- Dlaczego? - zapytałam łamiącym się głosem - Dlaczego Jared....- i znów się rozryczałam jak debilka, moje przeczucia się jednak sprawdziły, zostanę samotną matką bez środków do życia, i dania jakiegoś stanu dla dziecka, w sensie domu, miłości, rodziny...
- To za dużo dla mnie Violet - mówi patrząc na mnie - Nie dam rady już tak - dodał po chwili
- To wyjdź, zostaw nas już na zawsze, zostaw nas tym razem ty, zostaw i już nie rujnuj mi kolejny raz życia - czułam że uginam się na własnych nogach, czułam że boli mnie brzuch, a to nie były dobre znaki.
- Violet, ty nie rozumiesz po prostu - powiedział zimnym tonem głosu, tak jakby to tęsknię przepełnione miłością już nie istniało, o co chodziło?
- Tak jasne, nic nie rozumiem, Jared co ty odpierdalasz? To ja nie rozumiem Ciebie - w mgnieniu oka poczułam zimno kafelek i jakiś krzyk za mgłą, obudzili mnie dopiero po jakimś czasie, sala w szpitalu, nie psychiatrycznym, lekarze każą układać mi się, halo czy to już się zaczęło? Jakim cudem?
- Musi się pani przygotować - powiedziała położna, nie pamiętam zbyt wiele z porodu, pamiętam tylko płacz dziecka czyli oznakę, że żyje, ale dziecko urodziło się ponad miesiąc szybciej, musiało leżeć w inkubatorze. Urodziłam syna, nie wiem jak go nazwę nie wiem czy będę go miała, nic nie wiem.Wiem, że chcę zasnąć, jestem zmęczona.
- Nie widziała pani jeszcze swojego synka? - zapytała położna kiedy tylko się obudziłam
- Nie pokazano mi go - powiedziałam, dostałam wózek i mogłam podjechać pod inkubator, był taki malutki, oczy nabrały wody, i łzy spływały po moich policzkach, Jared się nie wyrzeknie, wygląda jak on. Może to kara? Za to co zrobiłam Nine, że ich zostawiłam dla narkotyków, boje się że znów wymięknę, przez presję postanowię znów brać.
" Słyszałaś, to podobno dziecko tego Leto, sam był dzisiaj rano i wszedł do pokoju tej kobiety, całował ją w czoło"
Nie rozumiałam, dlaczego był u mnie, chociaż powiedział mi, że to koniec, nie wiedziałam co o tym myśleć, siedziałam tak z godzinę płacząc przy inkubatorze, potem wróciłam do łóżka, od razu zaczęłam brać leki na schizofrenię i czułam wielką poprawę, nic nie było już tak bardzo nierealne jak wcześniej, to działo się na prawdę, zostałam po raz drugi matką, zostawił mnie Jared, jestem samotną matką, i nie wiem skąd znajdę siłę na wychowanie mojego synka.
Nie przyszedł już ani razu, kiedy wypisano nas po prawie miesiącu do domu, postanowiłam wprowadzić się do mamy, synka nazwę Josh, pierwsze lepsze imię..
Wszystko co miałam było w naszym mieszkaniu, więc musiałam się tam udać, zapukałam do drzwi, i wtedy każde moje wątpliwości się rozwiały - Jared po prostu miał kogoś nowego, kobieta zmierzyła mnie wzrokiem.
- Spokojnie, nie odbieram Ci faceta, chcę odebrać moje ubrania - powiedziałam ale ta nie chciała mnie wpuścić - Kurwa!To jest tak samo moje mieszkanie jak jego, więc albo zejdziesz mi z drogi, albo obije ci tą piękną twarzyczkę bo nie mam czasu na pierdoły w domu muszę się opiekować dzieckiem, więc albo mnie wpuścisz albo ja zadzwonię po policję i wejdę z nakazem - byłam wściekła, ona zaczęła wydzwaniać do Jareda. Omal się nie poryczała mówiąc, że grożę jej policją, w końcu mi go dała.
- Nie odpierdalaj Violet, poczekaj na mnie spakujemy te rzeczy - powiedział
- Jared ty kurwa siebie słyszysz? Nie wiem kto jest bardziej chory w tym momencie czy ja czy ty, odgrywasz się prawda? Chcesz mi odbić lata kiedy ja Was zostawiłam, kurwa bardzo jesteś dojrzały, czekam na ogrodzie, przy basenie, lepiej się szybko zjaw, i spław tą pustą lalunię, nie chcę jej widzieć kiedy będę się pakowała - rozłączyłam się i poszłam na ogród, kobieta ciągle łaziła gdzie koło mnie, co wyprowadzało mnie z równowagi.
- Nie możesz sobie znaleźć miejsca jak jakiś bezdomny pies, a no tak bo to nie twój dom. Wiesz co? Może się cieszysz, że masz seksownego Leto u boku, ale właśnie rozbiłaś rodzinę, myślisz że z kim mam dziecko? Chyba nie z powietrzem- powiedziałam
- Jared mówił, że to nie jego
- To kłamał - powiedziałam patrząc w przestrzeń - A córka to powiedział Ci pewnie że kuzynka, no tak fakt Jared nie lubi robić sobie pod górkę - nie odpowiedziała, potem przyszedł Jared, coś w nim nie grało, i dokładnie widziałam co w nim nie grało, jego gra chyba przegina wszelkie pojęcie, stanął naprzeciw mnie całkowicie zaćpany. Chciałam się rozryczeć, że doprowadziłam go do takiego stanu nie chciałam żeby ćpał, nie miał tego robić, ma córkę jaką musi się opiekować, nie ważne Josh przeżyje bez ojca, ona bez niego nie przeżyje. Usiadł koło mnie i przyglądał mi się, tak jakby musiał od nowa mnie podrywać, kilka słabych tekstów, weszliśmy do mieszkania, było pusto, pytając gdzie jest Nina, nie odpowiedział mi. Dziewczyna też się zmyła, usiadłam koło szafy i zaczęłam wyjmować ubrania do kartonów, przytulił mnie, narkotyk działał, a ja nie potrafiłam powiedzieć nie, nie umiałam mu odmówić, odwróciłam się do niego, pocałował mnie, czułam się jak zabawka, i wtedy moje wewnętrzne ja postanowiło mu przemówić do rozsądku.
- Jared nie - powiedziałam, spojrzał na mnie krzywo, co innego miał zrobić jak mu odmawiam tego czego najbardziej pragnął w tej chwili.
- O co ci chodzi? - zapytał
- Patrz co robimy sobie nawzajem, powiedz mi jedno, tylko jedno Jared - spojrzałam na niego pełna sprzecznych uczuć
- O co chcesz zapytać?
- Kochasz mnie, czy po prostu sobie żartujesz ze mnie? - zapytałam i nim odpowiedział moje oczy znów zalały się łzami, byłam słabsza niż sobie sama to wyobrażałam
- Kocham Cię - powiedział poważnie
- To po co to robisz? Jared po co?
- Nie wiem, boję się że znów uciekniesz z Shannonem
- Słuchaj mnie - złapałam go za rękę - nie chcę uciekać, jestem już za stara na to, chcę w końcu być twoją żoną do końca naszych dni, cieszyć się każdym wschodem i zachodem przy Tobie, od kiedy bierzesz? - zapytałam na końcu
- Od kiedy Cię zabrali - spuścił głowę
- Gdzie jest Nina?
- U mamy - rzekł nim uderzył pięścią w ścianę robiąc w niej dziurę
- Jared! Co ty wyprawiasz? - zaczęłam się drzeć, a on coraz bardziej chciał coś niszczyć krzycząc że wszystko znów zjebał, gdy w końcu go uspokoiłam narkotyk powodował że chciał spać, położyłam go więc, zadzwoniłam do mamy, mówiąc że się zejdzie, ze Jared wpadł w dołek, że nie wiem jak mu pomóc, bo już nie wiedziałam co mam zrobić. Przeszukałam całe mieszkanie, znając skrytki ludzi którzy biorą bez problemu wyszukałam schowane narkotyki. Wszystko spłukało się w toalecie, wiedziałam, że będzie mnie wyzywał ale jedynie tak mogłam mu pomóc, Constance zadzwoniła do mnie po jakieś chwili.
- Violet, jesteś w domu? - zapytała
- Jestem, w naszym domu, nie daję już rady - szanowałam mamę Jareda za to, że troszczyła się o nas pomimo błędów jakie popełniliśmy
- A mama jest z małym? - dopytywała
- Tak jest, ale ja muszę wrócić się nim zająć
- Nie, zróbmy tak, ja z Niną pojedziemy aby ona zobaczyła braciszka a ja przy okazji pomogę Twojej mamie, musisz mu pomóc, wiesz co to robi z człowiekiem, znajdź coś co go dociągnie od tego wszystkiego - rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, ale mnie olśnił genialny pomysł, Jared powinien wrócić do muzyki, wiem, że równa się to z rozmową z Shannonem i Tomo ale musiałam mu pomóc. Nerwowo wystukałam numer Shannona, odebrał.
- Któż to dzwoni? Czegoś brakuje? - zapytał głupio
- Nie żartuj sobie teraz, proszę - powiedziałam
- No okej, o co chodzi?
- Shannon narobiłeś wiele syfu w naszym życiu ale teraz potrzebuję twojej pomocy, przy okazji pomożesz sobie sam - zaczęłam - tak chodzi o granie, musimy go z tego wyciągnąć, nie chcę żeby zmarł wiesz że jest chory na serce - powiedziałam - przecież zależy ci na nim, poświęć się chociaż raz - zgodził się po dość długiej namowie zgodził się, to samo było z Tomo. Mieli parę piosenek nagranych ale nie wiedzieli jak się za to zabrać, Jared nie wiedział bo bez Shannona, nie miał jak reaktywować zespołu. Ja go zepsułam ale i ja go wznowię, robię to jedynie dla Jareda.
Cały tydzień próbowałam ustawić Jareda do pionu, wydaje mi się, że mi się udało. Dziewczynę spławił, znów mogliśmy powoli wkraczać na dobry tor.
- Ale Shannon, Violet jesteś pewna? - zapytał kiedy powiedziałam, że chcę żeby znów grali
- Tak jestem, nie ważne ja przeżyję w jego towarzystwie, muzyka jest twoim życiem, nie odbiorę Ci tego obiecuję na naszą miłość, że nic się nie stanie - powiedziałam - Ale nim się zacznie powinieneś wiedzieć, że masz syna, i że nie możemy tego spieprzyć już nie teraz
- Nie spieprzymy, zobaczysz - pocałował mnie, wszystko wracało do normy, wprowadziłam się do domu, obserwowałam Jareda, zajmowałam się dziećmi. Nina była skarbem, pomagała mi przy Josh'u, Jared siedział coś komponował, tego wieczoru mieliśmy kolację rodzinną na którą także zaprosiłam Tomo z żoną Vicky, i tak jesteśmy wielką rodziną.
- Właściwie rozmawiałem już z Emmą i ona jest skłonna znów nam pomóc - powiedział Jared, na co ja uśmiechnęłam się, właściwie ja pojechałam do Emmy, zgodziła się bez żadnego ale. Wszystko szło dobrym tokiem, dogadywałam się nawet z Shannonem, na bok poszły nasze zatargi, nie ćpał już jakiś dłuższy czas, więc byłam pewna że jesteśmy bezpieczni jako rodzina. Siedzieliśmy popijając czerwone wino, dzieci spały. Kiedy już wszyscy się zmyli siedziałam z Jaredem wspominając trochę tragiczne ale właściwie szczęśliwe dla nas czasy, kiedy mieszkaliśmy w małym domku w Nowym Jorku, kiedy kochaliśmy się wszędzie gdzie popadło, żyliśmy pełną piersią ale na drodze spotkały nas nałogi z jakimi było początkowo trudno się rozstać, ale daliśmy radę co jest ważne. Jared ujął mą dłoń i uśmiechnął się ukazując rząd bialutkich zębów, coś kombinował, uklęknął na prawe kolano, spojrzał prosto w moje oczy.
- Zostaniesz po raz kolejny moją żoną? Tym razem bez ucieczek - zaśmiał się, oczywiście że się zgodziłam mogłam brać z nim ślub kiedy tylko by się dało, właściwie czekałam aż znów to zaproponuje. - Napisałem piosenkę - powiedział nagle - napisałem ją tuż po twoim odejściu, chciałbym ją na płycie - powiedział - znaczy dla mnie bardzo dużo - mówił dalej, poszliśmy do pianina, ułożył ręce na klawiszach.
No matter how many times that you told me you wanted to leave
No matter how many breaths that you took, you still couldn't breathe
No matter how many nights that you lie wide awake to the sound of the poison rain
Where did you go? Where did you go? Where did you go?
As the days go by the night's on fire
Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane's chasing us all underground
No matter how many deaths that I die I will never forget
No matter how many lives I live I will never regret
There is a fire inside of this heart and a riot about to explode into flames
Where is your God? Where is your God? Where is your God...
Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to torture for my sins?
Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to live the lie?
Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane's chasing us all underground
The promises we made were not enough
The prayers that we had prayed were like a drug
The secrets that we sold were never known
The love we had, the love we had we had to let it go
Tell me would you kill to save for a life?
Tell me would you kill to prove you're right?
Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane's chasing us all underground
This hurricane...
This hurricane...
This hurricane...
This hurricane...
Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to torture for my sins?
Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to live the lie?
- Nazwę ją Hurricane - powiedział na końcu - podoba ci się? - zapytał
- Jest piękna - powiedziałam. Nie wiedziałam czy mogę wierzyć że będzie dobrze, ale nie miałam innego wyboru, chciałam aby było dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz