Jared
Nawet nie wiedziałem jak jej pomóc, wstała rano i chciała iść do pracy, a potem usłyszałem tylko huk, wstałem szybko z łóżka, leżała na podłodze, miała zaschniętą krew na nosie, złapałem ją i zadzwoniłem na pogotowie, patrzała na mnie takim pustym wzrokiem, nie kontaktowała. Karetka przyjechała dość szybko, wzięli moją Violet, jechałem z nimi karetką, trzymałem ją ciągle za rękę, nie miałem pojęcia co z nią, nie rozumiałem. Przecież wszystko było dobrze. Nie wyglądało, żeby była chora.- Czy pana dziewczyna przyjmowała jakieś leki? – zapytał lekarz w karetce, wtedy zrozumiałem że nawet dużo o niej nie wiem, nie wiedziałem czy bierze jakieś leki, nie wiedziałem nic o takich rzeczach, ale nigdy nie widziałem żeby miała jakieś tabletki albo wstawała coś brać.
- Nie, nic nie widziałem – powiedziałem i patrzałem w jej oczy bez wyrazu – Co jej jest? – zapytałem
- Nie możemy jeszcze stwierdzić, tak jest przytomna ale nie kontaktuje gdzie jest, ani co robi. Może w każdej chwili znów stracić przytomność – powiedział lekarz, wjechaliśmy na teren szpitala i wtedy cała aparatura zaczęła wydawać charakterystyczny pisk. Nie, to nie może być to. Nie może. Czy przez moją głupotę i to, że niczego nie widziałem moja ukochana umrze? Znów ociera się o śmierć, nie zasługiwała na to. Może ta książka pokazywałabym co jej jest? Ciągle z nią siedziała. Wzięli ją szybko na najbliższą salę, ja zostałem przed patrząc przez drzwi, jak zaczynają ją reanimować. Jak już ręczna reanimacja nie przynosiła skutków trzeba było użyć defibrylatora. Lekarz naładował elektrody.
Strzał…
Jej ciało podniosło się, a serce dalej stało, proszę Violet..
Następny strzał…
- Mamy ją – usłyszałem i zauważyłem rytm serca, opadłem na ziemię radosny, jest, jest z nami. Wróciła. Przeżyła. Reanimowali ją około 10 minut, a dla mnie trwało to jak jakaś wieczność. Po jakieś chwili poproszono mnie o przyjście do pokoju lekarskiego. Zasiadłem na krześle.
- W krwi pana dziewczyny znaleźliśmy dość dużą ilość amfetaminy – powiedział lekarz i spojrzał na mnie – sądzimy, że to powód zatrzymania jej serca, jej organizm jest wycieńczony, jako lekarz powinienem wprowadzić tą sprawę do policji, ale sądzę, że dziewczyna ma jeszcze szansę, wy macie szansę. Znam ją od małego, dużo przeżyła więc daje jej szansę, ale musisz ją zabrać na odwyk. Wiem dobrze Jared że ty też masz z tym problem, co tydzień w ośrodku uzależnień są spotkania z ludźmi takimi jak wy, może warto spróbować? – powiedział lekarz. Już widzę jak Violet idzie na terapię, ona się na to nie da. Ale muszę coś zrobić. – Zdajesz sobie sprawę, że gdyby wzięła więcej to psychoza amfetaminowa byłaby u niej prawie w stu procentach pewna? – zapytał lekarz.
- Tak wiem – powiedziałem i spuściłem wzrok, złapałem jej telefon i postanowiłem zadzwonić do szefa, wiedziałem, że straciła już pracę, i będzie z tego cholernie zawiedziona.
- Dzień Dobry, z tej strony chłopak Violet Smith, wiem że nie zjawiła się w pracy i wątpię żeby przez jakiś czas się zjawiła, tak jest w szpitalu, jej serce stanęło, więc musi dojść do siebie, przepraszam, że tak wyszło. Ona tego nie chciała. Tak rozumiem, że to równa się ze stratą posady, damy sobie jakąś radę – powiedziałem szybko.
- Niech pani Smith zgłosi się jak już będzie czuła się na siłach – powiedział mężczyzna i rozłączył się.
Poszedłem prosto do jej Sali, udało mi się namówić lekarzy żebym z nią po prostu posiedział. Wziąłem sobie wolne, mój szef był wyrozumiałym facetem i zrozumiał, że muszę się nią zająć.
- Bałem się Violet, bałem się, że znów Cię stracę – powiedziałem łapiąc jej dłoń – ale teraz już będzie lepiej, pójdziesz się leczyć – powiedziałem i pocałowałem jej dłoń – ja pójdę z Tobą, i będzie lepiej – powiedziałem spokojnym tonem. Pomimo, że spała nie wiedziałem czy obudzi się czy nie, czy będzie tym samym człowiekiem jak się obudzi… Kto wie. Mijały kolejne godziny, a ona ciągle spała, wyglądała jak aniołek, taki malutki aniołeczek. Była taka piękna.
- Kochanie, będę na Ciebie czekał, jeżeli będę musiał nawet całą wieczność – pocałowałem ją w czoło. Usiadłem koło niej, byłem cholernie zmęczony, ale nie wyobrażałem sobie żeby przy niej nie być. Łzy napływały do moich oczu ale nie mogłem pokazać po sobie, że jestem słaby, muszę ją obronić przed tym całym złem na tym źle. Moja piękna Violet, moja piękna dziewczyna. Od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to ta. Dlaczego?
Czułem, czułem, że jesteśmy tacy podobni do siebie, ona była taka bezbronna. Ona była taka niezdolna żeby się obroni, chciałem jedynie ją obronić.
Wtedy musieliśmy się pożegnać, wróciłem do Nowego Jorku. Wiedziałam, że już więcej jej nie zobaczę, że już znikła na zawsze, i wtedy znów się spotkaliśmy.
Nie chciałem długo czekać, chciałem po prostu ją mieć, ja zwykły ćpun pokochałem wspaniałą kobietę, która jest silna ale pomimo wszystkiego potrzebuje ochrony – potrzebuję jej tak samo jak ona potrzebuje mnie.
Nigdy nie dogadywałem się z dziewczynami. Ruby była świruską, pomimo, że bardzo mi się podobała, potem była Elise która zdradzała mnie na prawo i lewo, później Amber której nawet nie kochałem a potem Violet która zawirowała moim światem.
Poderwała się i otworzyła oczy wydając z siebie przeraźliwy jęk
- Jestem tu, spokojnie – powiedziałem do niej a ta zaczęła płakać, zakryła twarz dłońmi – Violet spokojnie – powiedziałem a ona spojrzała na mnie
- To sen? – wydusiła z siebie
- Nie kochanie, wszystko jest dobrze już, jesteś z nami – powiedziałem i ująłem jej dłoń.
