sobota, 22 marca 2014

66. My name is Nina

Masz naście lat, przed tobą cały świat. Ojciec nie ma czasu, macocha Cię szczerze nie lubi bo to ja przypominam tacie o mamie. A matka odebrała sobie życie. Tak u mnie wszystko w całkowitym porządku. Mamo mam nadzieję, że widzisz, że piszę - nie poddaję się.
- Tato a właściwie dlaczego każesz mnie za to, że chcę skończyć to o co mnie poproszono? - zapytałam z oburzeniem patrząc jak próbuje mnie ukarać za pisanie tego, za dokończenie
- To nie jest zajęcie dla Ciebie Nina, Twoja matka na koniec już zamiast mózgu miała wodę - powiedział chamskim tonem głosu, co kompletnie wybiło mnie z równowagi
- A pomyślałeś czasami jaki ból jej sprawiałeś, no tak przecież jesteś idealny, pan aktor, kilka dobrych filmów za Tobą, a właściwie niczego ogromnego moim osobistym dziecinnym wzrokiem nie osiągnąłeś - powiedziałam rozklejając się do końca
- I co chcesz teraz powiedzieć, że chronienie Cię przed matką ćpunką było złym posunięciem przeze mnie? - zapytał znad swojego laptopa, siedząc zapewne na twitterze
- Nie, może to było dobre - powiedziałam - ale kiedy była już całkowicie chora i nie brała to ty ją kopnąłeś w cztery litery, mówiąc że sobie na to zasłużyła, nie mogłeś być gorszym chamem, nawet się z nią nie pożegnałeś, a czytałeś to samo co ja, zresztą dostałeś swój list - powiedziałam a łzy nadal spływały po moich policzkach, miałam żal do niego jak potraktował mamę w ostatnich dniach jej życia.

- Przestań drążyć ten temat - powiedział nerwowo - lepiej zajmij się nauką - powiedział - Eli mówi, że masz gorsze stopnie - znów zaczyna.. Eli to, Eli tamto. Jego ukochana Eli, która jest z nim dla pieniędzy, odwróciłam się napięcie i nie słuchając co dalej do mnie krzyczy zamknęłam się w swoim pokoju, włączyłam pierwszą płytę własnego ojca, która była dla mnie wspomnieniem mamy, druga zresztą też mi ją przypominała. Pukał do drzwi próbując ułożyć mnie do pionu jak to nazwał, ostatnio w domu zamiast miłosnej atmosfery były ciągłe kłótnie, głównie dzięki mnie i tym, że oświadczyłam że to skończę. Jakby to było największym grzechem tego świata. Rozbrzmiał mój telefon - dzwoniła Jenna.
- Ratujesz mnie, powiedz że chcesz gdzieś pójść - powiedziałam  szybko gdy tylko kliknęłam zieloną słuchawkę na ekranie.
- Właściwie po to dzwonię - zaśmiała się - za 30 minut tam gdzie zawsze? - zapytała
- Tak! - krzyknęłam radośnie i rozłączyłam się, przebrałam się z dresów w spodnie i luźną bluzkę, niestety za swoje nazwisko czasami byłam zaczepiana przez fotografów i reporterów, ale znałam już sztuczki aby ich oszukać, byłam świetna w kłamstwie - życie w  showbiznesie mnie tego musiało nauczyć. Wyszłam nie mówiąc ani słowa, tylko gosposi powiedziałam, że wrócę za jakieś trzy godziny, tylko jej ufałam, była dla mnie jak matka i jedynie to lubiłam w tym domu, zresztą ojciec uwielbiał prostotę i ściany w całym mieszkaniu prócz mojego pokoju były białe z jakimiś śmiesznymi obrazami samego ojczulka. Wyszłam tylnym wyjściem jak to zwykle robiłam, szłam szybko aby jak najszybciej dojść do miejsca gdzie się umówiłyśmy, byłam chwilę spóźniona, ale Jenna przywykła do tego że się spóźniam, podała mi paczkę papierosów, którą kupiła ze mną na spółkę niedawno -  następna zła rzecz we mnie samej - palenie. Ojciec nie wie, jakby się dowiedział zabiłby mnie i Jennę. Spaliłyśmy na pół, po czym poszłyśmy się przejść, spotykając masę znajomych, później zaszłam jeszcze na cmentarz, usiadłam na ławeczce naprzeciw marmurowego nagrobka mamy.
- Cześć, wiem że jestem tu codziennie, ale nawet nie znając cię zbytnio to tęsknię, brakuje mi tej świadomości, że gdzieś tam jesteś, ale z drugiej strony czemu miałabyś się męczyć, rozumiem Cię, mam dość taty, ciągle mnie oczernia przez to co robię, mam dość męczę się. Eli to podła szmata, nie lubię jej, nie wiem ale jakoś polubiłam pisania, jakby to był mój własny pamiętnik, tata mówi że z charakteru Cię przypominam, ciekawe czy to prawda, nie wiem tak dobrze Cię nie poznałam. Mam nadzieję, że Tobie jest tam dobrze.
- rozbrzmiał mój telefon, dzwonił troskliwy tatuś
- Gdzie jesteś? - zapytał spokojnie
- Na cmentarzu - powiedziałam
- Podjadę po Ciebie
- Nie musisz, mogę się przejść
- Poczekaj na mnie przy głównym wejściu - powiedział i rozłączył się
- Muszę iść, przyjdę za niedługo mamo Cię jeszcze odwiedzę - powiedziałam i udałam się ku głównej bramie, wsiadłam do auta taty i bez słowa pojechaliśmy do domu.

                                                                                                                                                                                                                                                                 

środa, 19 marca 2014

65. farewell like a song for the broken heart

Stoi taki zmieszany, ja tym bardziej, złota obrączka widnieje na moim palcu, nie jestem już panną, nie jestem już panną powtarzam sobie w myślach, nie mogę się poddać, nie mogę.
- Shannon... - zaczynam cicho, a on siada naprzeciwko mnie
- Myślałem, że będzie łatwiej, że dam radę... ale ja nie mogę - ujął moją dłoń - nie mogę o Tobie zapomnieć - dokończył, wiedziałam, że go to boli, za każdym razem ranię go. Nie powinnam tu być, to nie jest dla mnie właściwie miejsce, powinnam być w Los Angeles.
- Shannon, ja mam męża, to nie jest już takie sobie proste, wszystko się zmieniło - spojrzałam na niego - przepraszam, że Cię ranię ale nie mogę mu tego zrobić, nie mogę im tego zrobić - spojrzałam na Ninę zasypiającą w łóżeczku - muszę zapewnić jej najwięcej szczęścia, ja go kocham Shannon - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Puścił moją dłoń i wyszedł bez słowa, a ja zalałam się morzem łez. Dzwonił Jared, miałam gdzieś co pomyśli, miałam wszystko gdzieś.
- Co się stało? Ty płaczesz? - zapytał
- Nie kurwa kroję cebulę - rzuciłam
- Przestań Violet, co się dzieje
- Muszę wrócić do domu - zaczęłam
- Znów zaczynasz? To nasza podróż poślubna, Violet przecież nic się nie dzieje - mówi
- Dzieje się Jared, jestem do bani - mówię do niego wycierając zapłakane oczy
- Zaraz będę, porozmawiamy - powiedział i rozłączył się. Gdyby to nie był nieznany mi Londyn zapewne już poradziłabym sobie z tym wszystkim....
Nie! O czym ja myślę?!
Nie ma takiej opcji
Znów płaczę, tęsknię...
Pragnę ich teraz jak nikogo innego
Moje narkotyki...
Drzwi otwierają się w nich staje on, tuli mnie a ja bez skrupuł mówię mu o co chodzi, Jared płacze coraz częściej płacze, boi się że mnie straci, ale przecież go nie zostawię.
- Chcę...
- Co chcesz kochanie? - spogląda na mnie
- Zaćpać - powiedziałam
- Przestań, już nie ćpasz, jesteś czysta od ponad roku - mówi i całuje mnie - chcesz ćpać i nas zostawić?
- Nie chcę - powiedziałam znów patrząc w jego niebieskie oczy, ukoiły mnie jak dziecko do snu, chwilę rozmawialiśmy potem zasnęłam w jego objęciach. Obudziwszy się, wiedziałam, że zobaczę swojego męża dopiero w momencie kiedy wejdzie na scenę, czekała go masa pracy. Poszłam na spacer z Niną, potem na obiad a na końcu na miejsce koncertu, fani w samych glanach, w białych ubrania tak jak i chłopaki, usiadłam na zapleczu że tak to nazwę, backstage bardziej profesjonalnie, siedziałam na kanapie, na ekranie widziałam jak gra Jared i reszta, Shannon miał jedną solową piosenkę w której tańczyli akrobaci, wtedy Jared cały spocony wpadł do pomieszczenia, pocałował mnie w policzek a Ninę w czoło i mówiąc, że musi wracać pobiegł dalej na scenę.
Noc jak noc, jechaliśmy do następnego miasta jakiego nazwy nawet nie pamiętam, siedziałam gdzieś z tyłu autobusu trasowego z Niną śpiącą na moim ramieniu, byłam wykończona. Równie szybko położyłam spać małą jak i sama zasnęłam na kanapie jaka była dla mnie przygotowana, śmieszna kanapa z pasami żebym przez przypadek nie wypadła na zbity ryj, w nocy śniły mi się ciągle koszmary, noc całkowicie nie przespana, bardziej przedrzemana.
Tomo rzucił  rano hasło: impreza
Nie pamiętam niczego...
jedyne co zrobiłam to złamałam swoje własne zakazy :
- zaćpałam w łazience, czego Jared nie widział
- całowałam się z Shannonem kiedy przez przypadek spotkaliśmy się w korytarzu, zresztą to z nim ćpałam.

Witaj w zakłamanym świecie Violet , która zdradza własnego męża z jego bratem, ćpa po kątach a wszystko właściwie trwa już dwa tygodnie, oczywiście z Shannonem nie sypiam nie byłabym w stanie zrobić czegoś tak podłego, muszę to zakończyć, ale on jest moim jedynym dilerem, on daje mi narkotyki, on daje mi wolność.
Leżałam całkowicie naga, przykryta kołdrą na hotelowym łóżku, całkowicie zaćpana, drzwi otworzyły się, przyszedł Jared, szarpnął za moje ramię, spojrzał w moje oczy i wyleciał z pokoju jak idiota. Wrócił z rozkazem pakowania się
- O co ci chodzi Jay?- wyjechałam z wyrzutem
- Po prostu jedziemy do domu - powiedział i zaczął nerwowo pakować swoją walizkę, wziął małą na ręce a ja całkiem rozbawiona szłam za nim  - a jak tak będzie dalej to pozew dostaniesz w trzy dni kiedy się wyniesiesz, rozumiesz? - powiedział w końcu - kurwa Violet myślisz, że jestem ślepy, że Shannon daje ci towar, że chodzisz zaćpana, myślisz czasem o dziecku? Niby tak bardzo chciałaś ją wychować na dobrą kobietę, a co robisz? Gówno robisz, bo ćpasz. Nie mogę cię serio spuścić z oka nigdy na chwilę, bo za bardzo się rozkręcisz? Ile my mamy lat Violet? Kurwa mać serio tracę wiarę, że kiedyś będzie .. - w tym momencie urwał
- Że będzie jak? To ty nie rozumiesz? Łatwo mówić, gorzej zrobić, wpadłam okej, ale z wszystkiego da się wyjść, a ty zamiast straszyć mnie rozwodem powinieneś mi pomóc
- Niech może Shannon ci pomoże w łasce swojej, bo to on cię doprowadził do takiego stanu - powiedział zdenerwowany
- Przestań kurwa Jared, co z trasą teraz?
- Nie ma trasy - powiedział - nie ma zespołu, może jest ale nie mają wokalisty
- Czy cię pokurwiło do końca?! - zaczęłam się drzeć - Idź tam! - wyrwałam mu walizkę, wszystko rozsypało się po korytarzu - masz grać rozumiesz!?
- Przestań histeryzować - pozbierał ubrania
- Jesteś pojebany
- Dziękuję bardzo - powiedział, wsiedliśmy do taksówki, nie rozmawialiśmy nawet przez sekundę, nawet na siebie nie spojrzeliśmy, gdy już dolecieliśmy do domu to samo, spałam na kanapie, on z Niną. Coś tracę, ale mam to w dupie chyba wszystko mam w dupie.
- tatusiu, co jest z mamą? znów jest chora? - pyta tuląc się do Jareda we łzach
- mamusia, odejdzie od nas - zaczął - widzisz, czasami ludzie odchodzą muszą, odejść - rozkleił się na dobre
- to przez to, że ma chorą rękę o tu - wskazuje na gangrenę na ręce
- głównie przez to, jesteś bardzo mądra Nino - mówi
- tatusiu ja mam dziesięć lat, ja wiem dużo, mamusia robiła złe rzeczy, ona nas nie kocha
- nie kocha
- nie kochała nas, niech odejdzie, niech zgnije 

Otworzyłam oczy we łzach, spali ona w łóżeczku, on na łóżku, usiadłam koło niego
- Przepraszam
ale zaufanie nie odbuduję słowem przepraszam, i nie naprawię tego wszystkiego, że będę czuła skruchę, chociaż ona także jest ważna. Rozbiłam zespół, skłóciłam braci. Jedyne co robię to błędy w swoim życiu i właściwie zastanawiam się czasami czy nie odejść, ona nie będzie pamiętać matki, Jared znajdzie sobie lepszą kobietę która wychowa jego córkę na dobrego człowieka, wszystko się ułoży a ja przestanę istnieć, zostanie tylko zimny marmur i odwiedzanie mnie każdego roku, na dzień zmarłych, może tak byłoby lepiej? Dla nich wszystkich których ranię swoimi wyborami?
Chęć walki poległa gdzieś po drodze szczęśliwej mężatki, wszystko się rozmyło a on został sam z masą problemów, żoną ćpunką i małym dzieckiem na głowie
czyżbym nie była zbyt wielką suką aż na to wielkie sukowate Los Angeles.
Może miałam zginąć jak tamte kobiety, które zabił Peters, albo miałam popełnić samobójstwo wtedy kiedy próbowałam jakiś niedaleki czas temu, kiedy straciłam syna.
Jared mówi, że musi wysłać mnie na leczenie, nie na odwyk ale na leczenie psychiatryczne, zaczęłam się okaleczać, mówi, że mnie kocha i że nie zostawi ale tak będzie lepiej, że zaopiekuje się Niną, a ja mam wrócić do siebie, i piszę tutaj w silikonowych ścianach moją historię opowiadam masę rzeczy jakie pamiętam, układam rzeczy w czas teraźniejszy żebyście to zrozumieli, ale nikt nie pojmie co czuję we wnętrzu samej siebie, nie jestem zdrowa. Moja psychika nigdy nie wróci do dawnego stanu, jestem chora psychicznie, mam depresję, jestem ćpunką. To wszystko za dużo jak na moje życie, nie uporam się z tym już do końca. Siedzę i kołyszę się niczym osierocone dziecko, siedzę i myślę nad tym czy właściwie jest sens opowiadać wam tą smutną historię dalej, bo nie siedzę tu pierwszy raz, czas w jakim ja żyję a w jakim opowiadam wam moje życie to odległe terminy. Dzisiaj moja córka ma lat 14 a my z Jaredem jesteśmy już nie tak młodzi jak kiedyś, ale może powoli, może opowiem wam, że kiedy Jared wysłał mnie na leczenie do ośrodka leczenia chorych psychicznie, na oddział zamknięty, próbowałam się zmienić, próbowałam walczyć dla córki i dla Jareda, ale potem wróciłam do domu, on mnie nie kochał, był ze mną by po prostu być, więc znów tu trafiłam i tak kolejny i kolejny raz, ale przy każdym kolejnym razie byli mnie szczęśliwi że znów mnie widzą. Pewnego dnia, listopadowego dokładniej, przyszedł mówiąc, że nie może stać w miejscu, położył na stole pozew o rozwód, rozstaliśmy się i miłosną bajkę strzelił piorun, wszystko strzeliło i odpłynęło, pożegnało się ze mną idealne życie, dostęp do córki, wszystko mi odebrano. Nie miałam domu. Potem siedziałam przez dwa lata za kradzieże i oszustwa, posmakowałam więzienia i więziennego życia którego nie polecam nikomu z was, a dlaczego właściwie nie opisałam tego w kolejnych rozdziałach tego opowiadania?
Bo to nie ma sensu, właściwie nic nie ma sensu moi drodzy, a ja kocham go nieustannie od tych lat jedenastu kiedy się rozeszliśmy. Miłosna bajka ma swój koniec tak jak i moja historia dobiega końca, byłam z Shannonem przeżywając fazy zenitu, i wszystkie narkotyki jakie były w Stanach, i teraz Shannon siedzi za dilerkę, zespołu nie ma, Jared ma drugą żonę, ja straciłam wszystko.
Jesteś na przegranej pozycji Smith. Dzisiaj mnie wypisują, nie mają co ze mną zrobić, już wybrałam dobrą śmierć, szybką i prostą bez interwencji innych, może kiedyś mnie znajdą, a może nie. Nikt płakać nie będzie a marmur ładnie wygląda, zresztą wszystko ujęłam w swoim pożegnaniu, wszystko ale to wszystko.
I poprosiłam o jedno, mnie nie będzie więcej tutaj, Violet zginie wraz ze swoimi problemami, ale te cudowne kartki dostaje ktoś inny, ktoś kto musi to skończyć pisząc wam, jak żył przez ostanie jedenaście lat. Jak zmieniał się świat, to ONA to skończy - moja córka. Zakochana nastolatka, która z matką spotkała się ostatnio, a ja się z nią pożegnałam mówiąc, że ona to skończy, dziwne, że przy sześćdziesiątym piątym rozdziale, historia rozpocznie się innym tokiem, innym biegiem, innym życiem - oby ona miała je idealne, pokochaliście mnie? To zapamiętajcie, że go kocham, i będę kochać tam gdzie trafię, chociaż nie wierzę w Boga, i pisząc go z dużej litery właściwie zastanawiam się czy może wierze, może jest i czuwa i teraz właśnie śmieje się ze mnie - zobaczę po drugiej stronie. Czas leci, to czeka.

Ku Pamięci 
Violet Smith 













***********************
Jak rozpocząć właściwie coś o co prosi cię nie żyjąca już matka 
- Kochana córko opisz swoje życie, niech zobaczą jaka byłaś szczęśliwa beze mnie 
absurdalnie głupio to brzmi i nie jest dość adekwatne do momentu w jakim się znajdujemy, 
pogodzić się musiałam, przecież wytłumacz pięcioletniej dziewczynce, że 
ma drugą mamusię bo pierwsza trochę zawiniła, i jej nie kocham. 
Tata.
Na swój sposób wspaniały człowiek, na swój także niesprawiedliwy, 
skromnym zdaniem czternastolatki, która naoglądała się filmów romantycznych 
ojciec, do romantyków nie należy
nowa mama? Mówiąc o Eli nie mogę powiedzieć, że to moja mama 
nie czuję, żeby nią była, jest tylko pustą blondynką, typową z debilnych filmów
skąd taki niepoprawny język młoda damo, panno Leto?
Może zbyt dużo naczytałam się wypocin własnej mamusi?
Oj mamusiu używałaś dosadnego języka
śmieje się, chociaż to absurdalne, ona nie żyje od tygodnia.
A po pogrzebie są trzy dni, pochowaliśmy ją w białej trumnie, tak jak chciała,
leżąc w niej była już spokojna, nie płakała, tylko była zimna 
inaczej rzecz biorąc była martwa, moja 
pani od pisania złapałaby się za głowę, cóż jej piątkowa 
uczennica pisze, a gdyby przeczytała życie jej
poprzedniczki pewnie zamknęła by mnie tak jak zamknęli moją mamę.
Kochałam ją i kocham na swój własny wyimaginowany sposób bardzo ją kocham. 
Nie znam jej może właściwie ale kocham, jejku to jest prześmieszne. 
Piszę jak dorosła? 
Tak mówią mi koleżanki kiedy czytają moje wierszyki albo wypracowania, że piszę 
jak dorosła pisarka, ale teraz właściwie nie skupiamy się na romansach, ludzie szukają 
prawdy w tym co czytają, a ja wam prawdę chcę przekazać, 
nie obiecuję, że będę jak moja mama, wulgarna i ostra w pisaniu, 
ale przekażę to co chcę, to co czułam i czuję i czuć będę już chyba do końca swojego życia,
opowiem wszystko co pamiętam patrząc w tył lat 9, i moje pierwsze zapamiętanie chwile
mózg dziecka, zapamiętuje wydarzenia od piątego roku życia, trochę lipnie, że nie pamiętam 
jak mama z tatą śpiewali mi do snu, kiedy się pogodzili, ale dowiedziałam się kiedy to przeczytałam
Skończę dzieło mojej matki, bo to była jej ostatnia prośba, nielegalną eutanazję przeprowadzoną w USA jej wybaczę, nie chciała się męczyć. Schizofrenia, urojenia, postępujący rak w mózgu, kto chciałby żyć w takich katuszach? Ona była silna do momentu aż znów nie posmakowała goryczy i zarazem słodyczy jej uzależnienia, wujku Shannonie, nie ważne że ją kochałeś ale zrujnowałeś jej życie i ja jako Nina Anna Leto piszę że cię za to nienawidzę, i możliwe, że nawet cieszę się z faktu, że siedzisz w więzieniu. 
Kiedyś może polubicie i mnie tak bardzo jak polubiliście moją mamę, może jestem do niej podobna? A może bardziej do taty? 
Mam 14 lat, mam młodociane problemy i mam w sercu matkę która odeszła niedawno
nie mam łatwo, ale ty też możesz nie mieć łatwo
ukojeniem chyba będzie wylanie tej goryczy wam w opowiadaniu życia mojego jak i waszej Violet a mojej mamy. Nina podejmuje się zadania i patrz na mnie z nieba mamo, patrz na mnie i pomagaj mi.

64. A Beautiful Lie Tour

- Violet masz wszystko? Pamiętaj żeby nie zapomnieć paszportu Niny, po wtedy nie wylecimy - całuje mnie w czoło kiedy ja piąty raz przeszukuje swój bagaż podręczny
- Mam, wszystko mam. Pieniądze, paszporty, dokumenty, prawo jazdy mam wszystko - uśmiechnęłam się do niego trzymając Ninę na kolanach. Rozwijała się bardzo dobrze, potrafi już siadać, więc właściwie za niedługo zacznie nam mówić słowa a potem chodzić, zdecydowanie dzieci rośniecie za szybko, spojrzałam na nasze bagaże i w myślach jeszcze raz pomyślałam o tym, czy wszystko jest, potem szybkie pożegnanie z rodzicami. Wsiedliśmy do auta, Nina zaczęła w tym momencie płakać.
- Skarbie, zobaczysz jak w Europie będzie świetnie - rzuciłam do niej i zaczęłam ją rozśmieszać, jechaliśmy w ciszy, tylko słychać było mnie i śmiech dziecka, Jared prowadził auto skupiając się na drodze, za to Shannon chyba w coś grał, Tomo ciągle spoglądał na małą, a ta wybuchała śmiechem - urok osobisty Tomo rozśmieszał ją do łez. Droga na lotnisko minęła nam dość spokojnie, odprawa także. Gdy już usiedliśmy w samolocie oparłam głowę o ramię Jareda i zasnęłam. Lecieliśmy dość spory czas, obudził mnie Jared.
- Nina płakała, ale ją uspokoiłem - uśmiechnął się dumny z siebie, wysiedliśmy. Byliśmy w Londynie, trasę rozpoczynaliśmy od Wielkiej Brytanii, tutaj było ledwo jasno, więc postanowiliśmy przespać się a następnego dnia pozwiedzać, była z nami niania, która zajmować będzie się Niną jeżeli my będziemy potrzebowali prywatności, albo spokoju.
Wschodzące słońce delikatnie wpadało przez okno do naszego hotelowego pokoju, lekko przeciągnęłam się i zobaczyłam że miejsce obok mnie jest puste, powolnie zwlekłam się z łóżka i powędrowałam prosto pod prysznic, ciepła woda obudziła mnie do końca, stanęłam przed walizką patrząc na swoje ubrania, stojąc w samym ręczniku, ktoś wszedł do pokoju
- Cholera, nie masz drzwi we własnym domu?! - syknęłam nie spoglądając nawet na osobę która weszła
- Własną żonę mogę podglądać - zaśmiał się i objął mnie w pasie całując mój obojczyk
- A co jakby to był jakiś seryjny morderca  próbujący mnie znów pojmać? - zaśmiałam się a on uścisnął mnie mocniej
- Wychodzimy za chwilę - powiedział puszczając mnie i siadając na łóżku, złapałam bieliznę i sukienkę i radosnym krokiem wróciłam do łazienki. Ubrałam się i lekko pomalowałam a potem podeszłam do łóżeczka Niny
- Skarbie dzisiaj zostaniesz z ciocią Jenną, będzie fajnie obiecuje - pocałowałam córkę w czoło a Jared ujął moją dłoń. Wyszliśmy powolnie z hotelu, a Jenna poszła zajmować się małą, poszliśmy na spacer. Londyn był pięknym miejscem.
- Jared, choodź no! - krzyknęłam ciągnąc go do London Eye, prócz tego zwiedziliśmy masę miejsc w Londynie a mi ciągle było mało, chciałam zwiedzać i zwiedzać tylko Jaredowi było za dużo.
- Wolałbym być z Tobą w łóżku
- Tak, tak - zaśmiałam się - ale kochanie - roześmiałam się na dobre
- No nie mów - zrobił poważną minę jakby był zły
- No cóż, to nie wybiera, dobra chodźmy do hotelu bo już widzę że Ci się nie chce - poszliśmy do hotelu, Nina w dobre bawiła się zabawkowym pianinem
- Mówię ci, będzie z niej pianistka - zaczął Jared
- Yhymm... talent po tatusiu - pocałowałam go, potem Jared pojechał na sesję a ja zostałam z małą w pokoju, rozległo się pukanie.
- Nie wytrzymam Violet!

wtorek, 11 marca 2014

63. When you're drunk

- Mamo dzwoń po pogotowie! Ja nie mogę zbić tej temperatury! - przeraźliwy płacz zarówno mój jak malutkiej, znów była chora a ja nic nie mogłam zrobić, przyjechało pogotowie wzięli małą a ja dostałam jakiś zastrzyk na uspokojenie, zasnęłam, a powinnam być ze swoim dzieckiem! Rano obudziłam się, związałam włosy w niesfornego koka i wybiegłam z domu, złapałam w ostatniej sekundzie autobus i po piętnastu minutach byłam przy łóżeczku Niny,byłam kłębkiem nerwów, zapalenie płuc a ona jest taka malutka... jak ja mogłam do tego dopuścić?! Jestem nieodpowiedzialna...
- Uspokój się Violet nie możesz się obwiniać - mówił Jared trzymając mnie za nadgarstki bo z całej złości rzucałam się jak debilka
- Kurwa zabiłabym następne dziecko przez swoją lekkomyślność, nie nadaję się na matkę - zaczęłam ryczeć, wyrwałam swoje ręce z objęcia Jareda i padłam na kolana jakbym miała zacząć się modlić, zaczęłam krzyczeć, nigdy jeszcze nie ogarnął mnie taki smutek związany ze złością
- Vio...
- Boże Jared, ty nie rozumiesz - rzuciłam zimno - ty niczego nie rozumiesz, nie przechodziłeś przez To co ja, ja Cię nie rzuciłam słowami, że jesteś puszczalski, chociaż masz teraz dziecko z inną a Nina jest twoim drugim dzieckiem
- Prze..
- Nie skończyłam - rzuciłam - może i lepiej że jestem teraz taka wściekła niż po ślubie Jay, wiesz co? Boli mnie nadal, że mi nie wierzyłeś, ja nie wiem czy my długo damy radę żyć razem - powiedziałam we złości zalewając się falą łez. Wyszedł spokojnie zamykając drzwi od mojego pokoju chociaż wiedziałam, że chce nimi trzasnąć. Opanowany Jared - tak to się nazywa. Nie wiem co nagadał Shannonowi ale był u mnie po piętnastu minutach, nie dobrze... cholernie nie dobrze...
Zapragnęłam starszego Leto w tym momencie jeszcze bardziej niż wcześniej, chciałam żeby był mój, nie Rose ale mój...
Boże co ja mówię!
- Shannon, nie wyjdź proszę, nie możemy teraz, za szybko nie Shannon - powiedziałam kiedy wszedł i objął mnie ramieniem, wszystko mówiło żebym rzuciła się na niego i oddała mu się jak jakaś dziwka klientowi. Ale na szczęście serce przytrzymało moją część pragnącą namiętności i seksu.
- Jared... - podeszłam do niego obejmując go od tyłu - przepraszam - powiedziałam wprost do jego ucha, odwrócił się i delikatnie mnie pocałował
- Nie musimy brać ślubu - powiedział
- Weźmiemy, kocham Cię ale obwiniam się chorobą Niny, przepraszam... - powiedziałam i odwzajemniłam jego poprzedni pocałunek
- Jeżeli nie chcesz, nie musimy - znów zaczynał
- Chcę - pocałowałam go - Jared chcę, ale po prostu - westchnęłam - wiesz jak stres na mnie źle działa, przepraszam kochanie - pocałowałam go znów a on uśmiechnął się do mnie.
- Zwiedzimy całą Europę ty ja i Nina - uśmiechnął się, cieszyłam się ale bałam się że mogę zajść za daleko z Shannonem, że może się coś stać, coś czego będę żałowała do końca życia.
- Będzie wspaniale - kłamałam jak z nut. Za tydzień ślub a ja nie wiem czy chcę teraz się wiązać, ale zrobię wszystko dla swojej córeczki, boję się straszliwie że coś nie wyjdzie, ale muszę spróbować.
Małą wypisali dzień przed ślubem, mama powiedziała, że zaopiekuję się nią, a ja mam zając się sobą. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
- Wyglądasz przepięknie córeczko - powiedziała mama dopinając mi welon we włosy, długa biała sukienka, i ścisk w żołądku, cholerny ścisk.
- Denerwuję się - powiedziałam chcąc się rozpłakać, mama położyła mi dłoń na ramieniu
- Nie zapomnisz tego dnia do końca życia - powiedziała, gdy już tylko czekałam aż auto podjedzie, podeszłam do Niny która leżała w pięknej kremowej sukience w łóżeczku
- Moja piękna księżniczka - musnęłam ją w czółko - teraz już będzie dobrze, musi być dobrze - powiedziałam i usłyszałam klakson auta, czyli tak czuje się kobieta przed ślubem? Nie podoba mi się to. Wyszłam z domu, trzymając suknię do góry aby nie pobrudzić jej, wsiadłam do auta, podjechał po mnie Shannon, tak wyszło, usiadłam koło niego.
- Pięknie wyglądasz - powiedział na wstępie
- Ty też niczemu sobie - zaśmiałam się i zapięłam pas
- Jared od rana wygląda jakby miał się zrzygać - roześmiał się
- Zobaczymy jak ty będziesz brał ślub - roześmiałam się także
- Nie będę brał, wolę być samotnym strzelcem, mieć dziewczynę ale nie chcę się uwiązać, wybacz za słowa, ja jestem inny niż Jared - powiedział patrząc na drogę
- Wiem - złapałam się nerwowo kawałka sukienki, chciało mi się rzygać teraz tak perfidnie miałam ochotę zwymiotować z tych nerwów. Zajechałam pod kościół, widziałam już Jareda, wtedy mogę powiedzieć trochę mi zeszło, nerwy trochę opadły. Otworzył mi drzwi i podał dłoń abym wyszła, delikatnie złapałam suknię i podniosłam ją do góry
- Jesteś piękna - powiedział wprost do mojego ucha. Przywitałam się z Constance która bardzo się cieszyła z tego dnia, przy okazji patrząc na swoją wnuczkę, dogadywały się z moją mamą więc idealnie. Jared złapał mnie za rękę. Zaczęło się, usłyszałam muzykę i wiedziałam, że już czas.
- Denerwuję się Jared - powiedziałam a on uśmiechnął się i złapał mocniej moją dłoń, weszliśmy. Wszystkie oczy były skupione na nas. Stanęliśmy przed ołtarzem, i nie wiem nie potrafię tego określić co czułam, co mówiłam wszystko się zlewa może z tego jak bardzo byłam zestresowana, magiczne tak, obrączki, pocałunek, wesele - wszystko minęło tak szybko, że nawet się nie zorientowałam kiedy dochodziło rano i ludzie się rozchodzili...Zostałam ja, Jared i Shannon, pijani już nieźle.. wcięci w cholerę, za chwilę mieliśmy się rozejść.
- Violet chciałbym żebyś wiedziała, że nim się zdecydowałem na ten krok spotykałem się z Tobą i kimś jeszcze - powiedział Jared - musisz wiedzieć nie chcę mieć przed Tobą tajemnic, zaczynamy właśnie nową kartę w naszym życiu - spojrzałam na Shannona który wzrokiem mówił że mam przyznać się to tego co zaszło.
- Też.. nim... się zaczęło - spojrzałam na Jareda - nim się zgodziłam - westchnęłam - musiałam wybrać - spojrzałam na Shannona - oboje doszliśmy do wniosku, że moją jedyną miłością jesteś ty Jared - powiedziałam, a on wstał i przywalił Shannonowi w twarz
- Stary zabrałeś się za nie tą dziewczynę - rzucił nerwowo
- Boże Jared! Przecież niczego już między nami nie ma - rzuciłam i podałam chusteczkę Shannowi, krwawił dość mocno
- Chuj mnie to obchodzi, co pukał cię fajnie było? - rzucił chamskim tonem
- Nie spaliśmy razem - powiedziałam
- Ta jasne - wściekły uderzył w stół
- Jared! - krzyknęłam - uspokój się do cholery, ja nie mam niczego to tego, że miałeś kogoś kiedy próbowałeś życia ze mną, ja nie byłam z Shannonem, a ty na pewno się z nią kochałeś, za dobrze cię znam.. zastanów się kto komu robi większe świństwo Jay! - krzyknęłam ledwo ustając na nogach - zaczynami czystą kartą? nie widzę żeby moja była czysta! - rozpłakałam się na dobre - czekasz abym się zaćpała, wiem że czekasz, wtedy weźmiesz Ninę i będziesz miał idealny świat, chcesz? Nie ma sprawy - upadłam na kolana
- Uspokój się - ukucnął koło mnie
- Nie - powiedziałam mocniej płacząc
- Nie będziesz ćpała, czysta karta - pocałował mnie - już spokojnie - powiedział tuląc mnie, a ja czułam się okropnie, powiedziałam mu największą tajemnicę, a on możliwe że znienawidzi Shannona
- Nie mniej mu tego za złe, to moja wina, ja dałam mu nadzieję - powiedziałam mu do ucha
- Czysta karta kochanie - pocałował mnie i poszedł przeprosić Shannona, potem wróciliśmy do domu, do domu Jareda, to naszego domu. Od dzisiaj:
Violet Leto.

62. I shouldn't kiss you

- Shannon, Jared będzie zaraz! Wiem zachowujemy się jak nastolatkowie, ale musimy być ostrożni, sam tego chciałeś - mówię i całuję go na pożegnanie, nie wiem co ja robię. Mam ich dwóch, i nawet nie wiecie jak mi z tym.. dobrze, to cholernie samolubne, nie powinnam wiązać się z Shannonem wiedząc, że mam Jareda. Mała uwielbia ich obu, przy Shannonie jest troszeczkę spokojniejsza, bo przy Jaredzie chcę ciągle być koło niego - chyba się przywiązała i właśnie dlatego muszę być z Jaredem, tak muszę, nie wiem czy czuję do niego to samo co kiedyś, chciałabym być beztrosko zakochana, ale czas minął wraz z magią zakochania. Oczywiście, kocham go. W cholerę mocno go kocham, ale nie czuję tego szaleństwa, rutyna nas pochłonęła, zresztą za niedługo wyjeżdżają w trasę po Europie, mam jechać z nimi i małą. Chcę ale z drugiej strony tam może wszystko wyjść - ja, Shannon.. wszystko.
Ostatnio piję wino z mamą wieczorami, ja małą ilość, bo nie mogę. Mama często płaczę - tęskni za ojcem.
Jared nie przyszedł - coś go zatrzymało. Położyłam się na łóżku i pozwoliłam łzom powolnie wypływać z moich oczu, byłam taka rozbita, niby cieszyło mnie że mam ich, ale sumienie włączyło się zaraz po wyjściu Shannona. Kiedy z nim byłam nie czułam winy, gdy wychodził fala oskarżeń z mojego umysłu karała mnie za to co robię.  Obudził mnie płacz Niny, była głodna. Tak więc nakarmiłam ją, pobawiłam się z nią chwilę i mama wzięła ją widząc że nie mam siły. Męczyłam się straszliwie, chociaż mała rosła i coraz bardziej była samodzielna, to ja męczyłam się opieką nad nią i moim życiem. Organizm domagał się narkotyków - nigdy z tego nie wyjdę do końca. Nie biorę, ale wieczorami miewam takie bóle stawów że nie mogę wytrzymać, nie dają mi zastrzyków z morfiną bo jestem narkomanką, niestety ten przydomek pozostanie ze mną do usranej śmierci.
Wszyscy odeszli kiedy dowiedzieli się, że ćpam i nie mam domu, nikt nie wyciągnął do mnie ręki, początkowo oczywiście. Psychiatryk, odwyk, ciąża. Mogę powiedzieć, że jestem silną kobietą na swój pieprzony sposób, położyłam się a wtedy rozbrzmiał telefon - dzwonił Jared
- Tak? - powiedziałam zachrypniętym głosem
- Możesz wyjść? Jest twoja mama? - zapytał wyraźnie zdenerwowany
- Jest, ale o co chodzi? - chciałam się rozpłakać
- Po prostu wyjdź przyjadę, za dziesięć minut - rzucił i rozłączył się, spojrzałam na siebie. Wyglądałam okropnie, nie wiem jakim cudem w piętnaście minut bo trochę to przedłużyłam, zdążyłam się przebrać wykąpać, wysuszyć włosy i pomalować.
- Mamo ja idę się spotkać z Jaredem, połóż ją za jakąś godzinkę kocham was - rzuciłam i wybiegłam z mieszkania, podeszłam do auta Jareda i wstałam, pocałował mnie na powitanie.
- Cześć - powiedział wprost do moich ust patrząc głęboko w moje czekoladowe oczy
- Hej - uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy, nie miałam pojęcia gdzie jedziemy ciągle pytałam ale Jared nie chciał odpowiedzieć, dojechaliśmy do jego mieszkania. Nikogo nie było, pierwsze co poczułam to zapach róż rozchodzący się po całym pokoju, potem Jared gdzieś mi zniknął, korytarz był ciemny, ale jakoś nie miałam ochoty zapalać światła, przecież znałam to mieszkanie na pamieć. Doszłam do salonu, z którego zauważyłam światło w jadalni, tak więc postanowiłam tam się udać, wszędzie było czuć te róże. Kochałam zapach róż tak samo jak truskawki w całym swoim istnieniu, weszłam do jadalni... Stół był zakryty, dwie karmelowe świece tliły się na środku, kieliszki, drogie wino. Powolnie nie rozumiałam jaka to okazja, zdziwiona zauważyłam Jareda, pocałowałam go i podziękowałam. Nie było okazji - chciał po prostu zrobić mi niespodziankę, a moje sumienie zaczęło znów mnie obwiniać
Tak mu zależy na Tobie a ty zabawiasz się w najlepsze kiedy on nie wie z jego bratem...
Nie zasługuje na mnie, ale go kocham... Muszę wybrać nie mogę bawić się uczuciami dwóch ludzi.
Ciężki wybór przed Tobą - Violet.
Jared nie, proszę nie rób tego
Uklęknął na prawe kolano patrząc głęboko w moje oczy, złapał moją dłoń a łzy napłynęły tym razem do jego oczu.
- Spierdoliłem tyle spraw, wiem jestem okropny ale nic nie opisze tego co do Ciebie czuję, z każdym dniem z mocniejszą siłą jakbym codziennie od nowa zakochiwał się w Twoich pięknych oczach, w naszej córce która będzie równie wspaniałą kobietą jak ty, chciałbym żebyśmy wzięli ślub, nie za rok nie za dwa ale za miesiąc - powiedział i czekał na moją odpowiedź, zlałam się łzami. Chcę ślubu, ale jak ja zranię Shannona, co ja mu powiem.. "wybacz Shannon, biorę ślub"
- Jared...- zaczęłam - Kocham Cię, ale muszę to przemyśleć nie znaczy to że mi nie zależy, bo chcę tego ślubu ale muszę pomyśleć, nie odbieraj mnie źle, proszę - powiedziałam przez łzy, Jared musnął delikatnie moje mokre od łez wargi
- Spokojnie, nie musisz się śpieszyć kotku - powiedział i objął mnie ramieniem.
Jestem totalną idiotką....
Tak to potwierdzone
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

- Shannon proszę, nie chcę żebyś cierpiał, nie jestem dla Ciebie dobra, nie powinnam Cię całować, nie powinnam.. - łzy spływały po moich policzkach jak wodospad Niagara...
- Violet, nie obwiniaj się - uśmiechnął się lekko - Jared jest lepszym materiałem na męża, ale nie chcę Cię stracić jako przyjaciółki rozumiesz? - powiedział i otarł moje łzy, nie sądziłam że zareaguje tak. Właściwie Shannon nie przywiązywał się do kobiet - jego szczęście. - Chcę abyś była szczęśliwa, aby Twoja córka była szczęśliwa, ja nawet nie nadaję się na ojca, słuchaj zresztą... - urwał - poznałem kogoś - kamień z serca, odetchnęłam
- Któż to taki?- uśmiechnęłam się lekko
- Znasz ją - powiedział,a  mi nadal nie świtało - Rose - powiedział a wtedy mnie zamurowało, Rose... Moja Rose, moja przyjaciółka, nie widziałam jej lata
- ROSE!? Matko Święta, ona mnie pewnie nienawidzi, tak za nią tęsknię...
- Mogę z nią porozmawiać
- Mógłbyś? - zapytałam radośnie
- Jasne - powiedział
- Uwielbiam Cię! - przytuliłam go przyjacielsko
- Violet? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem
- Tak Shannon? - spojrzałam na niego, i w tym momencie nasze wargi złączyły się w pocałunku, objął mnie w pasie i zaczął całować moją szyję, jedną ręką gładząc moje plecy a drugą głaskając mój policzek
- Mam nadzieję, że Jared będzie dawał ci wszystko czego pragniesz, i że będziesz szczęśliwa bo zasługujesz na To - pocałował mnie w czoło a łzy znów spłynęły po moich policzkach, spojrzał na mnie i wytarł moje łzy - Kocham Cię Violet, ale tak będzie lepiej dla Ciebie i dla mnie - objął mnie i odszedł pozostawiając w moim mózgu trzy słowa : Kocham Cię Violet..

niedziela, 9 marca 2014

61. One passionate kiss darling

Nie kontaktowałam, kiedy obaj wyszli, a Jared zostawił walizkę w której okazało się, że było mnóstwo ubranek oraz zabawek dla naszej córki, pocałował mnie w policzek. Wszystko zaczęło mi się zlewać, nie pomyślcie o mnie źle, ale właściwie obaj są fantastyczni. Kocham na swój sposób każdego z nich.
Tylko czy Shannon będzie dla mnie wystarczający?
A czy Jared nie znudzi się mną, albo mnie zostawi?
Czuję się fatalnie z tym, potrzebuję czasu żeby to przemyśleć, nie mogę się właściwie bawić uczuciami dwóch osób. Ciągle pod górkę, ciągle pod górkę Violet..
Położyłam się na łóżku, po jakiś dwóch godzinach rozbrzmiał dzwonek do drzwi, Nina rozpłakała się na dobre więc wzięłam ją na ręce i poszłam otworzyć drzwi.
- Shannon? - zapytałam głupio i zaprosiłam go gestem do środka, usiadł na kanapie a ja próbując uspokoić Ninę spoglądałam na niego pytającym wzrokiem czułam się dziwnie w tej sytuacji, była dla mnie świeża i nie wiedziałam jak z nią sobie poradzić. Położyłam Ninę i usiadłam koło Shannona - Więc o co chodzi? - zapytałam i spojrzałam na niego lekko uśmiechając się.
- Właściwie wiem, że źle zrobiłem że Cię pocałowałem.. - zaczął i spuścił wzrok - ale jakoś, jesteś wspaniałą kobietą i wiem też że kochasz mojego brata, ale ja sam gubię się czasami w tym wszystkim chciałbym chociaż przez chwilę mieć kogoś przy boku tak cudownego jak ty, wiem brzmię jak idiota - powiedział patrząc w ziemię
- Nie brzmisz - złapałam jego dłoń - to najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam - powiedziałam wprost do niego - Shannon ale ja nie wiem, ja nie wiem co ja mam zrobić - powiedziałam smutno
- Ja rozumiem, Violet zdaje sobie sprawę, to nie jest łatwe i ogólnie to ja znów narobiłem zamieszania i źle się z tym czuje - powiedział. Nigdy nie sądziłam, że Shannon jest taki zawsze kojarzył mi się z wyluzowanym kolesiem, który nie zakochuje się - tak idiotycznie myślałam. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy o wszystkim.
I tego dnia mogę szczerze powiedzieć, że rozpętałam wojnę... Że zrobiłam najgorszą rzecz na całym świecie. Zaczęłam spotykać się i z Jaredem i z Shannonem, tylko z Shannonem było inaczej, nie całowaliśmy się, nie przytulaliśmy ale miałam to i tak za jakąś nie wiem zdradę Jareda...
- Jared podasz mi pieluszkę, proszę Cię - uśmiechnęłam się a Jared rzucił mi pieluszkę
- Bobas zrobił w galoty - zaczął śmiać się na co mała zaraz zaczęła rozglądać się za Jaredem, mogę powiedzieć, że cholernie się do niego przywiązała pomimo że minął miesiąc i Nina miała 3 piękne miesiące, czas leciał a ona rosła jak na drożdżach. Między mną i Jared była jakaś bariera to znaczy wszystko wyglądało inaczej, ale my się zmieniliśmy, chyba dorośliśmy. Kiedy ona spała my mieliśmy czas dla siebie, nie wykorzystywaliśmy go tak jak wcześniej byśmy wykorzystywali, siedzieliśmy często na kanapie oglądając filmy albo spaliśmy. Opieka nad dzieckiem nie jest taka łatwa jakby się wydawało.  Był czas obiadu, więc zeszłam do kuchni przygotować nam zupę jaką zostawiła mama w lodówce, byliśmy wykończeni, Jared był u mnie co dwa dni, mówiłam żeby zrobił sobie przerwę ale uparł się że mi pomoże właściwie miło z jego strony. Kiedy Jared dzisiaj wyszedł godzinę później przyszedł Shannon, czułam się tak okrutnie że nie mówię mu, że spotykam się z Shannonem pomimo, że nic się działo, czułam się złą osobą.
- No cześć - uśmiechnęłam się i otworzyłam mu drzwi jedząc zapiekankę
- Ktoś tu jest głodny - zaśmiał się Shannon i usiedliśmy w kuchni - pobrudziłaś się - powiedział i delikatnie palcem starł keczup z mojego kącika, nasze wzroki spotkały się w jednym miejscu, nie oparłam się, boże co ty wyprawiasz!? Całujesz się z bratem Jareda, całujesz się z Shannonem.
- Przepraszam - wydukałam i spuściłam wzrok - to nie powinno zajść - powiedziałam karcąc samą siebie, potem już czułam się z sekundy na sekundę coraz gorzej, właściwie gdyby nie Jared zapewne nie zatrzymałabym tego wszystkiego bo Shannon miał w sobie coś co mnie intrygowało, boże zdecyduj się!
Właściwie raz żyję, może właściwie Shannon będzie lepszy niż Jared, nie zrani mnie.
Weszłam do kuchni i pocałowałam Shannona, zrobił dziwną minę, potem on wbił się namiętnie w moje wargi, a rękoma oplótł moje plecy, przycisnął mnie do siebie, a później obiecaliśmy sobie że nikt za żadne skarby nie dowie się o tym.
I takim sposobem złamałam wszystkie swoje obietnice - zdradziłam Jareda
z jego własnym bratem na dodatek

wtorek, 4 marca 2014

60. Paper Heart

- Potrzebujesz pomocy - wypowiedział wprost do mnie
- Nie rozumiem, zjawiasz się to z jasnej choinki, nie uprzedzasz mnie mnie że będziesz, masz w dupie jak się czuję, żegnałam się z tobą, a teraz zjawiasz się bo "potrzebuję pomocy"?! Jared to jest niedorzeczne, przestań - popchnęłam go w swojej bezradności i rozryczałam się na dobre - jak znów chcesz mi złamać serce, to nie ma tu miejsca dla ciebie - spojrzał tylko na mnie a za nim wyłonił się Shannon, spojrzał na mnie jakby wszystko rozumiał
- No chodź - wyciągnął ręce do mnie a ja wtuliłam się w niego a nie Jareda, spojrzał na nas i położył walizkę, wyszłam z objęcia Shannona i spojrzałam na nich, złapałam się za tył głowy
- Dobra to chcecie coś wypić albo zjeść? - zapytałam
- Wodę - powiedział Jared
- Mi kawę jak możesz - uśmiechnęłam się blado i poszłam zrobić kawę
- Nina śpi, więc jej nie zobaczycie - rzuciłam i wstawiłam wodę na kawę a Jaredowi podałam szklankę i wodę mineralną. Jedyne co wtedy czułam to ból, nie wiem co mi sprawiało taki ból. Nie chciałam żeby mnie przytulał, nie chciałam żeby ją widział, chciałam żeby zniknął, tak jakby jakaś bariera...
Płacz, przeraźliwy płacz małej wybudził mnie i ruszyłam do sypialni.
- Jejku promyczku nie płacz, nie teraz - rozpłakałam się przy łóżeczku i wzięłam ją na ręce, musiałam ją przebrać, więc poszłam do łazienki, na szczęście daleko od kuchni - tata tu jest wiesz? Nie wiem czy chcę żebyś go widziała, nie przejmuj się że mamusia teraz płacze, to przejdzie - mówiłam, wiedziałam, że nie rozumie - faceci to kawał śmieci - przebrałam pieluszkę małej i wzięłam ją niechętnie do kuchni, musiałam ją nakarmić, była głodna.
- Jeeeejku! - krzyknął Shannon, a Jared blado po prostu się patrzał, zresztą może ruszyły go wyniki, i to że nie kłamałam... Nie wiem
- No to wujku Shannonie, proszę o to masz Ninę na ręce ja muszę jej zrobić mleko - dałam mu na ręce małą, chociaż trochę się bał to po chwili Nina śmiała się jak nie wiem co bo Shannon ją rozśmieszał, ale wzrok spoczywał bardziej na Jaredzie, coś ją w nim zaintrygowało, no tak kochanie to twój tata...
- Ale ona pocieszna co nie Jay? - byłam odwrócona więc nie widziałam co robi Jared
- No całkiem - powiedział zimno a moje nerwy sięgały zenitu. Jak mu się nie widzi wychowanie jej to niech wypierdala po prostu.
- Może chcesz ją nakarmić Shannon? - zapytałam, uśmiechnął się tylko i kiwnął głową, pokazałam mu co i jak, ja ma ją trzymać, dawało mu to dużo frajdy, ja usiadłam naprzeciwko Jareda, gdybym mogła zajebałabym mu wazonem albo czymś co mam przy dłoni. Gdy Shannon nakarmił już Ninę chwilę z nami posiedziała a potem zrobiła się marudna więc położyłam ją spać, oczywiście musiałam zacząć śpiewać.
Jedyne co mi do głowy przychodziło to właściwie r-evolve..

A revolution has begun today for me inside
The ultimate defence is to pretend
Revolve around yourself just like an ordinary man
The only other option to forget

Łzy powolnie wypływały z moich oczu, właściwie ta piosenka jakoś najbardziej kojarzyła się z Jaredem, pogłaskałam ją po główce, ocierając jedną dłonią zapłakane oczy, poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

Does it feel like we’ve never been alive?
Does it seem like it's only just begun?

Nie chciałam się odwracać i go widzieć, mała jeszcze nie spała, bacznie się patrzała w jego stronę, on włożył rękę do łóżeczka, a Nina mocno złapała się za jego palec.

To find yourself just look inside the wreckage of your past
To lose it all you have to do is lie
The policy is set and we are never turning back
It’s time for execution; time to execute
Time for execution; time to execute!

Spojrzałam w końcu na niego i na dobre się rozryczałam, próbując uśpić jednak naszą córkę zaśpiewaliśmy razem.

Does it feel like we’ve never been alive?
Does it seem like it’s only just begun?
Does it feel like we’ve never been alive inside?
Does it seem like it’s only just begun?
It’s only just begun

Objął mnie, a ja przytuliłam się do niego, wiedziałam, że chce mnie pocałować ale mu nie pozwoliłam, bałam się, że znów będę cierpiała że coś nie wyszło. Wróciliśmy do kuchni jakby nigdy nic, jakby nic nie zaszło a on był w łazience, usiadłam koło Shannona i zaczęliśmy żartować, potem Shannon poszedł do łazienki, siedziałam już bliżej Jareda więc nawet nie wiem w którym momencie zaczęliśmy się całować tak jakbyśmy korzystali z okazji bo mama wyszła, śmieszna sytuacja. Ja jednak nie oprę się temu facetowi... Gdy wrócił Shannon tylko spoglądaliśmy na siebie, Jared poszedł do małej a ja zostałam sama z Shannonem, oczywiście żartowaliśmy, ale czułam między nami jakieś dziwne napięcie, no tak... zajebiście
- Violet nie chcę żebyś mnie zrozumiała źle - zaczął
- Shannon o co chodzi? - zapytałam a wtedy ten delikatnie wbił się w moje usta dałam mu do zrozumienia, że nie chcę - przepraszam - powiedziałam i poczułam się najokrutniej jak mogłam
- Spoko, zawsze będzie Jared, rozumiem... - spuścił wzrok
- Shannon... - powiedziałam a on wyszedł
Super rozkochałam w sobie obu braci Leto.
Kocham Jareda, ale Shannon odegrał ważną rolę kiedy było ciężko, co ja mam zrobić?


niedziela, 2 marca 2014

59. What now

Gdy tylko nas wypisano zaczął się cyrk, wszędzie latały pieluszki albo zabawki, misie. Dom był w opłakanym stanie, cokolwiek nie zrobiłyśmy z mamą żeby to ogarnąć to nie pomagało, po pięciu minutach było to samo, trasa skończyła się szybciej, bo Tomo zachorował i zagrali tylko jeden koncert w Nowym Jorku zamiast czterech. Shannon obiecał że ogarnie sprawy w Los Angeles i wpadnie, ja nawet nie zaprzątałam sobie głowy ani nim ani jego bratem, byłam pochłonięta opieką nad moją malutką córeczką.
- Jak na niemowlaka jest bardzo spokojna - powiedziała mama, kiedy piłyśmy kawę a Nina spała słodko w swoim łóżeczku.
- Może ma to dlatego, że na noc zawsze jej śpiewam wtedy staje się z niej istny aniołek - zaśmiałam się - zresztą mamo miałaś rację, wychowanie dziecka to nie jest taka prosta sprawa. Nina ma dopiero kilka tygodni ale już widzę że to ciężka droga, ale szczęśliwa - uśmiechnęłyśmy się obie, po chwili mała zaczęła płakać. - Przecież ją karmiłam i przebierałam co jest - powiedziałam i poleciałam do łóżeczka - no co się dzieje księżniczko? - pocałowałam ją w czoło, było rozpalone, złapałam termometr - 38,7 stopnia.
- Mamo ona ma gorączkę! - zaczęłam panikować, próbowałyśmy sposobów mojej mamy ale gorączka nie spadała a szła w górę, tak więc wylądowałam w szpitalu, jakieś przeziębienie czy tam grypa... I spędziłam następny tydzień przy córeczce, przychodziłam codziennie o 8 i siedziałam do 24. Świata nie widziałam poza nią, była moim oczkiem w głowie, i będzie bo prawdopodobnie nie będzie miała rodzeństwa, takowego na razie nie planuję, pierw muszę wychować ją na silną kobietę.
Gdy tylko wróciłyśmy do domu, ciągle kontrolowałam czy nie ma gorączki, czy wszystko jest okej.
- Jesteś największym skarbem mamy, uwierz mi - powiedziałam do niej i zaczęłam śpiewać nie wiem dlaczego the kill.. Coś mówiło mi, że właśnie mam to zaśpiewać..
Nina zasnęła a ja położyłam się na łóżku.
 Wszystkich z tej grupy znałam. Była Emma, chora na schizofrenię, Josh na którym odbiła się śmierć córki,  Natalie która popadła w cholerną depresję i on. Siedział naprzeciw mnie. Na moje oko miał może z 20 lat czyli był w moim wieku, wysoki ciemnowłosy wychudzony mężczyzna z oczami w jakich można utonąć. Błękit tych oczu był nie do opisania, spoglądał na mnie, a ja na niego z pewną tajemniczością.  Jakbyśmy oboje próbowali rozszyfrować co nam jest.
- Każdy mówi po kolei dlaczego tu trafił, przez co lepiej się poznamy – zaczęła lekarka, słuchałam jak mijała osoby jakie znam, aż  kolejka doszła do mnie.
- Jestem Violet, jestem tutaj ponieważ tak serio nie wiem dlaczego. Jedyne co we mnie dziwne, że słyszę głos mojego oprawcy, czuję jakby tutaj był. Byłam porwana, a tam bita i gwałcona, i jak mówi specjalista: odbiło się to na mojej psychice i mnie zamknęli – powiedziałam bez uczuć, patrząc wprost na chłopaka który przykuł moją uwagę, siedział naprzeciw więc patrzałam po prostu przed siebie. Kolejka dotarła do niego.
- Jestem narkomanem, i musiałem sobie dobrze przyćpać, że tu trafiłem. Ale widzę, że nie jeden jestem w niewłaściwym miejscu – spojrzał na mnie i się uśmiechnął, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
***
- Sądzę, że tu nie pasujesz – niebieskooki mężczyzna przysiadł się do mnie i uśmiechnął – Tak jak ja. Przyćpałem i miałem schizy to mnie matka wysłała do świrusów.
- Zobaczysz co z tobą zrobią te pojebane leki, chodzisz przyćpany inaczej. Albo jak cię usypiają środkami jakimiś jak psa – powiedziałam – Zresztą nawet się nie przedstawiłeś, co chcesz być tajemniczy? – powiedziałam i wzięłam łyk herbaty.
- No tak, wybacz – uśmiechnął się – Jestem Jared – znów się uśmiechnął.
- No i to rozumiem – odwzajemniłam uśmiech – Violet, ale pewnie słyszałeś, witaj w szpitalu psychiatrycznym – odparłam. Wtedy przyszła lekarka.

- Violet, musimy porozmawiać – powiedziała, i poszłam za nią kiwając nowemu koledze, że jest pieprznięta, może i gorzej od nas.
***
zauważyłam, że Jared ciągle tam siedzi, i mieszka plastikową łyżeczką herbatę, patrząc przez okno.
- Hej kolego, czego tak wypatrujesz? – zapytałam i usiadłam koło niego
- Jestem na głodzie, tak cholernie bym coś… podobno wypuszczą mnie w przyszłym tygodniu, zaćpam się jak świnia – powiedział triumfalnie i spojrzał na mnie – Co od Ciebie chciała ta kobieta? – zapytał

- Tak się składa, że też wychodzę za tydzień – uśmiechnęłam się
***
- Violet!? – usłyszałam z tyłu, więc się odwróciłam. Nie wierzyłam własnym oczom. Kolega z którym spędziłam ostatnie dni w tym głupim szpitalu mieszka także w Nowym Jorku.
- Jared, no nie wierzę! – uścisnęłam go, w ostatnich dniach pobytu w tym wariatkowie bardzo się zaprzyjaźniliśmy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy.
- Widzę, że ty także się dobrze bawisz – powiedział spoglądając na mnie
- Kokaina uspokaja wewnętrznego psychopatę, który do mnie mówi – uśmiechnęłam się, a on roześmiał. Sam był naćpany więc oboje wiedzieliśmy co czujemy. Przysiadł się do mnie i Adama. Rozmawialiśmy o wszystkim co się dało, popijając sobie spokojnie piwa. Atmosfera była taka luźna, cieszyłam się, że wróciłam do żywych.
- Mówiłaś, że mieszkasz w Los Angeles – powiedział Jared i spojrzał na mnie

- Bo tak było – uśmiechnęłam się – mieszkałam z moim byłym w LA, ale to rodzice odbierali mnie ze szpitala, i wróciłam do swojego rodzinnego miasta, zobacz jaki Nowy Jork może być mały, że się spotkaliśmy – zaśmialiśmy się oboje. 

Natłok wspomnień, złapałam się za głowę i zaczęłam płakać, cicho aby nie obudzić dziecka.  Postanowiłam napić się jakiegoś soku, jedyny jaki był to jakiś z truskawkami
 – posmakuj, mówią że to najlepszy drink w tym klubie – podał mi szklankę, wzięłam spory łyk, faktycznie był bardzo dobry, wódki nie było wcale czuć, zamiast tego czułam same truskawki, a kochałam smak truskawek, od dzieciństwa prosiłam mamę żeby kupowała mi wszystko co pachniało albo smakowało jak truskawki.
ten dzień nie dawał mi spokoju, ciągle widziałam wszędzie Jareda, czułam zapach jego perfum, znalazłam nasze wspólne zdjęcie, wszystko przypominało mi, jak bardzo mi go brak. Napiłam się soku i wróciłam do łóżka, zasnęłam na kilka godzin po czym obudził mnie płacz.
- Potworek jest głodny - zaśmiałam się i wzięłam małą na ręce, nie karmiłam jej moim pokarmem, bałam się że po tym ćpaniu i w ogóle będzie piła mleko z kokainą czy heroiną, tak więc zagrzałam mleko i zaczęłam ją karmić - ojejku ale byłaś głodna - powiedziałam i pogłaskałam ją po główce na której było troszkę czarnych włosków. Potem chwilę bawiłam się z nią na kocu, a później widząc że jest zmęczona położyłam ją żeby spała, i tak ja mogłam pospać jeszcze trzy godzinki, potem znów się obudziła, musiałam ją przebrać, bawiłam się z nią i położyłam spać. I tak w kółko, mama namawiała mnie abym gdzieś wyszła, ale ja nie miałam z kim. Usiadłam na fotelu i zaczęłam czytać poradnik dla mam, co robiłam zwykle w wolnym czasie, wtedy ktoś zaczął pukać, pomyślałam, że to na pewno moja mama.
- Otwarte! - krzyknęłam i z głową w książce nawet nie zwracałam uwagi że do mieszkania ktoś wtargał walizkę, potem podniosłam wzrok, a książka upadła na ziemię - Co teraz? - tyle powiedziałam