- Violet skarbie - zaczął melodyjnym głosem łapiąc moją dłoń - wszystko będzie dobrze, będzie dobrze - łamał się coraz bardziej
- Co jest Jared? Powiedz mi co się stało - powiedziałam ledwo widząc jego sylwetkę zarysowaną jakby za mgłą
- Miałaś wypadek - zaczął - mówią, że - urwał i rozpłakał się na dobre, czułam jak ciężko oddycha - że wszystko jest tak rozlegle zniszczone, że fakt wypadku tylko uświadomił nam, że...
- Że co Jay? - zapytałam ściskając mocniej jego dłoń
- Że zostało nam kilka tygodni razem - na tygodni i razem mogłam się domyślić. Ostrzegano mnie, że kolejna ciąża, że osłabienie organizmu, właściwie nie powiedziałam mu wszystkiego, nie chciałam się przyznawać jakim jestem wrakiem, że powoli... Umieram.
Narkotyki na dobre wyniszczyły mój układ odpornościowy, zniszczyły mi pół wątroby, papierosy i inne gówna jakie paliłam zniszczyły mi płuca. Ale kiedy byłam przy nim czułam, że żyję, że właściwie nareszcie żyje.
- Jared - podniosłam się delikatnie a on przytrzymał mnie abym nie upadła - Kiedyś każdy musi umrzeć, jeszcze nie umieram, jeszcze tu jestem - zalewał się coraz bardziej łzami - Jared spójrz na mnie, spójrz na mnie kochanie - wolną ręką wytarłam jego załzawione oczy - Kocham Cię, spędźmy te dni tak jak zawsze chcielibyśmy przeżyć - powiedziałam
- Nie mogę.... Ja sobie bez Ciebie nie poradzę, nie tym razem - nie mógł się uspokoić, położył głowę na moim ramieniu - Nie zostawiaj mnie - coś we mnie pękło a łzy potoczyły się z moich oczu, pocałował mnie tak bardzo czule, a ja czułam, ze coraz bardziej chce mi się spać. Zasnęłam a on ciągle trzymał moją rękę. Następnego dnia przyszedł lekarz.
- Nie mogę wrócić do domu? - zapytałam
- Nie przeżyłaby pani właściwie końca tego tygodnia, bez specjalnej aparatury zabije panią nawet potknięcie się, nerki są w stanie krytycznym, nie sądzę aby był to dobry pomysł - Jareda wtedy nie było kazałam jechać mu po dzieci, właściwie pojmowałam powoli w jakim stanie jestem
- Niech mi pan powie ile właściwie mi pozostało? - spojrzał na mnie
- Góra dwa tygodnie, chyba, że znajdzie się dawca nerki - powiedział a ja zalałam się łzami, zostały mi dwa tygodnie kiedy to muszę załatwić wszystkie swoje sprawy, kilkanaście dni żeby pożegnać się z rodziną jaką kocham, to było trudniejsze niż mi się wydawało, że będzie. Lekarz wyszedł i zostawił mnie samą, zalana łzami zobaczyłam, że Jared nadchodzi z dziećmi, wytarłam załzawione oczy i pierwsze co to Nina wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia.
- Mamusiu, tęskniłam - pocałowałam ją w czoło i uśmiechnęłam się do niej
- Też tęskniłam promyczku, nauczyłaś się czegoś jak byłaś w domu? - uśmiechnęła się pokazując swoje śnieżnobiałe ząbki
- Tata nauczył mnie R-evolve! - Odwróciłam na chwilę wzrok i rozpłakałam się na dobre
- Zagrasz mi je następnym razem - powiedziałam szybko tak aby się nie zorientowała jak płaczę, Jared patrzał na mnie już bardziej ze spokojem. Potem wzięłam na ręce Josh'a. Nie siedzieli długo, bo mały zaczął płakać. Obiecał, że wróci wieczorem kiedy Constance weźmie dzieci. Przy obiedzie zasłabłam, podłączyli mnie do jakieś aparatury, nie mogłam się nawet podnieść. Kiedy mnie zobaczył usiadł i siedział tak w ciszy przez dłuższą chwilę - Sypiasz w ogóle? Wyglądasz okropnie Jay - zaczęłam
- Nie mogę spać - odparł i spojrzał na mnie i całą aparaturę za mną - Violet?
- Tak?
- Czy to boli? - zapytał spoglądając na mnie
- Już nie boli - uśmiechnęłam się lekko - bolało wcześniej, nim się zeszliśmy, bolało jak cholera, potem myślałam, że przeszło kiedy byłam z wami, teraz to już jest spokój nie ból
- Wiedziałaś wcześniej?
- Jared, powiedzieli mi jasno, że jestem wyniszczona nie wiem tego od dzisiaj, wiem to już ładne kilka lat wstecz, kiedy skończyłam z dragami. I tak dużo dożyłam Jay.
- Nie chcę się z Tobą żegnać - powiedział
- Nie musisz - uśmiechnęłam się - nie możesz nawet, bo się kiedyś spotkamy o ile niebo istnieje, ja zawsze będę w Twoim sercu i wspomnieniach, ale masz prawo po moim odejściu - zrobiło mi się słabo nie wiedząc dlaczego cała aparatura zaczęła piszczeć, złapał mnie za rękę - masz prawo być szczęśliwy - łzy wypłynęły z moich oczu, a on ścisnął moją dłoń mocniej - Kocham Cię Jaredzie Leto, dziękuję za każdy dzień jaki spędziłam w twoim towarzystwie, to były najpiękniejsze dni mojego życia - zaczął znikać jak za mgłą znów pieprzona mgła
- Nie poddawaj się - krzyknął przeraźliwie - Violet jeszcze nie - rozpłakał się i puścił lekarzy aby się mną zajęli widziałam już tylko ciemność i słyszałam jak między sobą rozmawiają, słyszałam też Jareda tak przeraźliwie płakał - Kocham Cię, Violet kocham Cię - usłyszałam a potem już było cicho.
[...]
- Mama jest bardzo zmęczona - mówił do Niny kiedy to przyszli do mnie, ale ja miałam jeszcze w sobie na tyle siły żeby otworzyć oczy, uśmiechnęłam się do niej ale nie wypowiedziałam już ani jednego słowa, kosztowało mnie to więcej cierpienia niż wszystkie aparatury pompujące i przytrzymujące mnie przy życiu. Usiadła na krześle przede mną uśmiechając się i biorąc gitarę w ręce. Rozbrzmiała moja ukochana piosenka, nie dość że grała ją jak Jared to ton głosu miała tak niebiański, że nie mogłam się nie wzruszyć. Nie miałam czasu nawet dobrze poznać swojego dziecka. Straciłam lata kiedy mogłam z nią być na myślenie, że lepiej będzie jak będę dla nich martwa. Teraz kiedy w połowie jestem martwą osobą chciałabym wrócić do czasu kiedy to udawałam i być z nimi, ale czasu nie cofnę i błędów nie naprawię, zawaliłam. I moje życie było tylko spełnione przez Jareda który jedyny mnie kochał, pomimo schizofrenii, nałogu i ogólnego okrucieństwa z mojej strony. Podziwiam go, za to że dał radę chociaż było ze mną tak ciężko, że walczył o mnie. A teraz musi patrzeć jak umieram na oczach rodziny.
A potem był już tylko spokój, potem wziął mnie z tego szpitala, jechaliśmy autem do domu, położył mnie w łóżku i leżał ze mną całymi dniami i nocami. Podawał leki, woził na dializy, całował codziennie rano i co wieczór żegnał się ze mną bo wiedział, że kiedyś już się nie obudzę.
- Jared, boli - powiedziałam ostatniego dnia - Już chyba nadchodzi, tak cholernie boli - złapał mnie mocniej a ja wtuliłam się w jego tors - pomimo wszystkiego nasza historia nigdy nie zgaśnie, nie wiem co tam będzie, ale o Tobie nie zapomnę, boli Jared
- Oddychaj
- Nie mogę!
- Dzwonię po karetkę
- Nie dzwoń, zostań, powiedz Ninie, że ma spełniać swoje marzenie, że jest piękna mów jej codziennie że jest piękna. Josh niech zapamięta mnie chociaż z tej dobrej strony a ty Jared bądź szczęśliwy i nie puszczaj mojej ręki aż to się nie skończy
- Muszę zadzwonić
- Nie rób tego, nie płacz na moim pogrzebie
- Violet...
- Kocham Cię
- Też Cię kocham
Potem tylko mnie pocałował.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą mojego życia, nie wyobrażałbym sobie lepszego życia bez Ciebie, nie powiedziałem ci tylko, że....
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie!
Ten rozdział chociaż krótki pisałam prawie tydzień bo nie mogłam skleić tego w jakąś sensowną i klarowną część.
Tak teraz na serio historia się skończyła.
Planowałam więcej rozdziałów, ale po prostu doszłam do wniosku, że ciągniecie tego przez przebieg śmierci głównej bohaterki będzie monotonne.
Jared kończy swoją wypowiedź w połowie słowa, bo Violet więcej już nie usłyszała. Nie dowiedziała się, że nigdy w żadnym momencie swojego życia nie był na nią wściekły, nie usłyszała jak opowiadał jej jak bardzo szanuje to, że walczyła z nałogiem, nie usłyszała na koniec jak nuci jej r-evolve..
siedemdziesiąt pięć rozdziałów to i tak dobra liczba jak na moje początkowe pisanie.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na moje minaturki bądź opowiadanie jakie jest w wpisie niżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz