wtorek, 1 lipca 2014

71. mental hospital

Nie powiem, że nie tęskniłam za moją pracą bo brakowało mi jej niesamowicie, dni dłużyły się ciągłe wizyty u lekarza, ciągłe badania które coraz bardziej mnie stresowały, jedyne ukojenie dawały mi weekendy kiedy grywaliśmy rodzinnie w gry czy po prostu oglądaliśmy filmy do późna. Więź między mną i Niną bardzo się pogłębiła nie myślałam, że uda mi się odbudować wszystko co zniszczyłam. Ale nie powiem, że wszystko było idealne... Musiałam odłożyć tabletki na czas ciąży. I dzisiejszej nocy się zaczęło
Ciężki oddech, płytki niemalże znów czuję że coś się szykuje, ściskam dłonią dłoń nie mogąc wytrzymać już z bólu, chciałabym żeby przestał to tak straszliwie boli. W tle jakaś muzyka, skrzypce i pianino i delikatny kobiecy wokal, piosenka jaka leci tutaj w kółko zdarta płyta winylowa która nie ma końca, tak jak moje tortury, czuję jego zimny dotyk.
- Co dzisiaj będziemy robić Violet? - oczekuje aż znów mu odpowiem, ale nie tym razem, tym razem siedzę cicho jak mysz pod miotłą, nie odezwę się już się nie odezwę, niczego nie chcę, a może chcę? Chcę jednej małej rzeczy - chcę żeby mnie zabił, jak najszybciej skrócił moje cierpienie, ale to napawa go tą radością - mój ból. - Nie chcesz rozmawiać, to ja wymyślę dla nas zabawę - chciałby powiedzieć dla siebie, bo dla mnie nie było to wcale zabawą - Byłaś bardzo niegrzeczna ostatnimi czasy, więc dostaniesz tak jak za dziecka, mam dobry pasek - śmieje się a ja płaczę tak cicho aby mnie nie usłyszał. Jedno uderzenie.. Drugie... Trzecie... Piąte... Dwudzieste trzecie... Już nie liczę... 

Nie wiem czy zasnęłam z bólu czy w wodzie jaką mi dał było coś na sen, ale obudziwszy się jedyne co czułam to ból, znów ten straszliwy ból ale jeszcze mocniejszy. Dzisiaj pada, deszcz odbija się od okiennic, słyszę to dokładnie, ale jakby dom jest pusty, jest cicho, nie czuję jego wody kolońskiej ani jego oddechu, może odszedł? Gówno prawda, wraca po piętnastu minutach śpiewając pod nosem.
"Twinkle, twinkle, little star,

How I wonder what you are.
Up above the world so high,
Like a diamond in the sky.
Twinkle, twinkle, little star,
How I wonder what you are!"
To kojarzyło mi się z domem i błogim dzieciństwem, z Mary i jej chłopakiem, chociaż wtedy byłam już starsza. Teraz chce mi się wymiotować, kiedy słyszę to z jego ust.  Znów mnie bije otwartą dłonią po twarzy nie chcę już więcej płakać, czuję tylko tym razem zamiast słonych łez, słodką krew. 
Obudziłam się cała spocona, i jedyne co to pobiegłam do łazienki, nie chciałam żeby widział że płaczę, pytałby o co chodzi, a nie może wiedzieć. To zostanie moim sekretem aż do końca ciąży, z Niną nie kazali mi odkładać leków, bo ciąża nie była aż tak zagrożona. Mam wyjście żeby tego nie słyszeć, ale to wyjście jest nie do osiągnięcia, i nigdy tego nie zrobię więcej, nie pozwolę znów przez moją chorobę wciągnąć się w nałóg, ba bo nadal jestem narkomanką, i zostanę nią do końca moich dni. Tylko teraz jest inaczej nie ciągnie mnie do narkotyków tylko wizje próbują mnie zniszczyć tak jakby... Niezbyt wiele rozumiem, i chyba nie chcę rozumieć. Wysłałam Ninę do szkoły a Jared jeszcze spał.
- Oj ćpunko długo nie rozmawialiśmy - słyszę i znów się zaczyna, znów go słyszę, tulę się do Jareda, i momentalnie jego bluzka robi się mokra od moich łez, otwiera oczy i patrzy na mnie całkowicie zapłakaną
- Co się stało? Violet? - patrzy na mnie całkowicie nie rozumiejąc o co chodzi
- Wrócił - kołyszę się jak na głodzie kołyszę się i coraz bardziej płaczę
- Kto wrócił? - pyta
- On.... - znów płacz - musiałam... - łzy przeszkadzają mi w mowie
- Co musiałaś?! - już denerwuję się pewnie myśli, że ćpałam
- Odłożyć leki
- Dlaczego?
- Zagrażają ciąży
- Widzisz tego...
- Tak... - przerwałam mu
- Wezmę urlop - powiedział tylko i złapał za telefon a ja położyłam się na łóżku.Chciałam żeby tylko był całował mnie i mówił jak bardzo mnie kocha, żebym była jego a on mój, już na zawsze, już na pieprzone zawsze.
- Violet... On nie umarł - słyszę gdzieś w oddali
- Kłamiesz, czułam jak kula rozrywa jego aortę - powiedziałam łamiącym się głosem
- Violet uważaj.... - usłyszałam i znów zaczęłam ryczeć, to było za dużo to było za wiele na moją psychikę. Ale Jared był przy mnie każdego dnia i każdej nocy aż do tej sobotniej.
- Muszę Violet załatwić kilka spraw, nie wiem kiedy wrócę muszę iść na tą imprezę
- Wróć szybko - pocałowałam go
- Kocham Cię
- Ja Ciebie też Jay - odwzajemnił mój pocałunek i zniknął za drzwiami, a wtedy się zaczęło.
Każdy szelest, każdy dźwięk przyprawiał mnie o dreszcze, w końcu około 12 w nocy klucz w drzwiach brzmiał jednoznacznie - Jared wrócił.
- Jared!? - krzyknęłam ale nie uzyskałam odpowiedzi - Jared? - znów zapytałam, nadal cisza, zakryłam się kołdrą i wykręciłam do Jareda, nie wiem chyba świruję - Jared? Kiedy będziesz? Jared proszę, boję się - mówię cicho
- Będę niebawem skarbie, zaśnij już - powiedział
- Straszliwie się boję - mówię
- Zaśnij, będzie lepiej kocham Cię najmocniej - powiedział po czym rozłączyłam się odpowiadając mu że także go kocham.
- Violet, wiem że tu jesteś - nie to nie może być prawda, to moje omamy go tu nie ma, nie może tu być, znów płaczę a ręce drżą mi jak nienormalne, pomimo strachu i lęku idę do kuchni i biorę pierwszy lepszy nóż, ktoś chodzi czuję to, czuję to jak cholera.
***
- Ona jest chora, mogłeś sobie wybrać laskę która nie atakuje ludzi nożami! - krzyczy do Jareda
- Mogłeś nie wchodzić do mojego mieszkania po nocy, kogo tu bardziej popierdoliło?! - krzyknął Jared
- Przepraszam... - powiedziałam zalewając się łzami
- Niech twój prawnik lepiej przeprasza, zamkną Cię zobaczysz - znów krzyknął
***
Na mocy wyroku sądu rejonowego w Los Angeles, ogłaszamy iż panna Violet Smith jest uznana za osobę agresywną dla otoczenia i na czas nie przyjmowania leków na schorzenia psychiczne zalecane jest umieszczenie oskarżonej w zakładzie psychiatrycznym. 

I tak oto znów się witamy, białe sufity, białe ściany, brak klamek, zimna herbata i wspomnienie tego jedynego, który teraz musi tłumaczyć ludziom dlaczego "wyjeżdżam".
- Mamusia wróci z twoim braciszkiem, dla bezpieczeństwa tego maleństwa musi leczyć się trochę dalej od nas, ale kochanie to jeszcze tylko trzy miesiące, dasz radę beze mnie - mówię i całuję ją w czoło co mieliśmy jej powiedzieć, że jestem niepoczytalna i że właściwie zamykają mnie bo dźgnęłam nożem Shannona? Że mu się chciało wytoczyć mi proces w sądzie, jeszcze tego mi brakowało. Wszystko niby toczyło się tak szybko a do terminu porodu zostały tylko trzy miesiące wtedy mnie wypuszczą, będę mogła ich znów zobaczyć, zacznę brać leki wszystko zniknie, to co mnie męczy...
- Jared kocham Cię rozumiesz? To nas nie rozłączy obiecaj mi - całuję go ostatni raz i wsiadam do autobusu, płaczę i ja i oni, wiem że jest im ciężko tak samo jak mi. Kocham ich z całego mojego serca.
- No to mówisz że trzy miesiące będziemy mogli rozmawiać? - słyszę mojego oprawcę
- Nie mamy o czym Peters, już nie mamy o czym - powiedziałam i usiadłam z tyłu autobusu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz