienia, bądź nawet nie wie, że to się stało, ukucnęłam przy grobie, pierwszy raz próbując powiedzieć coś do swojego synka po tylu latach.
- Nie zapomniałam, w żadnym wypadku o Tobie nie zapomniałam, nie da się zapomnieć kogoś kogo bardzo się kochało, ale i było to początkowo utrapieniem, dopiero kiedy zauważyłam uśmiechniętą twarz Jareda gdy się dowiedział, ze będzie ojcem pojęłam jakie to cudowne, że rodzicielstwo jest piękne, że może być piękne, Tobie nie było dane żyć z nami i nie było mi dane oglądanie twojej przyszłości, ale widzisz bądź nie masz dwójkę wspaniałego rodzeństwa i chociaż myślę o Tobie każdego wieczoru, nie mogę się cofać, nie przychodzę tutaj może w jakiś ramach pożegnania, chociaż nie zapomnę nigdy, muszę żyć dalej, pomimo, że świadomość że Cię straciłam niszczy mnie co jakiś czas. Byłbyś już dorosły, pełnoletni miałbyś laskę i dobrze się bawił, ale właściwie może lepiej że Ciebie nie ma, nie chciałabym aby moja historia miała toczyć się tragicznie, i odebrano by mi Ciebie, nie chciałabym tego dla żadnego dziecka. Dorosłam pokazując sama sobie, że mogę być dobrą matką chociaż wiele schrzaniłam, pamiętaj że Cię kocham - nie czułam nigdy jakieś odpowiedzialności albo obecności Boga w życiu, ale dzisiaj czułam się nadmiar normalnie mówiąc w myślach do mojego synka, on mnie zapewne usłyszał, o ile życie pozagrobowe istnieje. Jared objął mnie ramieniem i później musnął mój policzek, nie płakałam, James chciałby abym cieszyła się tym czym mam, więc się cieszę, nigdy nie odbierze mi tej pięknej świadomości miłości.
- Kocham Was, nie mogłam wymarzyć sobie lepszej rodziny - powiedziałam kiedy siedzieliśmy przy stole jedząc obiad. Byłam szczęśliwa w każdym tego słowa znaczeniu.
------------------------------------------------------------------------------------
Po długim czasie wróciłam do tego opowiadania i nie powiem że początkowo wbicie się w rytm postaci Violet było dla mnie trudne, to teraz czuję że idzie coraz lepiej. Chciałabym wprowadzić kilka wątków do opowiadania ponieważ planuję dojść może do 100 rozdziałów jeżeli dobrze się uda, jeżeli nie będzie ich mniej i zakończyć zabawę z tym opowiadaniem.
Dlaczego?
Sądzę, że sama w niektórych momentach mieszam się z tym co chciałabym zrobić a co robię z moimi postaciami, to opowiadanie jest tak pomieszane, że musiałam już je kilka razy przeczytać od nowa aby wbić się w rytm. Chciałam stworzyć coś całkiem nienormalnie niezrozumiałego, aby pomyśleć i może w jakimś aspekcie mi się to udało nie mniej jednak czuję się trochę zawiedziona, i chciałbym zacząć coś całkowicie nowego ale jak na teraz brak mi konkretnego pomysłu, mam pozaczynane kilka FF ale jednak nie potrafię ich dalej pociągnąć, musi mnie olśnić. Sądzę, że życie Jareda i Violet w jakimś stopniu jest piękne. Pokazuje właściwie że miłość może przetrwać wszystko, że czasem nieświadome decyzje mogą rujnować nas nawzajem. Piszę to ja niespełna osiemnastoletnia dziewczyna co o życiu wie tyle co nikt. Właściwie nie wiem skąd biorę takie przykłady, od zawsze intrygowała mnie ciemna strona żyć, chciałam poznać psychikę ludzi chorych bądź uzależnionych wiążę to się także z tym, że w przyszłości chciałabym zostać psychologiem. Violet jest mieszanką postaci jakie poznałam w książkach jakie czytałam. Mieszanką dzieci z dworca zoo, ćpuna, requiem dla snu, stokrotki i wieli wielu innych książek.
Jak mówią - ludzie uczą się na błędach, a ja powinnam robić mapy myśli i założeń moich opowiadań, chociaż sentyment do tego właśnie opowiadania zostanie mi chyba na długo. Nie jest to mowa pożegnalna, bo jeszcze nie kończę opowiadania, ale chciałabym sprostować kilka spraw w jakich wy czytelnicy możecie mieć problemy.
1. Violet robiąc swoje typowe przekręty, próbując popełnić samobójstwo chce uciec od problemów, ale jej oprawca powiedział jej dokładnie że jest zbyt słaba aby się zabić, więc jest to wytłumaczone
2. Jej słabością są narkotyki ilekroć od nich odchodziła one wracały jak bumerang, nie wiemy nawet czy znów po nie, nie sięgnie
3. Jared jest specyficzny. Spokojny i ułożony ale właściwie przy Violet zaczyna dostrzegać jak słaby staje się kiedy do drzwi zapukała miłość
Właściwie jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania to piszcie w komentarzach :)
Pozdrawiam :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz