piątek, 31 stycznia 2014

29. I'll wait for you

Jared 
Nawet nie wiedziałem jak jej pomóc,  wstała rano i chciała iść do pracy, a potem usłyszałem tylko huk, wstałem szybko z łóżka, leżała na podłodze, miała zaschniętą krew na nosie, złapałem ją i zadzwoniłem na pogotowie, patrzała na mnie takim pustym wzrokiem, nie kontaktowała. Karetka przyjechała dość szybko, wzięli moją Violet, jechałem z nimi karetką, trzymałem ją ciągle za rękę, nie miałem pojęcia co z nią, nie rozumiałem. Przecież wszystko było dobrze. Nie wyglądało, żeby była chora.
- Czy pana dziewczyna przyjmowała jakieś leki? – zapytał lekarz w karetce, wtedy zrozumiałem że nawet dużo o niej nie wiem, nie wiedziałem czy bierze jakieś leki, nie wiedziałem nic o takich rzeczach, ale nigdy nie widziałem żeby miała jakieś tabletki albo wstawała coś brać.
- Nie, nic nie widziałem – powiedziałem i patrzałem w jej oczy bez wyrazu – Co jej jest? – zapytałem
- Nie możemy jeszcze stwierdzić, tak jest przytomna ale nie kontaktuje gdzie jest, ani co robi. Może w każdej chwili znów stracić przytomność – powiedział lekarz, wjechaliśmy na teren szpitala i wtedy cała aparatura zaczęła wydawać charakterystyczny pisk. Nie, to nie może być to. Nie może. Czy przez moją głupotę i to, że niczego nie widziałem moja ukochana umrze? Znów ociera się o śmierć, nie zasługiwała na to. Może ta książka pokazywałabym co jej jest? Ciągle z nią siedziała. Wzięli ją szybko na najbliższą salę, ja zostałem przed patrząc przez drzwi, jak zaczynają ją reanimować. Jak już ręczna reanimacja nie przynosiła skutków trzeba było użyć defibrylatora. Lekarz naładował elektrody.
Strzał…
Jej ciało podniosło się, a serce dalej stało, proszę Violet..
Następny strzał…
- Mamy ją – usłyszałem i zauważyłem rytm serca, opadłem na ziemię radosny, jest, jest z nami. Wróciła. Przeżyła. Reanimowali ją około 10 minut, a dla mnie trwało to jak jakaś wieczność. Po jakieś chwili poproszono mnie o przyjście do pokoju lekarskiego. Zasiadłem na krześle.
- W krwi pana dziewczyny znaleźliśmy dość dużą ilość amfetaminy – powiedział lekarz i spojrzał na mnie – sądzimy, że to powód zatrzymania jej serca, jej organizm jest wycieńczony, jako lekarz powinienem wprowadzić tą sprawę do policji, ale sądzę, że dziewczyna ma jeszcze szansę, wy macie szansę. Znam ją od małego, dużo przeżyła więc daje jej szansę, ale musisz ją zabrać na odwyk. Wiem dobrze Jared że ty też masz z tym problem, co tydzień w ośrodku uzależnień są spotkania z ludźmi takimi jak wy, może warto spróbować? – powiedział lekarz. Już widzę jak Violet idzie na terapię, ona się na to nie da. Ale muszę coś zrobić. – Zdajesz sobie sprawę, że gdyby wzięła więcej to psychoza amfetaminowa byłaby u niej prawie w stu procentach pewna? – zapytał lekarz.
- Tak wiem – powiedziałem i spuściłem wzrok, złapałem jej telefon i postanowiłem zadzwonić do szefa, wiedziałem, że straciła już pracę, i będzie z tego cholernie zawiedziona.
- Dzień Dobry, z tej strony chłopak Violet Smith, wiem że nie zjawiła się w pracy i wątpię żeby przez jakiś czas się zjawiła, tak jest w szpitalu, jej serce stanęło, więc musi dojść do siebie, przepraszam, że tak wyszło. Ona tego nie chciała. Tak rozumiem, że to równa się ze stratą posady, damy sobie jakąś radę – powiedziałem szybko.
- Niech pani Smith zgłosi się jak już będzie czuła się na siłach – powiedział mężczyzna i rozłączył się.
Poszedłem prosto do jej Sali, udało mi się namówić lekarzy żebym z nią po prostu posiedział. Wziąłem sobie wolne, mój szef był wyrozumiałym facetem i zrozumiał, że muszę się nią zająć.
- Bałem się Violet, bałem się, że znów Cię stracę – powiedziałem łapiąc jej dłoń – ale teraz już będzie lepiej, pójdziesz się leczyć – powiedziałem i pocałowałem jej dłoń – ja pójdę z Tobą, i będzie lepiej – powiedziałem spokojnym tonem. Pomimo, że spała nie wiedziałem czy obudzi się czy nie, czy będzie tym samym człowiekiem jak się obudzi… Kto wie.  Mijały kolejne godziny, a ona ciągle spała, wyglądała jak aniołek, taki malutki aniołeczek. Była taka piękna.
- Kochanie, będę na Ciebie czekał, jeżeli będę musiał nawet całą wieczność – pocałowałem ją w czoło.  Usiadłem koło niej, byłem cholernie zmęczony, ale nie wyobrażałem sobie żeby przy niej nie być. Łzy napływały do moich oczu ale nie mogłem pokazać po sobie, że jestem słaby, muszę ją obronić przed tym całym złem na tym źle. Moja piękna Violet, moja piękna dziewczyna. Od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to ta. Dlaczego?
Czułem, czułem, że jesteśmy tacy podobni do siebie, ona była taka bezbronna. Ona była taka niezdolna żeby się obroni, chciałem jedynie ją obronić.
Wtedy musieliśmy się pożegnać, wróciłem do Nowego Jorku. Wiedziałam, że już więcej jej nie zobaczę, że już znikła na zawsze, i wtedy znów się spotkaliśmy.
Nie chciałem długo czekać, chciałem po prostu ją mieć, ja zwykły ćpun pokochałem wspaniałą kobietę, która jest silna ale pomimo wszystkiego potrzebuje ochrony – potrzebuję jej tak samo jak ona potrzebuje mnie.
Nigdy nie dogadywałem się z dziewczynami. Ruby była świruską, pomimo, że bardzo mi się podobała, potem była Elise  która zdradzała mnie na prawo i lewo, później Amber której nawet nie kochałem a potem Violet która zawirowała moim światem.
Poderwała się i otworzyła oczy wydając z siebie przeraźliwy jęk
- Jestem tu, spokojnie – powiedziałem do niej a ta zaczęła płakać, zakryła twarz dłońmi – Violet spokojnie – powiedziałem a ona spojrzała na mnie
- To sen? – wydusiła z siebie
- Nie kochanie, wszystko jest dobrze już, jesteś z nami – powiedziałem i ująłem jej dłoń.

czwartek, 30 stycznia 2014

28. Breathe

- Pierdole ten wasz psychiatryk! – zaczęłam się drzeć – Pierdolę to wszystko – krzyczałam  wniebogłosy, dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn złapało mnie i zaniosło prosto do izolatki, zostałam przywiązana do łóżka – Nienawidzę was, nienawidzę was kurwa! – krzyczałam i płakałam naraz, nie podali mi nic, najwidoczniej już nie mieli dobrego leku na mnie, zdążyłam się odzwyczaić. Najgorsze było to, że go pokochałam w tym wszystkim, w moich wyobrażeniach. Kochałam Jareda Leto ponad swoje pokurwione życie.
- Nie masz tu znajomych? – rzuciłam  żartobliwie 
- Sami dilerzy, z kobiet jesteś jedyną moją znajomą – odparł i spojrzał przed siebie. 
- Eh, nie martw się, ja tu znam tylko Ciebie i Adama więc wiesz –  spojrzałam na niego – kiedyś miałam wielu znajomych, potem poznałam mojego byłego i wyjechałam, miałam niby przyjaciół w LA, ale teraz mają mnie w dupie, widać jak bardzo zależało im na zawartości mojego portfela a nie osobie – westchnęłam, i wyjęłam z szafki samarkę pełną kokainy, Jared uśmiechnął się 
- Chcesz, a w ogóle głupie pytanie, pewnie że chcesz – uśmiechnęłam się ukazując niezbyt prosty rząd moich zębów i wysypałam trochę towaru na biurko, zrobiłam dwie równe kreski, i podałam chłopakowi dolara. – To co dajemy? – zapytałam uśmiechając się 
- Dajemy! – powiedział i wciągnęliśmy narkotyk. Dziwnie szybko poczułam, że łapie mnie faza, wszystko było przezajebiście śmieszne, tak jakbym spaliła marihuanę, zaczęłam się śmiać a po chwili Jared do mnie dołączył.  
- Ja pierdole twoja lampa wygląda jak żyrafa! – powiedział Jared i zaczął się śmiać 
- Pierdolisz – spojrzałam na lampę – toć to jest ptak! – znów fala śmiechu 
- Jaki ptak? – zrobił głupią minę, walnęłam go w ramię 
- Świntuch! – zaśmiał się i spojrzał na mnie 
- To ty o tym myślisz Violet – powiedział i znów spojrzał na sufit – Zapal światło, ja ale będzie fajnie! – podeszłam do włącznika i włączyłam światło a za chwilę zgasiłam 
- Czuję się jak w klubie – zaśmiałam się, a on wstał i zaczął śmiesznie tańczyć – Jesteś głupi – powiedziałam i zgasiłam światło – zrobiło się cieeemno! – zaczęłam wymyślać jakieś głupie piosenki, odwalaliśmy jak małe dzieci. Od dłuższego czasu nie czułam bólu brzucha z powodu śmiechu, aż bolały mnie blizny, wszystko mnie bolało od śmiechu. Jared położył się na łóżku, ja  na moim dywanie, nagle ktoś zapukał, usłyszałam głos mamy, więc otworzyłam drzwi. 
Do oczu znów napłynęły łzy goryczy, złości, lęku i bólu. Jak mógł mnie nie znać? Jak mógł zapomnieć, przecież się widzieliśmy, rozmawialiśmy, dzięki niemu nie chciałam zrobić tego co zrobiłam, a może nastąpiło to co zrobił mój tata, i Jared udaje, że mnie nie zna.  Wszystko mogło być tak właściwie prawdą, siedzę tu już dwa miesiące, i właściwie nie wiem co robię, nic nie pamiętam, niby jadłam i spałam, i wtedy moja wyobraźnia tworzyła cuda, bardzo piękne cuda. Wszystko było idealne. Takie piękne, nierealne. Właśnie, było nierealne, więc nie było prawdziwe.  Rano odwiązali mnie i wypuścili, poszłam zjeść śniadanie, a potem znów zadzwoniłam do Jareda.
- Mówiłem Ci, że Cię nie znam – zaczął
- Nie pójdę na to – powiedziałam – mój ojciec coś ci powiedział czy co, Jared przecież wiem kogo znam a kogo nie – powiedziałam
- Przestań Violet, to nie ma sensu – powiedział
- A jednak mnie znasz – powiedziałam i sama lekko się do siebie uśmiechnęłam
- Zapomnij o mnie, tak będzie najlepiej – powiedział – ćpun i materialista – dodał po chwili
- Nie zapomnę – powiedziałam i rozłączyłam się. Czułam się naprawdę źle potraktowana przez moje życie. Wszystko było takie okrutnie złe dla mnie. Wszystko po kolei traciłam, a kiedy myślałam, że już jestem szczęśliwa to nagle okazuje się że spierdolona Smith nadal jest w psychiatryku, mam bujną wyobraźnię, tyle wiedziałam już sama po całej śmiesznej historyjce, o idealnym życiu w Nowym Jorku u boku Jareda, bycia czarownicą i całkowitego szczęścia. To znaczyło, że nie jestem zdrowa chociaż bardzo bym chciała, i to też nie znaczyło, że Jared mnie kocha. To nic nie znaczyło.
- Panno Smith wychodzi pani za dwa dni – usłyszałam od lekarza, i ścisnęłam mocniej koc jakim okrywałam się co noc. Nie wiedziałam co to będzie jak wrócę, jak będę oceniana, jak to wszystko się potoczy. Ale życie musi toczyć się dalej pomimo wszystkiego. Te dwa dni spędziłam w swoim pokoju, pakując wszystko co przywieziono wraz ze mną, gdy opuszczałam mury ośrodka psychiatrycznego czułam się jak nikt. Czułam pustkę ogarniającą moje całe ciało. Pragnęłabym uciec od tego wszystkiego, ale czy właściwie warto? Już nie ma odwrotu, stało się i się nie cofnie. Nie mam wpływu na to co działo się wcześniej. Ścisnęłam swoja walizkę i wsiadłam w autobus prosto na lotnisko. Lot miał opóźnienie więc czekałam głupio patrząc się przez szybę na samoloty. Przypomniałam sobie jak pełna strachu siedziałam tutaj te kilka miesięcy wcześniej. Straciłam tyle, ale wcale nie czułam się lepiej. Ba, czułam się gorzej. Mój obraz życia był abstrakcją. Cóż mogłam czuć prócz wewnętrznego bólu? Nicość. Wsiadłam do auta i włączyłam muzykę w moim telefonie, a słuchawki włożyłam do moich uszu, muzyka uspokajała moje zdenerwowane i złamane serce. Wysiadłam z samolotu, cholernie zmęczona, musiałam jeszcze dojechać do domu. Spojrzałam obojętnie na ludzi z karteczkami, zauważyłam na jednej z kartek : V. Smith. Cofnęłam się, i faktycznie widniało tam moje nazwisko, ale kto normalny przyjeżdża po mnie? Rodzicie nie mieli czasu albo po prostu nie chcieli na mnie patrzeć znów jak wychodzę z tego gównianego szpitala.
- Na jaką Smith czekasz? – podeszłam do osoby z kartką
- Na Ciebie – moim oczom ukazał się wysoki chłopak o oczach koloru nieba, i czarnych włosach, lekko speszony, nie kryję, że na mojej twarzy nie pojawił się uśmiech.
- Jared – powiedziałam po czym do moich oczu napłynęła fala łez, spojrzał na mnie zdziwiony, po czym po prostu mnie przytulił.  Miły, przyjacielski gest z jego strony.
- Jestem narkomanem, i musiałem sobie dobrze przyćpać, że tu trafiłem. Ale widzę, że nie jeden jestem w niewłaściwym miejscu – spojrzał na mnie i się uśmiechnął, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
Przypomniało mi się, nasze pierwsze spotkanie, uśmiechnęłam się w duchu a Jared złapał moją walizkę.  I poszliśmy w kierunku auta.
- Kupiłeś sobie auto? – zapytałam
- Dużo się zmieniło, zdążyłem być na odwyku – uśmiechnął się lekko do mnie i wsadził walizkę do bagażnika, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy z piskiem opon.
Wsiadłam do taksówki, dałam kolesiowi wszystkie swoje pieniądze, żeby tylko mnie zawiózł, wsiadłam do windy i jadę na całkowitą górę. To olśnienie nie było omylne, siedział opierając się o ścianę, siedzi i martwo patrzy się w jeden punkt, jest naćpany, widać to na kilometr. To znaczy ja to widzę. Nie wiem nawet jak do niego podejść ani co powiedzieć, więc usiadłam kawałek dalej, nawet mnie nie zauważył.  Stuka w ziemię opuszkami palców. 
- Jestem idiotą – mówi sam do siebie, a ja mam moment, żeby do niego zagadać, podeszłam do niego i oparłam dłoń na jego ramieniu 
- Nie jesteś – odparłam i usiadłam naprzeciw niego 
- Co tu robisz? – powiedział 
- Szukałam Cię i coś mówiło mi, że będziesz tu, i się nie myliłam – powiedziałam i spojrzałam na jego oczy przepełnione bólem, byłam suką, byłam pojebaną debilką. Matko ale  on ma piękne oczy….
- Po co przyszłaś? Zrozumiałem co mi przekazałaś – wstał – zniknę szybciej niż ci się wydaje – dodał gdy wstał, złapałam go za rękę 
- Nie chcę żebyś znikał – powiedziałam – przepraszam – powiedziałam roniąc łzy – jestem okropna, nie chciałam Cię zranić, tak jak sama bałam się, że mogę być potraktowana, nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a w ogóle ty – powiedziałam i wstałam. 
- Przestań, jestem tylko głupim ćpunem – spuścił wzrok 
- Nie, dla mnie nie jesteś głupim ćpunem – powiedziałam patrząc na niego – Jared, przepraszam 
- Nie masz za co, naprawdę Violet – mówi patrząc w podłogę 
- Mam. Postąpiłam jak dziwka, zabawiałam się z Tobą, tańczyłam, przytulałam, dawałam nadzieję, a gdy ty chciałeś mnie pocałować spanikowałam i uciekłam, jak pierdolony tchórz – powiedziałam 
- Mogłem po prostu nie próbować Cię pocałować…. – westchnął – zresztą chciałem już iść do domu, patrzałem tylko na widok, bo jest przepiękny – powiedział – tak jak ty – dodał i spojrzał na mnie. Mój mózg ciężko pracował i nie chciał zbytnio ze mną współgrać, uderzyło we mnie ciepło, rozprowadziło się po całym moim ciele. Było mi po prostu chyba miło. Staliśmy tak długi czas patrząc na widok Nowego Jorku.  Staliśmy tak kawałek od siebie, w końcu podeszłam i oparłam swoją głowę o jego ramię.
Znowu wspomnienie, były to miłe wspomnienia, dlatego może do mnie wracały, z jednej strony moja historia dopiero się zaczynała, bez zbędnych kłótni jakie przeżyliśmy, mogliśmy zacząć od nowa o ile on sam tego chciał.
- Dużo się zmieniło jak mnie nie było w Nowym Jorku? – zapytałam
- Sama nuda – odparł i lekko się uśmiechnął – mogę o coś zapytać?
- Jasne – powiedziałam
- Dlaczego to chciałaś zrobić? – wiedziałam, że o to zapyta, bo przecież mógł myśleć wszystko, że to jego wina, że nie wiem obwiniam się o coś, mógł myśleć cokolwiek i mogło go to boleć.
- Nie chciałam, noga mi się osunęła gdy chciałam sama siebie ratować – powiedziałam – Chciałam żeby moja podświadomość dała mi spokój, ale w zamian tego zobaczyłam jakie moje życie jest teraz piękne i chciałam nie robić tego co się stało, czyli mówiąc ogólnie to był wypadek – uśmiechnęłam się lekko, na co on odpowiedział mi tym samym – Chyba nie myślałeś, że…
- Myślałem – dokończył
- Nie chciałam, żeby tak było – spuściłam wzrok
- Nic się nie stało, już wytłumaczone Violet – powiedział i uśmiechnął się do mnie. Podjechaliśmy pod mój dom.  Wniósł mi walizki do pokoju, po czym postanowił iść do domu
- Poczekaj – powiedziałam
- Tak Violet? – w tym momencie nawet nie myśląc o konsekwencjach musnęłam jego wargi, tak jakbym oczywiście znów miała Déjà vu. Dla mnie to już się stało, dla niego jeszcze nie
- Nie zdążyłam tego zrobić nim… - urwałam – dziękuję za pomoc – chłopak uśmiechnął się lekko i po prostu wyszedł.
Poczułam mocny ból w klatce piersiowej, jakby ktoś mnie w nie mocno uderzył
- Mamy ją - usłyszałam
-----------------------------------------
- Każda akcja ma swoje odzwierciedlenie i dzieje się nie bez przyczyny, co jest z Violet?
Dowiecie się za niedługo :)

27. Sedative tablets

Kiedy Jared poszedł spać, ja siedziałam i przesuwałam przedmioty, nie mogłam się tym nacieszyć, tak jakby dać małemu dziecku zabawkę, nową jakąś świecącą, będzie się nią bawił pierwsze kilka dni, tak ja bawiłam się swoją umiejętnością.
- Ty dzisiaj cały dzień chodzisz z tą książką, książko ukradłaś mi dziewczynę – objął mnie i pocałował, przytuliłam się do niego, a wtedy szklanka którą się bawiłam upadła na ziemię i stłukła się. – To jakiś  z twoich kolegów z zaświatów? – zapytał
- Pewnie tak, nie skupiam się na nich –  uśmiechnęłam się a Jared pocałował mnie w czoło.
- Dlaczego? – zapytał spoglądając na mnie
- To męczące – powiedziałam- ale teraz zrobię kolację – uśmiechnęłam się do niego i wyjęłam z lodówki ser , a z szafki makaron.
- Makaron z serem? – zapytał
- Może być? – dopytałam a on uśmiechnął się i usiadł koło mnie, włączyłam małe radio stojące na mikrofalówce. Leciała jedna z moich ulubionych piosenek.
- Another head hangs lowly, 
Child is slowly taken. 
And the violence caused such silence, 
Who are we mistaken? – zaczął śpiewać Jared, najwidoczniej także lubiał tą piosenkę, uśmiechnęłam się do niego I postanowiłam że nie będę gorsza I zaśpiewam dalszą część.
- But you see, it's not me, it's not my family.
In your head, in your head, they are fighting.
With their tanks and their bombs,
And their bombs, and their guns.
In your head, in your head, they are crying. – uśmiechnął się i wiedzieliśmy oboje, że refren zaśpiewamy razem, Jared miał świetny wokal. Mógł zostać jakimś wokalistą a nie gnić na zmywaku
In your head, in your head, 
Zombie, zombie, zombie, 
Hey, hey, hey. What's in your head? 
In your head, 
Zombie, zombie, zombie.
Hey, hey, hey, hey, oh, dou, dou, dou, dou, dou...*
Śpiewaliśmy razem, ja gotowałam a on poruszał ciałem w rytm muzyki, bawiliśmy się śpiewając, pierwszy raz słyszałam wokal Jareda.
- Świetnie śpiewasz – powiedziałam
-  Gadanie – zaśmiał się, a ja zaczęłam podawać zrobioną kolację, zaczęliśmy jeść w ciszy bo jak mówią „jak pies je to nie szczeka” była już sobota, więc została mi tylko niedziele i w poniedziałek pierwszy dzień w pracy. Zasnęliśmy także szybko, ale ja przebudziłam się w nocy i poszłam napić się wody.
- Smith, ty czarownico spłoniesz jak twoje poprzedniczki – usłyszałam gdzieś w rogu kuchni, ale nikogo nie było, zapaliłam światło. Nadal nic, złapałam się za głowę.
- Kim jesteś? – zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc zgasiłam światło i poszłam do łóżka, przytuliłam się do Jareda i zasnęłam, obudził mnie jego budzik do pracy, no tak miał na rano, zrobiłam mu śniadanie, a potem usiadłam do mojej lektury, miałam ostatni dzień żeby ogarnąć moją umiejętność. Usiadłam znów na podłodze, wzięłam starą książkę do rąk i otworzyłam na stronie na jakiej się zatrzymałam ostatnio.
Oczywiście prócz telekinezy są także inne umiejętności, teleportacja, lewitacja i wiele innych. Zajmiemy się pierw tymi bardziej podstawowymi.
Lewitacja przedmiotów.
Coś podobne do telekinezy, ba takie same tylko, przy lewitacji, przedmiot porusza się w pionie, a telekinezie w poziomie.
Opanowałam to wczoraj – zaśmiałam się sama do siebie i spowodowałam że kubek zaczął podnosić się i opadać. Nie wierzyłam nadal, że tak potrafię. To właściwie było cholernie dziwne.  Chciałam zabrać się jeszcze za teleportację, ale doszłam do wniosku, że mój mózg jest zbyt zmęczony telekinezą i lewitacją. Czułam się jak w filmie, romantyczno-fantastycznym filmie. Wszystko było niewyobrażalnie nierealne. Poszłam pod prysznic, a potem postanowiłam, że przygotuję obiad. Oczywiście bawiąc się swoimi umiejętnościami, nawet nauczyłam się kontrolować przedmioty, kiedy mają się otwierać bądź zamykać. To było fantastyczne. Ciekawe czy potrafię coś jeszcze, a może mam władzę nad umysłem? Kto wie. Zaśmiałam się pod nosem i zrobiłam obiad, a potem zjawił się Jared. Zasiedliśmy do wspólnego obiadu, chciałam doprawić sobie zupę jaką zrobiłam, ale sól była na końcu stołu, więc zmusiłam ją żeby do mnie przyszła.  Jared tego nie zauważył, więc lepiej dla niego. Nim mniej wie tym lepiej śpi. Zbędne było to, że ma dziewczynę nie medium a czarownicę. Postanowiłam darować sobie moje nauki i skupić się na tym co mam teraz, na chłopaku, pracy, jakieś może przyjaźni. No właśnie. Miałam odezwać się do Ruby.
- Masz numer do Ruby? – zapytałam
- A co chcesz się umówić z nią?
- Obiecałam, że zadzwonię – powiedziałam i spojrzałam na niego
- Jest w moim telefonie – odparł
- Dziękuję, później zadzwonię – powiedziałam i pocałowałam go. Poszliśmy na spacer, długi spacer i rozmawialiśmy o wszystkim, o nas i o naszych uczuciach. Potem położyliśmy się jak gdyby nigdy nic.
- Panno Smith, musi się pani obudzić, wiem, że mnie pani słyszy. – usłyszałam, próbowałam otworzyć oczy, ale nie mogłam, jakby coś mi zabraniało. 
Otworzyłam oczy, przede mną był mężczyzna w białym kaftanie, a za nim białe ściany, nie to nie możliwe, to nie może być prawda. Nie mogę tu być
- Już teraz będzie dobrze, podda się pani leczeniu, wszystko będzie dobrze – powiedział lekarz, zauważyłam jego imię: Matthew.
- O co tutaj chodzi? – zapytałam – Chcę do domu – powiedziałam – Gdzie jest Jared? – zapytałam znów
- Jaki Jared panno Smith – powiedział
- Leto, mój chłopak – powiedziałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony
- Pan Leto wyszedł cztery miesiące temu – powiedział
- Jak to!? – powiedziałam – Ja też wyszłam – krzyknęłam
- Tak wyszła pani – powiedział – ale została pani tutaj znowu odesłana dwa miesiące temu po próbie samobójczej, była pani nie do opanowania, ciągłe ataki, musieliśmy podawać pani duże ilości leków, nie chciała pani rozmawiać, ani nie chciała pani wychodzić, ledwo pani jadała posiłki. Do moich oczu napłynęła fala łez, czyli to wszystko… Co widziałam, co przeżyłam to wymysł mojej wyobraźni, znów strzykawka i nagle łzy przestają płynąć.
- Czy.. możecie – zaczęłam
- Chce pani porozmawiać z panem Leto? – zapytał lekarz
- Jeżeli mogłabym – powiedziałam, zgodził się więc poszłam i zadzwoniłam, miałam jego numer zapisany w telefonie.
- Jared? – zaczęłam
- Kto mówi – zapytał śmiejąc się, pewnie był na haju
- Violet – odpowiedziałam
- Nie znam żadnej Violet – powiedział i rozłączył się a ja pomimo leków uspokajających w moich żyłach zaczęłam głośniej płakać. Pokochałam faceta w moim wyimaginowanym świecie snu.  A teraz znów byłam nikim.
------------------------------------------
* Tekst piosenki The Cranberries - Zombie
-  Jestem okrutną pisarką, a moja główna bohaterka ma nieźle posrane życie, ale takie ma być to opowiadanie, ma was zbijać z tropu za każdym razem kiedy myślicie coś innego, zaskoczeni?
To nie koniec niespodzianek :)

26. My sweet secret

Jared
- Coś się w Tobie zmieniło– zacząłem 
- O co ci chodzi? – zapytała opierając się ściany 
- Nie jesteś tą samą dziewczyną którą pokochałem – rzuciłem a jej oczy zalały się łzami 
- Staram się, naprawdę staram się – powiedziała patrząc na mnie
- Nie odchodź – powiedziała przez łzy
- Violet, to ty mnie zostawiłaś – powiedziałem – Nie mogę żyć z… - urwałem a ona upadła na  kolana. 
- Duchem? – powiedziała – Nie chciałam tego, przecież wiesz – mówi przez łzy. 
- Nie miałaś brać, to to ścierwo cię wykończyło, wyprało twój mózg, że skoczyłaś z tego biurowca – powiedziałem ściskając w dłoniach szalik, ten który miałam ubrany kiedy popełniła samobójstwo. 
- Zostanę tu na zawsze – powiedziała głośniej płacząc – Kocham Cię! 
- Muszę odejść, nie mogę stać w miejscu – powiedziałem
- Kocham Cię Jared! – powtórzyła znów głośniej płacząc 
- Też Cię kocham Violet, ale nie mogę – powiedziałem zamykając walizkę 
- Będę na Ciebie czekać, całą wieczność jeżeli będę musiała – powiedziała i złapała mnie mocno za ramię 
- Odejdź Violet! – krzyknąłem 
- Jesteś moim wszystkim! Tylko ja Ci zostałam! – krzyczała 
- Odejdź – powiedziałem i zamknąłem frontowe drzwi. 
Violet

- Jared nie zostawisz mnie teraz! – krzyknęłam zalewając się łzami 
- Nie mogę tu dłużej zostać, muszę.. żyć – powiedział i dopiął walizkę, nie mogłam na to patrzeć. Znów wszystko tracę, tracę go, przez swoją głupotę. 
***
- Violet! – słyszę głośny krzyk przepełniony bólem – Nie możesz odejść! Violet! – ostatni widok przed ciemnym korytarzem zakończonym światłem. Ale ja nie chcę iść, mózg i serce każe mi wracać, ale nogi nie zawrócą. Co się stało się nie odwróci. Dochodzę do światła i widzę w kółko tą samą scenę. 
***
- Nie rób niczego głupiego, przecież się zabijesz jak skoczysz! – Ruby krzyczy do mnie, a ja stoję i patrzę w dół 
- Polecę, polecę jak ptak – powiedziałam i rozłożyłam ręce – będę taka piękna
- Violet zabijesz się! – krzyknęła a ja zrobiłam krok w przód, wcale nie mam skrzydeł, spadam i właśnie zostały mi ostatnie sekundy życia 
- Przepraszam – krzyknęłam w otchłań, a potem była ciemność
***
- Violet Smith nie widzimy się pierwszy raz – powiedział mężczyzna którego spotkałam już raz w swoim życiu – Dzisiaj nie ma odwrotu – powiedział otwierając przede mną drzwi, widzę nasze mieszkanie i Jareda płaczącego na łózku – To będzie twoje odkupienie, zostaniesz tu całą wieczność – powiedział mężczyzna i wepchnął mnie za drzwi. 
*** 
Stoję na zimnych kafelkach w kuchni, przechodzę do salonu, muszę go zobaczyć.
- Violet!? – przetarł oczy 
- Widzisz mnie? – powiedziałam 
- Kim jesteś? – zapytał w łzach 
- Duchem – powiedziałam płacząc – nie chciałam się zabić, Jared nie chciałam Cię zostawić – powiedziałam 
- Violet….. – zalewa się łzami 

Obudził mnie przeraźliwy krzyk Jareda, otworzył oczy i pierwsze co spojrzał na mnie i dotknął dłonią mojego policzka.
- Miałem straszny sen – powiedział
- Ja też – powiedziałam i przytuliłam się do niego, gdy już wstaliśmy, pomimo bólu głowy wzięłam samarkę z narkotykiem i wysypałam wszystko do toalety. – Nie umrę, nie mogę – powiedziałam, a Jared objął mnie w pasie.
- Nie pozwolę na to, żebyś znikła – powiedział i pocałował mnie w policzek. Gdy Jared poszedł do pracy, ja postanowiłam pójść do biblioteki, usiadłam i zaczęłam czytać książki o medium. Wszystko mi się zgadzało, cholera nie chciałam nią być.
Istnieje krucha granica między byciem medium a talentem czarodziejskim. Czarownica, brzmi całkiem zabawnie i abstrakcyjnie. Ale istnieje. Nie czytasz tej książki dlatego, że jesteś ciekawa, czytasz tą książkę, ponieważ jesteś pełna pytań. Tu uzyskasz odpowiedź. 
Wypożyczyłam ją, mówiąc że pisze pracę magisterską na temat magii, oczywiście blef, nie mogłam powiedzieć, że to prawda. Jeszcze spaliliby mnie na stosie, nie wiem jak teraz się obchodzi z czarownicami bądź medium. Usiadłam na fotelu z kawą w dłoni i książką.
Łatwo rozpoznać fakt, czy jesteś uzdolniona bądź jesteś po prostu zwykłym medium, rozpoznasz ją umiejętnością  nazywaną telekinezą. Próbę zacznij od tego, to jedna z najłatwiejszych i najszybszych metod rozpoznawania umiejętności. Pierw musisz się odprężyć, polecam usiąść na podłodze, spróbować się wyciszyć. 
Usiadłam na podłogę z niedowierzaniem co ja właściwie robię. Zamknęłam oczy i wyciszyłam się na tyle, że słyszałam jak mucha lata po pokoju.
Postaw trochę dalej od siebie, spójrz na niego i spróbuj się na nim skupić, myśl tylko o tym, że chcesz aby ten przedmiot pojawił się koło siebie, skup się na tym bardzo, pragnij tego, spróbuj może telekineza jest twoim darem i nie musisz się nazywać  tylko medium. 
Kubek stał kawałek przede mną, jedyne co panowało w moim mózgu, to chęć żeby był w mojej ręce. Widok był niesamowity, skupiona Violet patrząca na kubek z pełnią skupienia, ale nic się nie działo
Nie udało się? Spróbuj jeszcze raz, umiejętności mogą mieć wielka siłę, ale nigdy ci się nie ukazały, pokazały ci tylko, że masz kontakt ze światem zmarłych. Nie bój się, spróbuj jeszcze raz. 
Wydawało mi się idiotyczne, że sądzę, że mogę mieć jakieś umiejętności, więcej niż widzenie zmarłych, jakieś wizje. Spojrzałam na kubek.
- No chodź tu mały kubku, chcę cię tu – powiedziałam w myślach, a kubek wylądował w mojej dłoni.  Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nie podziałało? To musisz nacieszyć się tym co masz. Jeżeli podziałało, to polecam jako twoja aktualna książka życiowa przeczytać ją dalej. 
Uśmiechnęłam się znów do siebie, jak idiotka. Nie wiem z czego mogłam się cieszyć, że prócz kontaktu z duchami, mogę przesuwać przedmioty? Nigdy w takie rzeczy nie wierzyłam.
Talent do takich rzeczy pokazuje się około trzynastego roku, i dla młodych czarownic, często jesteśmy zaprowadzane do psychiatrów którzy właściwie potrafią robić z umysłem człowieka rzeczy niezwykle, pewnie oglądając jakieś filmu słyszałaś o umiejętności kontrolowania umysłu nazywane jest to Concilium. Tak piękni terapeuci są jednymi z nas. Magia w wieku dziecięcym jest ogromna i trudna do ogarnięcia, jest wiele czarownic które nie mają pojęcia, że nimi są, bo ich umiejętności wygasły. 
Otworzyły się drzwi, a Jared wszedł do mieszkania. Pocałował mnie na powitanie.
- Co robisz skarbie? – zapytał
- Czytam – odpowiedziałam i zamknęłam książkę. Moją słodką tajemnicę która zwie się telekineza postanowiłam pozostawić sama dla siebie, była czymś moim. Była czym co sprawiało, że jestem wyjątkowa i taka się czułam. Nie byłam normalną kobietą, widziałam zmarłych mogłam przesuwać przedmioty własnymi myślami.
---------------------------------------
- od razu pisałam, ze jeżeli myślisz, że moje opowiadanie będzie jakimś romansidłem to się mylisz. I właśnie tutaj możesz to zauważyć, dlaczego to wprowadziłam? Był to mój pomysł od początku pisania tego opowiadana, nie chciałam żeby było zwykłe, proste. Chcę szokować nowymi wątkami jakie są w moim posranym umyśle. Pomysł ze snem wpadł mi do głowy kiedy oglądałam fan video jakieś dziewczyny dotyczące bohaterów ahs, nie jest to dokładnie to co działo się tam, ale jakoś wpłynęło to na mój pomysł.
Nowy rozdział?
Postaram się jutro

środa, 29 stycznia 2014

25. The temptation is sometimes stronger than the promise

Jared wyszedł do pracy, mama wyjechała a dzisiaj jest piątek. Siedzę sama w domu, kompletnie nie wiedząc za co się zabrać. Postanowiłam jednak posprzątać do końca w tej naszej małej przeprowadzce. Wykładając z biurka książki, przed moje kolana wypadła samarka pełna amfetaminy. Była taka piękna.  Otworzyłam ją i spojrzałam na narkotyk
- Obiecałaś Jaredowi – powiedziałam sama do siebie. Odłożyłam go na półkę i zaczęłam przenosić książki do salonu. Nie minęła nawet godzina a ja uległam. Narkotyk wołał jakby był najpiękniejszym głosem, nie mogłam się oprzeć, a potem już było za późno. Resztę zostawiłam na później chowając ją w jednej z książek.  Usiadłam na fotelu i po chwili włączyłam muzykę.  Zaczął się rockowy program, a ja wstałam z fotelu i zaczęłam biegać po całym salonie udając gwiazdę rocka, bawiłam się świetnie pomimo tego, że byłam sama. Moja przyjaciółka – amfetamina potrafiła wyciągnąć ze mnie pełno energii i potrafiła robić cuda. Nie miałam wizji, nie widziałam zmarłych, nie musiałam ich słuchać, byłam wolna, po prostu wolna. Czas zaczął lecieć z ogromną prędkością, zdążyłam wypić większość alkoholu jaki zostawiła mama i załapać dość dużą fazę nim Jared pojawił się w domu. Gdy tylko mnie zobaczył, przywarł mnie do ściany.
- Brałaś! – krzyknął z wyrzutem – Brałaś kurwa mać! – krzyknął znów
- Uspokój się – powiedziałam a ten wleciał do naszej sypialni
- Gdzie to masz?! – krzyczał
- Jared przestań – objęłam go aby przestał wszystko zrzucać
- Zostaw mnie – odepchnął mnie i zaczął zrzucać wszystkie książki, z jednej wypadła ów samarka z narkotykiem, złapałam ją i schowałam w stanik
- Zostaw ją, jest moja – powiedziałam i uciekłam
- Violet, wywal  to – powiedział stanowczo
- Nie, jest mi za dobrze – zaśmiałam się tańcząc
- Obiecałaś – powiedział z wyrzutem
- Boże Jared, ale ty nie masz pierdolonych wizji jakiś duchów i nie musisz oglądać zmarłych i ich słuchać! – krzyknęłam do niego
- Miałaś przestać brać, kto tu jest większym ćpunem ja czy ty? – powiedział
- Pierdoli mnie to, zaćpam się jak jebana ćpunka i będę spała – powiedziałam i wbiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi
- Wyważę je znów, dobrze to wiesz – powiedział Jared uderzając pięścią w drzwi
- To zrobisz mi krzywdę – powiedziałam bo opierałam się o drzwi
- Violet, proszę Cię – powiedział
- Weź ze mną – powiedziałam – albo nie, ty nie możesz – powiedziałam i wciągnęłam szybko ułożoną kreskę i wyszłam z łazienki
- Violet… - pokręcił głową
- No co? – powiedziałam z wyrzutem i go wyminęłam
- Nawet wciągnąć dobrze nie potrafisz – zaczął się śmiać, ja wytarłam nos i to co miałam na dłoniach wtarłam w dziąsła
- Nawet najlepszemu się zdarza – powiedziałam i przycisnęłam go do ściany, zaczęłam go namiętnie całować, odsunął mnie. Zrobiłam dziwną minę.
- Nie patrz tak na mnie, nie dotrzymujesz słowa – powiedział i zamknął przede mną drzwi od sypialni
- Tak się bawisz? To wspaniale – krzyknęłam narzuciłam na siebie kurtkę i ubrałam moje lekko już zdarte glany, trzasnęłam głównymi drzwiami i poszłam do parku, przy okazji odwiedzając kilku moich dawnych znajomych.
- Violet!? – usłyszałam za swoimi plecami, odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę, dokładnie poznałam ten uśmieszek
- Ruby! – krzyknęłam do niej
- Ja pierdole Smith ale się wyrobiłaś! – powiedziała po tym jak się przywitałyśmy.
- Ej Ruby ty też, a nie ty zawsze byłaś taka – zaśmiałam się – Boże nie było mnie w tym mieście lata, jak ty żyjesz? – zapytałam
- Imprezy, ćpanie, dobry seks, wiesz dobrze żyję – zaśmiała się – A ty?
- Były imprezy,było ćpanie, był dobry seks teraz jestem rozliczana bo sobie trochę zażyłam – powiedziałam
- Przez kogo? Przez tego debila Tom’a? – zapytała
- Nie jestem już z nim – uśmiechnęłam się – To ktoś stąd, znasz go – zaśmiałam się a Ruby spojrzała na mnie z głupim uśmiechem
- No nie mów! – krzyknęła
- O kim myślisz? – zapytałam uśmiechając się
- Jeżeli chodzi ci o nasze czasy znajomości to przychodzi mi jeden facet do głowy – uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd zębów
- No dawaj! – zaśmiałam się
- Czyżby pan Leto? – spojrzała na mnie
- Yhym – powiedziałam – Poznałam go w LA, przyjeżdżam i spotykam go w klubie, a potem przypominam sobie skąd go kojarzę – zaśmiałam się
- Boże, to były czasy – zaśmiała się – Leto i mój pierwszy raz – zaśmiała się – teraz na pewno jest lepszy – uśmiechnęła się
- Nie narzekam -  powiedziałam
- Smith, nie ma albo ze mną idziesz się nawalić, albo z Tobą nie gadam! – powiedziała Ruby a ja lekko się uśmiechnęłam
- To chodźmy – powiedziałam. Poszłyśmy do jakiegoś pubu, nie miałam pieniędzy, ale drinki przychodziły same, wystarczyło trochę uśmiechu.
- Słyszałam o tej sprawie wiesz.. – zaczęła Ruby spoglądając na mnie – przykro mi, że tak się stało – dodała
- Chodzi ci o to porwanie? – przytaknęła – przyzwyczaiłam się, że ludzie to mówią, ja cieszę się, że jest już po wszystkim – uśmiechnęła się
- Pamiętasz tego kolesia który Ci się podobał pod koniec szkoły? Nim poznałaś Tom’a? – powiedziała Ruby
- No jasne, to był jak on miał Matt? – dopytałam a ona znów przytaknęła – co z nim?
- Spałam z nim kiedyś, czaisz kolesiowi nie staje – wybuchłyśmy śmiechem, dawno zapomniałam jak to żyło się gdy się przyjaźniło z Ruby. Ciągłe imprezy, dobra zabawa i inne rzeczy. Żyło się wolno, bez ograniczeń i szalono. Nagle w pubie zobaczyłam mojego chłopaka ostro zdenerwowanego, podszedł do naszego stolika
- Cześć Ruby – powiedział do niej i usiadł do mnie – chyba się zabalowało co? – zapytał
- Oh weź Leto – powiedziała Ruby – spotkałyśmy się po latach, nie rób scen – powiedziała Ruby i uśmiechnęła się do Jareda.
-  To może was zostawię, jestem ciekawy jak wróci sama do domu – wstał i poszedł, a ja podniosłam go i ledwo zrobiłam kilka kroków chwiejąc się jak debilka, ten złapał mnie za rękę – No na pewno da radę – powiedział do Ruby
- Dobra ona się nadaje do domu, spotkamy się jeszcze kiedyś – uśmiechnęła się Ruby
- Oczywiście, że się spotkamy – powiedziałam i pomachałam jej, a Jared pomógł mi wyjść z pubu.
- Czuję się jak niańka, szukałem Cię wszędzie – powiedział
- Mogłeś nie szukać, dałabym sobie rade, jestem duża – powiedziałam potykając się o kamień, Jared złapał mnie w pasie.
- Oczywiście, jesteś taka samodzielna – powiedział i wziął mnie na barana
- Nie chcę tak – powiedziałam opierając swoją głowę prawie o jego ramię
- Violet jesteś prawie nieprzytomna, nie wiem nawet jak cię złapać – powiedział, a ja puściłam się i zleciałam na zimny chodnik
- Tak mi wygodnie – powiedziałam i wstałam – Widzisz? Ja sobie dam radę – powiedziałam i przeszłam kilka kroków po czym oparłam się o budynek. – Przerwa – powiedziałam i z torebki wyjęłam paczkę moich papierosów, odpaliłam jednego i złapałam Jareda za rękę – Idziemy? – po prostu spojrzał na mnie uśmiech
- Przepraszam, że krzyczałem – zaczął Jared
- Dobrze, już Ci wybaczyłam
- Bardzo się przy Tobie zmieniam, wiesz? – powiedział i pocałował mnie czule
- Musisz mieć chore serce? – zapytałam
- To nie moja wina – powiedział
- Podzieliłabym się z Tobą wszystkim, nawet tym ścierwem, ale jeżeli mam Cię stracić to nie mogę – powiedziałam
- Wiem – odparł i złapał mnie w pasie, a ja przytuliłam się do niego. Szliśmy tak jak zakochana para z jakiegoś amerykańskiego filmu. Jared dorwał jakąś cegłę i na ulicy napisał : I Love You. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- I love you. There, I said it...not just on some chalkboard. I would never let anybody or anything hurt you. I’ve never felt that way about anyone* -  powiedział po czym pocałował mnie czule. Za każdym pieprzonym razem kiedy mówił mi, że mnie kocha czułam jak głupie motylki wypełniają mój brzuch i zaraz porzygam się ze słodkości, uśmiechnęłam się do niego. Chociaż szło mi się coraz ciężej, szłam z nim trzymając się jego dłoni, czując zapach jego perfum. Wróciliśmy do domu, ja poszłam do łazienki, gdzie zwróciłam wszystko co wypiłam, nienawidziłam wymiotować, ale najwidoczniej mój żołądek miał już dość tego wszystkiego, poszłam pod prysznic i wzięłam zimną kąpiel, po czym ubrałam swoją koszulę nocną i wskoczyłam do łóżka.
- Dobranoc – powiedziałam i pocałowałam Jareda
- Dobranoc – odwzajemnił pocałunek. Przytuliłam się do niego i zasnęłam.
---------------------------------------
- * jest to cytat zaczerpnięty z mojego ukochanego serialu American Horror Story, były to słowe Tate kierowane do Violet (tak właściwie moja bohaterka ma to samo imię)
Co do nowych rozdziałów, będą pojawiać się niezbyt często, to znaczy wtedy kiedy będę miała wenę, a teraz jestem także zabiegana i trudno mi o jakiś wielce czas na pisanie, kończą się także ferie więc czasu będzie coraz mniej :)


24. Changes

- Ale ja nie chcę z nim mieszkać! – krzyknęłam cała we łzach, siadając na fotelu naprzeciw mamy
- Masz lepszy pomysł niż pójście do ojca? – powiedziała spoglądając na moje oczy przepełnione bólem
-  A gdybym znalazła pracę, to mogłabym… - przerwałam na chwilę i otarłam łzy - zostać tutaj? – dokończyłam a mama spojrzała na mnie zdziwiona
- Myślisz, że dałabyś radę Violet? – zapytała
- Mamo, pracowałam jako dziennikarka dam sobie radę – ucałowałam ją
- Skoro sądzisz, że dasz radę, to oczywiście że tak – uśmiechnęła się, było mi przykro, że wyjeżdża, ale z drugiej strony własne mieszkanie to także dobra propozycja mogłabym odetchnąć, pomyśleć nad swoją przyszłością. Tak więc wiedząc, że mama wyjeżdża za tydzień, musiałam znaleźć pracę. Zanosiłam cv do różnych miejsc, potrzebowałam teraz pieniędzy bardziej niż jedzenia. Jared dostał pracę na zmywaku w jakieś restauracji, ma zamieszkać ze mną więc oboje musimy zarabiać.
- Pracowała pani dla bardzo znanej telewizji, czemu już pani tam nie pracuje? – zapytał mnie szef jednej z lokalnych telewizji
- Nie pracuje ze względu, że jako porwana nie mogłam zbytnio pracować – uśmiechnęłam się lekko – ale bardzo zależy mi na tej pracy – dodałam
-  Właściwie zwolniło się nam jedno miejsce, kobieta która pracowała w redakcji musiała niestety odejść, więc jest pani młoda, wykształcona więc myślę, że mogłaby pani tutaj spróbować – uśmiechnął się mężczyzna.
- Naprawdę? – uniosłam brwi do góry i uśmiechnęłam się
- Zaczyna pani od poniedziałku – powiedział i podał mi harmonogram pracy – mam nadzieję, że się pani wykaże – uśmiechnął się a ja złapałam plan pracy, podziękowałam i wyszłam z budynku. Byłam szczęśliwa, że znalazłam pracę, i że będę robić to co właściwie kocham robić, pracować w telewizji, może nie jako dziennikarka ale w redakcji także może być ciekawie. Wróciłam do domu przeszczęśliwa.
- Od dzisiaj pani redaktor – zaśmiałam się wchodząc do domu, mama cholernie się ucieszyła ale pomimo wszystkiego wiedziałam, że będę cholernie tęsknić. Przegadałyśmy prawie całe popołudnie, nim Jared wrócił z pracy miał na drugą zmianę, więc wracał o 22. Faktycznie był w trakcie przeprowadzania się do mnie, wszystko miałam już zaplanowane, mój pokój przerobimy na pokój dla gości, mojej mamy sypialnię na naszą i trochę pozmieniamy, zresztą moja mama miała podobny styl do mnie, więc wiele zmian nie było nam trzeba. Gdy tylko wrócił Jared, poszłam pod prysznic, wzięłam krótką kąpiel, żeby ochłonąć od wrażeń jakie równały się z nową pracą, wyszłam spod prysznica, i owinęłam się ręcznikiem.
- Pięknie tak wyglądasz – usłyszałam i zobaczyłam na rogu nikogo innego jak mojego oprawcę, nie miałam nawet jak przed nim uciec
- Zejdź mi z oczu nie chcę cię widzieć – powiedziałam i poszłam w kierunku drzwi wyjściowych, ale ten je zakluczył a klucz położył wysoko gdzie nawet nie miałam jak sięgnąć.
- Zdejmij ten ręczniczek, będzie więcej zabawy – powiedział siadając na podłodze
- Spierdalaj! – krzyknęłam – Nie chcę widzieć twojej zasranej mordy w moich widzeniach, nie chcę żebyś tu przychodził, nie chcę żebyś mnie męczył po prostu mnie zostawi – krzyczałam coraz głośniej, Jared musiał usłyszeć mój krzyk bo zaczął walić w drzwi pytając co się dzieje
- On tu jest – powiedziałam łamiącym się głosem
- Otwórz drzwi – krzyknął
- Nie mogę zabrał klucz – powiedziałam i osunęłam się na mokre kafelki łazienki. Nienawidziłam tego widoku, zawsze wszystko do mnie wracało, wszystko co złe, usłyszałam głośny huk a drzwi polecały na kafelki, mam zdolnego chłopaka. Wyważył drzwi, podszedł i tylko wziął mnie na ręce
- Chodź już – spojrzał na mnie i delikatnie musnął mój policzek – nie myśl o nim, a zniknie – powiedział i położył mnie na łóżku – już spokojnie Violet – znów mnie pocałował a ja rozpuszczałam się jak pieprzona czekolada.
- Dziękuję – powiedziałam wprost do niego – ratujesz mnie od tego gówna – powiedziałam
- Redaktorko, ktoś musi panią ratować – zaśmiał się i znów mnie pocałował, a jego dłoń przesunęła się na moje biodro, przygryzłam lekko dolna wargę i odwzajemniłam pocałunek, mogłabym tak godzinami, ale wiedziałam, że Jared jest zmęczony, więc nie chciałam z nim wariować w nocy.  Jared miał na 14 do pracy więc obudziłam go o bardzo wcześnie, i nie powiem, że nie był zły.
- Toć to jest jeszcze noc – powiedział i okrył się znów kołdrą, którą z niego zrzuciłam, usiadłam na nim okrakiem i pocałowałam go najczulej jak potrafiłam. Od razu się uśmiechnął, jeszcze wiedziałam co mogę zrobić aby go uszczęśliwić.  Złapał mnie w talii i przygryzł lekko dolną wargę, spojrzał na mnie tymi swoimi dzikimi oczami. Uśmiechnęłam się do niego. Położył mnie na łóżku, i zaczął całować po szyi.
- Śniadanie stygnie – powiedziałam
- Śniadanie poczeka – zaśmiał mi się wprost do ucha, przenosząc mnie znów na niego, posłał mi zadziorny uśmiech, lewą dłoń wplótł w moje brązowe włosy, druga zaś wylądowała pod moją bluzką. Nasze wargi złączyły się w namiętnym i nie chcącym mieć końca pocałunku…
- Violet!? – usłyszałam
- Cholera – powiedział i zaśmiał się – Nigdy nam się nie uda – zaśmiał się a ja poszłam prosto do mamy.
- Pomogłabyś mi z tą walizką? – powiedziała – Nie mogę jej zapiąć
- Oczywiście – powiedziałam i usiadłam na walizce
- A ty co masz takie potargane włosy? – spojrzała na mnie i się zaśmiała – Przeszkodziłam?
- Mamo, dopiero co wstałam – zaśmiałam się, a Jared stanął w drzwiach kiwając głowa, sugerując że przeszkodziła, puścił mi oczko i poszedł prosto do kuchni.
- Ten Jared to Ci się trafił co Violet? – mama uśmiechnęła się do mnie
- A trafił się, trafił – odwzajemniłam jej uśmiech
- Polubiłam chłopaka, mam nadzieję, że nie skrzywdzi mi córeczki bo może się pożegnać ze swoją męskością – powiedziała
- Mamo! – krzyknęłam i roześmiałam się
- Przecież żartuję – roześmiałyśmy się. Było mi cholernie smutno, że wyjedzie, że jej nie będzie.  Ale byłam dość dużą dziewczyną i poradzę sobie bez mamy.
- Mamo, chciałabym ci coś powiedzieć – postanowiłam po całej nocy namysłów, że powinna wiedzieć kim jest jej córka
- Tak Violet? – zapytała i dopięła walizkę
- Bo… - przerwałam
- No mów, przecież Cię nie zabije. Co? Jesteś w ciąży? – zapytała
- Nie, nie to – powiedziałam – słyszałaś o czymś takim jak medium?
- Babcia podobno była taką osobą – powiedziała i uśmiechnęła się – A co córeczko?
- Ja też jestem – momentalnie posmutniała – Co jest mamo? – łzy zaczęły spływać po jej policzkach
- Myślałam, ze to już nie wróci do Ciebie córeczko – powiedziała ocierając łzy
- Dam sobie radę, mam książkę babci jak sobie z tym radzić, podołam temu. Przeżyłam tego psychopatę przeżyję też medium – pocałowałam ją w policzek – Nie płaczemy już! – krzyknęłam radośnie po czym udałam się do kuchni.
- Kawa dla mojej pięknej dziewczyny, o proszę – podał mu kubek z gorącą kawą.
- Wiesz co Jared? – powiedziałam i uśmiechnęłam się
- Co? – zapytał i spojrzał na mnie
- Kocham Cię – pocałowałam go i usiadłam przy stole
- Ja Ciebie też – objął mnie i pocałował.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

23. The best thing I have

Ciepłe aż dziwne, że to powietrze było ciepłe, chociaż panował koniec listopada i nadchodziła zima. Siedząc na balkonie zawsze rozmyślałam co mogło pójść nie tak. Mamy po piętnaście lat. Mamy pieprzone piętnaście lat. Nigdy nie zwracałam uwagi na młodzież z innych sektorów tego ogromnego miasta, ale czego tutaj szukać, byłam wychowywana jako grzeczna dziewczynka z spokojnej ulicy w Nowym Jorku. Widok chłopaka w podartych spodniach i koszuli w kratkę przyprawiał mnie o zdziwienie, a w ogóle gdy widzę, że dziewczynki też tak się ubierają. Nigdy nie lubiłam ubrań które kupowała mi mama, pięknych sukienek, długich spódniczek. Zawsze się buntowałam, chciałam być inna, chciałam być jak oni. Korzystając z okazji że rodzice byli w pracy mogłam poszaleć, ubrałam moje jedyne jeansy jakie miałam w szafie i rozcięłam w niektórych miejscach aby powstały dziury takie jak mieli oni, wygrzebałam z szafy mojej mamy czerwoną koszulę w kratę, ubrałam moje trampki i poszłam do łazienki, przeczesałam lekko swoje brązowe włosy i całe potargałam 
- Nie będę więcej grzeczna – powiedziałam sama do siebie.  I wyjęłam kosmetyki mamy, pomalowałam usta intensywnie czerwoną szminką, a oczy pomalowałam czarną kredką, wyglądałam jak rodem z telenoweli dla młodzieży jak te wszystkie laski słuchające rocka który niemal był zakazany w moim domu, a ja tak uwielbiałam kołysać się kiedy grane były rockowe ballady i skakać jak opętana gdy wokaliści darli się do piosenek. Wyszłam z domu i zakluczyłam go, nie powiem, że dwójka którą zauważyłam przez okno nie była w dziwieniu jak zobaczyła samą Smith, tą która zawsze była grzeczna w potarganych włosach i podartych spodniach. 
- Wow, Violet super tak wyglądasz! – usłyszałam od dziewczyny. Chodziłyśmy do jednej szkoły. Miała na imię Ruby, Ruby Brown. Niezbyt popularna, ale za to zawsze jej zazdrościłam. Przyjaźń z Mary nie była taka sama jaką mogła mi zaoferować Ruby. 
Gdy tylko wróciłam do domu nasłuchałam się, co ja zrobiłam źle i że przynoszę wstyd mojej rodzinie, na co wybuchłam płaczem 
- Będę robić, i wyglądać tak jak mi się podoba – po raz pierwszy krzyknęłam w domu i zamknęłam się na klucz we własnym pokoju. Wtedy też poznałam moją długoletnią przyjaciółkę numer jeden, ostrą żyletkę.  Delikatnie nacięłam skórę na moim udzie i zaczęła sączyć się z niej powoli krew, czułam jakby to całe zło wychodziło ze mnie, i jestem nareszcie wolna. Ostrze narzędzie stały się moimi przyjaciółmi aż do dnia moich szesnastych urodzin. 
- Wszystkiego najlepszego moja przyjaciółko! – usłyszałam od Ruby, która wręczyła mi śliczną czarną sukienkę do kolan i rajstopy do kompletu – będziesz w tym idealnie wyglądać – uśmiechnęła się.  
- Dziękuję – przytuliłam ją – miałam to co chciałam, przyjaźniłam się z Brown, miałam taki a nie inny wygląd, taki jaki chciałam. 
- Z racji tego, że jesteśmy już prawie dorosłe załatwiłam nam – pokazała mi jeszcze zamkniętą paczkę papierosów – Ty pierwsza, musimy posmakować wszystkiego łącznie z naszym pierwszym razem, ten rok jest nasz! – powiedziała i podała mi papierosa, wzięłam go i próbując udawać wszystkie seksowne aktorki z filmów, zaciągnęłam się nim i zaczęłam oczywiście kaszleć – Nie martw się – zakaszlała – podobno każdy tak ma – uśmiechnęła się. Pomimo trudności spaliłyśmy nasze pierwsze papierosy. I okazało się, że nikotyna potrafi załatać moje rany lepiej niż żyletka, potem doszedł alkohol. 
- A co jak moja mama wyczuje? Przecież mnie zabije? – powiedziałam do Ruby, trzymając kieliszek z wlanymi 50ml wódki. 
- Zapomniałaś księżniczko, że śpisz u mnie, moi starzy znów wyjechali więc możemy dzisiaj szaleć – powiedziała i uśmiechnęła się, a ja wypiłam trunek, oczywiście wykrzywiłam się na gorzki jej smak, ale po następnych trzech było mi już obojętne co piję i w jakich ilościach. 
- Violet Smith daje dzisiaj pokazać wszystkim! – usłyszałam męski głos tuż za mną, odwróciłam się i ujrzałam szczupłego chłopaka o oczach niebieskich jak niebo, i niewyobrażalnie czarnych włosach, nie znałam go. 
- Skąd mnie znasz hm? – zapytałam 
- Kto Ciebie nie zna – uśmiechnął się i podszedł do Ruby, zaczęli się całować. 
- To był twój chłopak? – zapytałam gdy wracałyśmy do jej domu 
- Chciałabym z nim być, podobno jest niezły, wiesz chodzi o wszystko – zaśmiała się i od kluczyła drzwi do mieszkania. 
- No to na co czekasz? – zapytałam kiedy kładłyśmy się spać 
- Czekam na jego krok – powiedziała – nie chcę wyjść na łatwą 
- Jak on się nazywa? – zapytałam 
- Jared – odparła – oh.. Jared – powiedziała i zamknęła oczy 
Czuły pocałunek, wyrwał mnie ze wspomnień i spojrzałam na swojego chłopaka. Chciało mi się śmiać, więc musiałam wyglądać na rozbawioną.
- Co cię tak śmieszy – powiedział i spojrzał na mnie
- Bo mi się coś śniło, to znaczy to nie był jako taki sen, tylko wspomnienie, pozapominałam niektórych rzeczy z mojego życia – roześmiałam się
- Jakich? – spytał uśmiechając się
- Poznaliśmy się dawno temu Leto – zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka
- Niby kiedy? – zrobił zdziwioną minę
- Miałam szesnaście lat, Ruby zresztą też – spojrzałam na niego
- Ruby Brown? – zapytał zmieszany
- No twoja była dziewczyna, była moją przyjaciółką – powiedziałam
- Jakoś ciebie nie kojarzę – powiedział – a szkoda, bo Ruby była świruską – zaśmiał si
- Bo zniknęłam z jej życia w momencie kiedy zaczęliście być razem – uśmiechnęłam się a Jared pocałował mnie
- Uciekałaś przede mną – zaśmiał się – a ja i tak cię dogoniłem – pocałował mnie znów, zaczęliśmy się śmiać.
- Nie uciekałabym gdybyś nie był takim strasznym ćpunem, uuu rodzice mi zabraniali spotykać się z takimi ludźmi – zaśmiałam się
- Osz ty małpo – zaczął mnie łaskotać, a ja zwijałam się z bólu który właściwie jest wywołany śmiechem.
- A ja i tak byłam buntowniczką – zaśmiałam się
- Nie wierzę ci – powiedział
- To uwierz – zaśmiałam się znów i pokazałam mu album rodzinny – przewijaj dalej, dalej, dalej- śmiałam się – o tutaj – rodzice tacy poważni a córka z fajką w łapie
- Ale byłaś zła – roześmiał się mi prosto w twarz
- A ty jaki chamski jesteś – powiedziałam
- No oczywiście – zaśmiał się znów – za to ty rozmawiasz ze zmarłymi
- No i co? Może lubię zmarłych? – powiedziałam
- Jesteś wspaniała – powiedział i pocałował mnie i przeniósł na rękach prosto na kanapę w salonie
- A ty nieznośny – pocałowałam go – teraz nastaw wodę na kawę – uśmiechnęłam się, a Jared poszedł  prosto do kuchni. Na fotelu siedziała Anna.
- Nie teraz, chce trochę prywatności – dziewczyna uśmiechnęła się i zniknęła.
- Nastawiłem – powiedział i usiadł obok mnie, usiadłam mu na kolana, zaczął przeczesywać moje włosy ręką, a ja całowałam go najczulej jak potrafiłam. Miał wszystko czego potrzebowałam, czyli sprawiał że byłam szczęśliwa, jego ręka wylądowała pod moją bluzką masując mi plecy i wtedy usłyszeliśmy przekręcany klucz w zamku
- Mama wróciła – powiedziałam, zeskoczyłam z kolan Jareda i poszłam do kuchni – Cześć, chcesz może kawy bo robię? – zapytałam
- Jasne, jestem tak zmęczona że sobie nie wyobrażasz
- Dzień Dobry – powiedział Jared podchodząc do mnie
- O cześć Jared – uśmiechnęła się i poszła do salonu
- Chodź no – mówił Jared całując mnie po szyi
- Pięć minut – pocałowałam go w czoło
- Yhymm – zaśmiał się
- Tylko skończę – powiedziałam wprost do jego ucha, złapałam jego dłoń która chciała już się mną zająć – Leto, Leto – zaśmiałam się – wiecznie nie zaspokojony – powiedziałam wprost do jego ucha znów, a ten tylko mruknął całując mnie namiętnie i przywierając mnie do ściany w kuchni. – Nie wytrzymasz aż woda się zagotuje? – pokiwał przecząco głową, cóż ja z nim mam. Pomimo wszystko kocham go ponad wszystko co mam.
- Violet – usłyszałam od mamy, więc odkleiłam się od Jareda, na co on zrobił smutną minę, a ja wzruszyłam ramionami
- Tak mamo? – zapytałam
- Będziesz musiała wrócić do taty – powiedziała zasmucona
- Dlaczego? – zapytałam
- Dostałam dobrze opłacalną pracę w Los Angeles, wyprowadzam się, a widzę że ty jesteś tu szczęśliwa, nie mogę cię ciągnąć za sobą – powiedziała a ja momentalnie zaczęłam płakać, nie chciałam wracać do ojca.

22. Honey, I'm just a medium

- Masz wadę serca? – zapytałam od razu, cała we łzach
- Tak mam, ale mówią ze nie jest groźna – powiedział i dziwie na mnie spojrzał
- Przestajemy ćpać, od dzisiaj, rozumiesz? – powiedziałam dalej roniąc łzy
- Ale o co chodzi Violet? – złapał mnie za rękę
- Śniło mi się, ze umierałeś. Nie bierz więcej. Nie mogę Cię stracić – powiedziałam ocierając łzy – pójdę z Tobą na odwyk, wszystko zrobię wszystko żebyś tylko został – powiedziałam, przytulił się do mnie.
- Już nie płacz dobrze? Przestanę brać – powiedziałam a ja przytuliłam się do niego. Nie wiedziałam już właściwie powoli co jest rzeczywistością a co urojeniem. Wszystko mi się mieszało. Bałam się, ze wyląduję znów tam gdzie byłam.  Musisz zachować zimną krew. Musisz być spokojna.  Wmawiałam sobie. – coś się stało jeszcze Violet? – powiedział i pocałował mnie w polik
- Wariuję Jared – powiedziałam i znów zalałam się łzami – nie wiem co jest prawdą a co fikcją, mam dość tych widzeń, nie chcę być medium… - łzy spływały po moich policzkach, czułam że robię się cała czerwona.
- Jesteś medium? – zapytał Jared
- Podobno, nie wiem nawet jak to działa – powiedziałam
- Poradzimy sobie, tylko musisz mi mówić co się dzieje, pomogę Ci przecież dobrze o tym wiesz – pocałował mnie czule, poczułam smak papierosa na ustach.
- Paliłeś? – zapytałam – Marlboro czerwone? – powiedziałam
- Skąd wiesz? – zapytał
- Czuję to na ustach. – powiedziałam i zauważyłam siedzącą osobę na krześle przy drzwiach – kurwa ktoś tu jest – Jared obejrzał się po całym pokoju
- Nikogo tu nie ma skarbie – powiedział zdziwiony
- Tam siedzi! – wskazałam palcem
- Nic nie widzę – powiedział i spojrzał na mnie a ja puściłam dłoń jaką trzymał Jared i podeszłam do tej osoby. Była to młoda kobieta, była cała rozmazana, a włosy miała całe potargane, była blada jak nie wiem co.
- Kim jesteś? – zapytałam kobietę
- Jestem Anna – powiedziała – Lubię na was patrzeć, wyglądacie tak jak ja i mój.. – zaczęła płakać, więc objęłam ją swoim ramieniem, Jared patrzał na mnie jak na debilkę – jak mój były chłopak – dokończyła
- Co ci się stało, że tu jesteś? – powiedziałam, ta dotknęła mojej ręki, zobaczyłam mężczyznę który mnie gwałcił i porwał, leżała na łóżku i krwawiła niemiłosiernie, a mu chciało się najwidoczniej ją dalej wykorzystać, zaczął ją bić, dziewczyna nie nadążała wypluwać krwi, potem dostała metalową rurą w głowę.
- To mi się stało, nie byłaś jedyną ofiarą Petersa – powiedziała wycierając łzy – przede mną było jeszcze ich 8, potem byłam ja i ty. Jedyna to przeżyłaś.  Powiedziała i spojrzała na mnie – Patrzę na was już od jakiegoś czasu, ale wcześniej mnie nie widziałaś, nie wiem dlaczego teraz mnie widzisz – powiedziała i uśmiechnęła się lekko – Jak na was patrzę, nie czuję się samotna – powiedziała i spojrzała na mnie – Oczywiście, że nie będę tu wiecznie, czasami was odwiedzę, możesz przekazać swojemu chłopakowi, że ma szczęście – zaśmiała się – jesteś silną kobietą, przeżyłaś tego psychopatę teraz jesteś niezniszczalna – dodała
- To medium mnie męczy… Cieszę się, ze Ciebie widzę, i jasne możesz tu przychodzić, ale najgorsze jest to, że miesza mi się w głowie – powiedziałam
- Musisz to opanować, możesz zaprzestać widzeniom, możesz skupić się tylko na duchach – powiedziała i uśmiechnęła się lekko – ale musisz bardzo chcieć – dodała i znikła.
- To było dziwne – podniosłam się i podeszłam do mojego chłopaka
- O czym rozmawiałaś? – zapytał
- To była Anna, ofiara tego psychopaty, nie byłam sama, było nas 10, ja tylko przeżyłam – powiedziałam
- To pokazuje jaka jesteś silna kochanie – wziął mnie na ręce i położył na łóżku, ciągle patrzałam w jego piękne niebieskie oczy. – Nie ma jej? – zapytał
- Nie ma – powiedziałam i namiętnie wbiłam mu się w usta. Położył się obok mnie wpatrując mi się w oczy. Lubiłam jak leżeliśmy bez właściwego sensu i patrzeliśmy na siebie, nawet jak było to patrzenie bez słów.
- Jesteś piękna – powiedział w końcu Jared, uśmiechnęłam się lekko. Nigdy nie czułam się piękna, ale dzięki jego słowom czułam się z dnia na dzień bardziej podbudowana. Nawet nie wie ile zmienił w moim życiu. Cały dzień leżeliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim o czym się tylko dało. Potem Jared poszedł, a ja zostałam sama w domu, położyłam się i szybko ogarnął mnie sen. Oczywiście znów zamiast śnić o czymś przyjemnym byłam po tej drugiej stronie, znów błądząc i szukając własnego ja w całym tym bagnie.
                    - Też byłam medium – usłyszałam za swoimi plecami i odwróciłam się, ujrzałam śliczną szatynkę, młodą dziewczynę uśmiechniętą pomimo ran na całym jej ciele. 
- I jak się z tym żyło? – zapytałam spoglądając na nią 
- Na początku nie mogłam się z tym pogodzić tak samo jak ty, chciałam żeby to znikło, żeby dało mi spokój, mieszało mi w głowie, a potem znalazłam książkę gdzie było wszystko wytłumaczone, jak kontrolować sobie to wszystko żeby z dotykiem nowej osoby nie czuć tego co on przeżył, uwierz mi, że przez to nie mogłam znaleźć sobie faceta – zaśmiała się 
- Jaką książkę? – zapytałam 
- Znajdziesz ją w rzeczach swojej babci, schowana w kuferku całkiem na dnie, pomoże ci wszystko ogarnąć – powiedziała szatynka – Jestem Emma – podała mi dłoń, a przed moimi oczami widniał obraz wpadającej dziewczyny pod pędzącą ciężarówkę – niestety… tego u zmarłych się nie pozbędziesz, ale to tylko jednorazowe, raz dotykasz nowej osoby i pokazuje ci się jak zmarliśmy. Czasami sceny są cholernie realistyczne i trwają bardzo długo a czasami są to pojedyncze sceny – uśmiechnęła się 
- Dziękuję, że mi pomagasz, czemu to robisz? – zapytałam 
- My, medium musimy sobie pomagać. To nie jest przyjemny dar, ale jest potrzebny, pomoże ci w wielu decyzjach ale i złamie serce – powiedziała szatynka i usiadła koło jabłoni jaka była za nami. Była bardzo spokojna. – Zakochałam się, boże nawet nie wyobrażasz sobie jak, szalałam za tym chłopakiem, chciałam spędzić z nim resztę życia, ale potem moje wizje ukazały mi jego drugą stronę, nie chciałam wierzyć, do czasu aż pierwszy raz nie podniósł na mnie ręki… - powiedziała i spuściła wzrok – ale jeżeli osoba jest czysta wobec ciebie, to za żadne skarby nie zobaczysz jej drugiej strony bo jej nie ma – uśmiechnęła się, a ja odetchnęłam z ulgą, u Jareda nie widziałam niczego – widzę, że ci ulżyło, co nic nie widziałaś u swojego chłopaka? 
- Nie, właśnie nic – powiedziałam 
- To dobrze trafiłaś – zaśmiała się i zerwała jabłko z jabłoni – tu po drugiej stronie jest cholernie nudno, jedyną atrakcją są młode medium które całkowicie nie ogarniają tematu, wybacz – zaśmiała się 
- Czyli jestem waszą atrakcją? – zaśmiałam się zaraz po niej 
- Można tak powiedzieć – uśmiechnęła się – ja też nią byłam, widzisz tą staruszkę o tam – wskazała mi na kobietę siedzącą na ławce i patrzącą przed siebie – to twoja prababcia – powiedziała – zapewne by z Tobą chętnie porozmawiała – uśmiechnęła się i zaprowadziła mnie do staruszki, trochę byłam zdezorientowana ale cóż – to jest Violet, zobacz jaka jest piękna – powiedziała do kobiety, a ta uśmiechnęła się 
- Moja wnusia, widziałam cię tylko zaraz po porodzie nim umarłam – zaczęła płakać, a ja przytuliłam ją, wiedziałam, że cierpiała na raka i nie dożyła mojego roczku. Rozmawiałyśmy o wszystkim co mnie spotkało, o medium o wszystkich. Czułam się w końcu jakoś potrzebna po tej drugiej stronie, mogłam uszczęśliwić ludzi którzy już nie żyją, mogłam dać im kawałek szczęścia. 
Otworzyłam oczy, no tak nic nie trwa wiecznie, poszłam prosto pod prysznic a potem udałam się do mieszkania ojca, weszłam otwierając drzwi moimi kluczami jakie miałam, poszłam na strych i od razu wyszukałam książkę, była cholernie stara i lekko poniszczona, ale mogła rozwiązać wszystkie moje wątpliwości, wróciłam do mojego aktualnego mieszkania i zabrałam się za lekturę.
Rozdział pierwszy : Czyli jak uświadomić sobie, że właśnie ty jesteś medium.
Przeczytałam jeden rozdział i wtedy przyszedł Jared wyciągając mnie na spacer.
- Patrz opętany dom! – krzyknął – Chodź, wejdziemy – zaśmiał się
- Jared.. nie – powiedziałam zatrzymując się
- Przecież ci się nic nie stanie – powiedział – No chodź, ochronię cię – pocałował mnie w policzek. Weszliśmy do opuszczonego domu, wszystko było zakurzone i cholernie stare, meble z czasów drugiej wojny światowej i pełno zdjęć, złapałam jedno na którym stała rodzina, z wyglądu wyglądali na żydowską rodzinę.
- Nie, zostawcie moje dziecko, nie zabierajcie jej, proszę zostawcie ją! – krzyczała kobieta kiedy to funkcjonariusze zabierali jej córkę 
- Pani córka zabiła siedem osób, nie może tu zostać! – powiedział mężczyzna – Nie boi się pani żyć z morderczynią? – powiedział chłodno 
- Nie ważne co zrobiła ale to moja córka! – kobieta zaczyna płakać, a obraz rozmazuje się, widzę młodą dziewczynę, wysoką czarnowłosą o zielonych oczach. Stoi nad mężczyzną cała we krwi, wydaje mi się, że to jest piwnica. Ona płacze, nie wiem dlaczego płacze. Podchodzi do zwłok i całuję mężczyznę w czoło. 
- Już teraz będziemy razem na zawsze, już nigdy ona mi Ciebie nie odbierze – mówi łamiącym się głosem. 
Z rąk wypada mi zdjęcie i tłucze się na podłodze, Jared spogląda na mnie, a moje ciało bezwładnie opada na okurzoną podłogę.
- teraz poczujesz się jak ja, zobacz co narobiłaś – mówi czarnowłosa, spoglądam przed siebie, klęczę nad zwłokami własnego chłopaka, łzy spływają mi po policzkach
- dlaczego próbujesz mi wmówić że to zrobiłam? – powiedziałam do dziewczyny – próbujesz odkupić swoje winy, cierpieniem innych? – zapytałam 
- Czuję się samotna, każdy się ode mnie odsunął a ja chciałam mieć ich dla siebie, nie chciałam się dzielić, żaden mnie nie doceniał – łzy spływają po jej policzkach 
- dziewczyno, czasu nie cofniesz, ale powinnaś przestać płakać nad tym co było i spróbować chociaż tu inaczej żyć niż ciągle się obwiniać. Ile to już lat minęło? 
- Dwadzieścia – powiedziała 
- No właśnie – zamachnęłam ręką i znikł obraz zwłok Jareda -  a teraz zostaw nas w spokoju, już wychodzimy z twojego domu, więcej tutaj nie wrócimy – powiedziałam 
Otworzyłam oczy, pierwsze co to zobaczyłam Jareda który patrzy na mnie z troską.
- Narobiłaś mi strachu, znów – powiedział
- Nie powinniśmy tutaj wchodzić, musimy wyjść – powiedziałam i wstałam z okurzonej podłogi, Jared podał mi rękę i wyszliśmy z tego domu
- Przepraszam – powiedział Jared
- Nie musisz, nie wiedziałeś co się stanie, nikt nie wiedział – musnęłam jego policzek – masz ze mną ciężko – zaśmiałam się
- Dla mnie jest idealnie – objął mnie w pasie i poszliśmy dalej.  Mijaliśmy ulice, a ja widziałam tylko błąkające się dusze po mieście, dziwne to było, bo każdy patrzał na mnie z zazdrością, ale nie mogłam się tym kierować, bo jednak to oni są martwi nie ja. Szliśmy tak dłoń w dłoń.  Niezbyt się odzywaliśmy, może dlatego, że wyczuwałam, że Jared ma wyrzuty sumienia
- Jeżeli zadręczasz się tym, że zaprowadziłeś mnie do tego domu, to nie musisz – pocałowałam go – przecież wszystko jest dobrze – uśmiechnęłam się
- Wiem, ale jestem głupi i tak – powiedział – wiem, że jesteś medium a zabieram cię do jakiegoś opętanego domu – powiedział z żalem sam do siebie
- Już przestań nic się nie stało – powiedziałam i czule go pocałowałam, uśmiechnął się więc wiedziałam że jest lepiej.
- Violet, Violet zatrzymaj się, chcę porozmawiać – usłyszałam ze swojej prawej i zatrzymałam się, ukazała mi się na moje oko dwunastoletnia dziewczyna, miała rude włosy i trochę piegów.
- Ktoś chce porozmawiać – powiedziałam do Jareda a ten spojrzał wokoło siebie
- Tylko mi nie kradnijcie dziewczyny – powiedział śmiejąc się a ja pocałowałam go i podeszłam do dziewczyny, była roztrzęsiona
- Skąd znasz moje imię? – zapytałam
-------------------------------
- mam masę pomysłów na to opowiadanie ale muszę je powoli wprowadzać abyście ogarniali co się dzieje :) Chciałam także podziękować bo dzisiaj stuknęło pierwsze 300 wyświetleń tego bloga z czego się bardzo cieszę. bo to wyłącznie dzięki wam - czytelnikom moje pisanie ma jakiś sens

sobota, 25 stycznia 2014

21.It is only a delusion

*** 
Jared
Otworzyłem zaspane oczy. To nie był mój dom, byłem u Violet. Leżałem na jej wygodnym łóżku, a ona spała obok. Co się działo wczorajszego wieczoru? W głowie mam jedną wielką czarną pustkę. Nie wiem co się działo, pamiętam tylko jak zażyłem narkotyk, nic więcej. Delikatnie wstałem z łóżka, i poszedłem do łazienki, pierwsze co to wymiotowałem, czułem się okropnie, a jeszcze gorzej z tym, że nie wiedziałem co wczoraj się działo z Violet, o czym rozmawialiśmy, nie wiem nic.  Obmyłem twarz zimną wodą, a Violet w tym czasie zdążyła zrobić nam herbatę, siedziała na łóżku, trzymając kubek. Owinięta kołdrą, jej brązowe włosy zakrywały lekko jej twarz.
- Tam masz herbatę miętową, zrobi ci się lepiej – powiedziała i wskazała mi zielony kubek, złapałem go i usiadłem obok niej. Było mi cholernie dziwnie, bo dziewczyna patrzała na mnie w niesamowity sposób a ja nie wiem co jest tym powodem. – Co do wczoraj, chciałam przeprosić. Nie chciałam żebyś widział jak ten idiota mnie całuje, gdybyś nie odwrócił się i nie uciekł zobaczyłbyś jak go odpycham. Niczego do niego nie czuję, jedynie obrzydzenie i nienawiść.
- Wybacz Violet, ale ja nic nie pamiętam… - powiedziałem i spuściłem wzrok
- No to ci powiem – zaczęła – nie wiem, jak znalazłeś się na chodniku przed tym spożywczym, ale leżałeś tam i cały trząsłeś się, zabrałeś znacznie za dużo. Pomogłam ci wstać i zaprowadziłam tutaj, wymiotowałeś mocno, potem położyłeś się i… - urwała
- I co? – zapytałem zdziwiony
- Rozmawialiśmy – powiedziała
- O czym – zapytałem spoglądając na nią
- O nas – odpowiedziała, ale czułem że coś jeszcze się pod tym kryło.
- Coś więcej? – dopytywałem
- Musisz czuć sam, że te słowa nie były tylko i wyłącznie powiedziane przez działanie narkotyku, to płynie z serca – i nagle miałem jakiś prześwit. Przecież przed zaśnięciem powiedziałem jej, że ją kocham. Ona pewnie teraz nie wie co ma myśleć
- Wiem, o co ci chodzi – powiedziałem i spojrzałem jej prosto w oczy
- Nie pamiętasz tego Jared – powiedziała spuszczając wzrok, złapałem ją za podbródek, i spojrzałem w przepełnione tajemniczością oczy.
- Pamiętam, powiedziałem, że Cię kocham – powiedziałam a dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona – i tak kocham cię Violet Smith, i nie wyobrażam sobie siebie bez Ciebie – po jej policzku spłynęły łzy – czemu płaczesz?
- To ze szczęścia – powiedziała i czule musnęła moje wargi – Jared, pewnie nie słyszałeś co ja mówiłam – zaczęła a ja patrzałem tylko w jej piękne oczy, była taka niesamowita.  – Kocham Cię – ująłem jej dłoń i pocałowałem ją najczulej jak potrafiłem, dziewczyna uśmiechnęła się i kontynuowała pocałunek z silniejszą siłą, nasze języki dotykały się a my leżeliśmy na sobie na łóżku. Uwielbiałem ją. Delikatnie muskałem jej szyję po czym mocno się do niej przyssałem i stworzyłem małą malinkę koło jej obojczyka, dziewczyna mruczała zalotnie, ręką błądząc po moim torsie.

*** 
Violet:
Cieszyłam się niezmiernie, cieszyłam się, że go mam. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa jak od tego pamiętnego „kocham cię”. Zaczynam wierzyć, że naprawdę istnieje miłość. Skoczyłabym w ogień za tym facetem. Oddałabym wszystko tylko żeby był szczęśliwy. Jest moją pierwszą myślą kiedy wstaję i ostatnią kiedy zasypiam. Położyłam się koło niego, tulił mnie a ja czułam się tak cholernie bezpieczna. Jego ramiona dawały mi ochronę i ciepło, zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam, nie byłam śpiąca, ale oczy zamknęły się momentalnie same.
     - Violet, nie możesz unikać wizji – usłyszałam jakąś kobietę średniego wieku, ubraną na czarno. 
- Nie chcę ich! – krzyknęłam z płaczem – nienawidzę tego, że męczę się widząc coś co nie ma miejsca – powiedziałam z żalem 
- Taka jest twoja natura, twoja babcia także była medium i jakoś sobie z tym radziła – rzuciła zimno kobieta
- Kurwa kobieto, ty mnie słuchasz? Chcę się tego pozbyć, nie wiem zabierz mi ten dar, zrobię wszystko żeby być spokojna – powiedziałam 
- Violet, tego nie da się usunąć, a przez to, że ciągle blokujesz widzenia, właśnie jesteś w urojonym widoku swojego życia. 
- Co?! – krzyknęłam zalewając się łzami 
- Zobacz – pokazała mi postać leżącą i płaczącą do poduszki – to ty w tym momencie, a to co widziałaś do teraz to urojenie. 
- Nie, to nie może być prawda – krzyknęłam 
- Jesteś po kolacji z Tom’em którą w połowie sobie też uroiłaś – powiedziała kobieta – to wyglądało inaczej. Stajemy w restauracji zaraz obok mojego stolika z Tom’em, uśmiecham się, rozmawiamy, potem dochodzimy do mojego domu, wpuszczam go bez zastanowienia. 
- Nie, proszę nie – powiedziałam łamiącym się głosem, całuję Toma, przenosi mnie na łóżko nie przestaje mnie całować, zdejmuje ze mnie koszulę. 
- Przestań – mówię już ja odgrywająca tą rolę, ściska mnie mocniej. Chcę się wyrwać ale on nie przestaje
- On mnie zgwałcił? – powiedziałam do kobiety
- Patrz dalej – mówi 
- Nie chcę tego widzieć! – krzyknęłam we łzach
- Dobrze, to spójrz dalej.. – mówi kobieta i pokazuje mi jak do mojego pokoju wchodzi nikt inny jak Jared, zapłakana leżę na łóżku a Tom całuje moje całe ciało, Jared kładzie kwiaty na podłodze i bierze za ramiona Toma i przywarł go do ściany, a ja ciągle płaczę. Czuje się tak bardzo poniżona. Narzucam na siebie koszulę, która leży na podłodze. Jared uderza z pięści Tom’a. Ten upada na ziemię. 
- Zabijesz go Jared! – krzyczę do niego – Nie chcę żebyś go zabił, nie możesz iść siedzieć – zaczynam odciągać Jareda od Tom’a. W końcu Jared upada na mnie i leżymy na podłodze. Tom podnosi się, i wyciera zakrwawiony nos i twarz. Nieźle go urządził Jared. 
- Oboje za to ładnie zapłacicie, ty kryminałem a Violet, ty zostaniesz sama ty mała zdziro! – krzyknął do nas, a ja zaczęłam dalej płakać. Tom wychodzi, a Jared spogląda na mnie i wyciera moje łzy 
- Uspokój się, hej. Będzie dobrze nie płacz już – mówi tuląc mnie do siebie 
- A co jak cię zamkną? On ma znajomości – powiedziałam głośniej płacząc. 
- To jest pobicie, wybacz mi, ale jedyne co mogą mi wstawić to zawiasy, zresztą dobierał się do Ciebie, nie mogłem inaczej zareagować – powiedział 
- Przepraszam Jared… - mówię podciągając noc. 
- Już spokojnie – powiedział – zaparzę ci melisy – dodał i poszedł do kuchni a ja coraz głośniej płaczę. 
- No i co? Uroiło mi się, że po prostu powiedziałam mu, że go kocham a on mi – powiedziałam do kobiety 
- Nie jest tak wesoło jak ci się wydaje, bo to nie wszystko – mówi,i pokazuje mi dalej widok tego co się stało. 
Słyszę tłuczące się naczynie i zbiegam do kuchni, Jared leży na podłodze kubek zresztą też, dzwonie na pogotowie, akcja rozgrywa się bardzo szybko.  Jedziemy karetką prosto na OIOM. Nie wiem co się dzieje, ale biorą go. 
- O co tutaj chodzi? – mówię do lekarza
- Nie mamy czasu, jego serce może w każdym momencie stanąć – powiedział. 
- Jak to? – mówię do kobiety 
- Nie wiedziałaś, ale Jared jest przewlekle chory na serce – powiedziała kobieta. Jak miałam wiedzieć? Nigdy nic mi nie mówił… Nie powinien nawet ćpać, to przecież go wykończy. Słyszę dźwięk stającego serca, cholerny dźwięk, uderzam w drzwi i zaczynam płakać coraz głośniej, zaczynają robić mu masaż serca, reanimują go, a ja wbiegam na salę, jakiś inny lekarz przytrzymuje mnie. 
- ładuje 
Upadam na ziemię 
- trzy 
Jared nie zostawiaj mnie, proszę nie możesz mi tego zrobić… 
- dwa 
Jared jak się obudzisz powiem ci jak bardzo cię kocham
- jeden, odejdźcie – ciało Jareda podnosi się a aparatura zaczyna znów normalnie działać – mamy go – powiedział lekarz i podchodzi do mnie – pani jest z rodziny? – pyta 
- jestem jego dziewczyną, proszę niech mi pan powie, nie wytrzymam… - moja postać upada pod wrażeniem, straciłam przytomność. Przenoszą mnie do zabiegowego, po chwili otwieram oczy. 
- Co mu jest? – pierwsze słowa jakie wypowiedziałam, i zaraz znów zalałam się łzami. 
- Spokojnie, proszę pani, odzyskaliśmy jego funkcje życiowe, ale wiedziała pani, że chłopak jest chory? – zapytał lekarz 
- Nie, nie powiedział mi nic – mówię coraz głośniej płacząc 
- Narkotyki wykończą go do końca, jeżeli chce pani go zatrzymać, musi pójść na odwyk, inaczej daje mu może z 3 miesiące życia, jego serce stanie przy większej ilości narkotyku. A panią odwieziemy do domu, przepiszę pani leki na uspokojenie, i radzę teraz przespać się i wrócić do nas z rana. Chciałam się wykłócać, ale lekarz stał przy swoim, wracam do domu i zaczynam płakać do poduszki, jak debilka.
- Violet!? – słyszę, i ktoś mocno mną szarpie, otwieram oczy, to Jared – co ci się śniło? – zapytał

piątek, 24 stycznia 2014

20. You caused my heart to bleed

*** 
Jared: 
Postanowiłem zrobić jej niespodziankę,  taką od tak dla mojej ukochanej. Kupiłem bukiet czerwonych róż, jej ulubionych zresztą. I  radośnie udałem się w stronę jej domu. Violet znaczyła dla mnie więcej niż moje poprzednie dziewczyny, była po pierwsze inna, tajemniczo seksowna co cholernie mi się w niej podobało. Mijałem ulice aby dotrzeć do jej domu i zobaczyć jej zdziwioną twarz. Na rogu zauważyłem znajomą kurtkę, i wystając spod niej moją koszulę, nie mogłem już się pomylić to była Violet, chciałem już do niej podbiec, kiedy moim oczom ukazał się wysoki dobrze zbudowany mężczyzna który ją całuję, z opisu zgadzało się to był Tom, odwróciłem się napięcie i rzuciłem kwiatami na chodnik. No tak mogłem się domyślać, że nigdy nie dorównam jej byłemu, że nigdy nie będę dla niej taki jaki on był na początku, brakowało mi czasami czułości i brakowało we mnie oparcia, bo cóż może dać jej pierdolony ćpun z przedmieścia? Poszedłem przed siebie, mijając kolejne ulicy całkowicie bez jakiegokolwiek sensu. Potem doszedłem do wniosku, że moje pierdolone życie nie ma sensu, i wolę naćpać się żeby inaczej na to wszystko patrzeć, tak więc zrobiłem, diler na sam mój widok nieźle się zdziwił, brałem już od kogoś innego, bo jego towar zawsze miał niezłe kopnięcie. Dał mi coś nowego, co podobno nieźle mną pierdolnie, więc z chęcią to kupiłem.  Naprężyłem rękę, wyżej związałem ją moim paskiem, uderzyłem w nią kilka razy aby moje żyły lepiej się pokazały.
- o tu jesteś maleńka – zaśmiałem się pod nosem i wbiłem strzykawkę prosto w żyłę i wprowadziłem cały płyn znajdujący się tam do mojej krwi.  Uderzyło we mnie ogromne ciepło i spokój, taki błogi spokój. Nie byłem już wściekły na tą sytuację z Violet. Miałem na to serdecznie wyjebane. Oparłem się o ścianę kamienicy z której wyszedłem i odpaliłem papierosa.  Mój spokój trwa może dziesięć minut, potem znów ogarnął mnie ból. Ogarniał mnie całego, bolało jak cholera. Bolało, że ją straciłem, że nie potrafiłem utrzymać tak wspaniałej kobiety przy sobie. Wędrowałem bez sensu po ulicach Nowego Jorku. Może szukałem sam siebie? Takiego bez nałogów, może wtedy pokochałaby mnie tak jak swojego byłego bądź aktualnego.
        - Stary to najlepsze co mnie spotkało, od wielu lat – uśmiechnąłem się do mojego współlokatora
- Widzę to, mały Leto się zakochał – wypił łyk piwa i skierował szyderczy uśmieszek w moim kierunku – zasługujesz na to, miłość to zajebista sprawa mały ćpunku 
Ugh… Chyba raczej nie zasługuje. Nawet nie wiem gdzie jestem, jestem totalnie naćpany i nie ogarniam rzeczywistości. Nie znam okolicy w jakiej się znajduje, nie wiem gdzie ja kurwa zaszedłem… Nagle widzę przed sobą zamgloną postać, to Violet, moja piękna Violet!
- Violet!? – krzyknąłem w jej stronę, a obok niej pojawił się ten mężczyzna z którym ją widziałem, biegnę do niej, ale znika wraz z mężczyzną. Znów napływa do mnie fala bólu i zimna, czuję się takim nieudacznikiem, spieprzyłem wszystko, przegrałem grę we własne szczęśliwe życie. Siadam na ławce i odpalam kolejnego papierosa myśląc o niej. Często zaprząta mi głowę, myślę o jej uśmiechu, o oczach przepełnionych tajemniczością i nadzieją na lepsze jutro, kręconych brązowych włosach, które jeszcze kilka godzin temu przeczesywałem własnymi opuszkami palców.. Przypominam sobie nasz pierwszy pocałunek, naszą akcję w łazience, która chyba nawet jej się podobała. Nie był to może piękny romantyczny seks i jest mi przykro, że byłem taki dominujący i trochę ostry, ale to był przypływ emocji inaczej nie potrafiłem. Nigdy nie czułem się tak słaby i.. poniżony. Tak to dobre słowo. Po chwili wstaje a świat wiruje razem ze mną. Obraz i dźwięk zlewa się w jeden wielki nie ogar. Idę, chociaż moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zatrzymuję się obok jakiegoś sklepu, siadam na chodniku, cały trzęsąc się a jedyne co widzę to otaczająca mnie ciemność i lampa święcąca słabym światłem.
*** 
Violet: 
Wsunęłam buty na moje stopy i nawet nie miałam pojęcia gdzie mógł pójść. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to był dom jego dilera, tak więc posłuchałam głosu mojego serca i udałam się do starej kamienicy. Wdrapałam się na czwarte piętro. Mój widok musiał ich zdziwić bo patrzeli na mnie jak na jakąś debilkę.
- O Violet! – powiedział
- Szukam  Jareda – mówię nerwowo
- Był tu jakąś godzinę temu, kupił towar i poszedł – spojrzał na mnie z dziwnym grymasem
- A wiesz gdzie poszedł? – zapytałam omal nie zalewając się łzami.
- Nie, wybacz Violet
-Kurwa! – krzyknęłam – ale dzięki – wybiegłam z jego mieszkania i zbiegłam przed kamienicę. Nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie pójść, gdzie go szukać, mogła stać mu się krzywda, boże tak bardzo się martwię, to wszystko wina moja i wyłącznie moja. Mogłam nie iść z Tom’em i nie byłoby sprawy, jestem totalną idiotką. Zaszłam do kilku klubów i nigdzie go nie było, nim się zorientowałam była już druga w nocy i właściwie po Jaredzie nie było ani śladu. Załamana i cała zapłakana postanowiłam wrócić do domu. Łzy spływały po mojej całej twarzy, i było mi cholernie zimno, jestem przecież w samej koszuli, jeansach i bieliźnie.  Łzy uniemożliwiały mi widoczność, ale jakoś szłam.  Na rogu mojej ulicy koło sklepu leżał jakiś chłopak przeszłam koło niego ze strachem, ale zaraz.
To był Jared. Naćpany prawie do nieprzytomności.
- Hej, słyszysz mnie!? - ukucnęłam koło niego
- kto to? – powiedział zdezorientowany trzęsąc się cały
- Chodź, pomogę Ci – złapałam go mocno i pomogłam wstać, potem objął mnie ręką a ja jego i szliśmy w kierunku mojego domu.
- Ale ty mnie nie znasz, nie wiesz gdzie mieszkam – krzyknął
- ci.. Jared, to ja – idziemy do domu, idziemy do mnie – powiedziałam z troską
- Violet? – zapytał cicho – powinnaś być teraz z Tom’em a nie ze mną – dodał
- Nie powinnam, jestem w dobrym miejscu – powiedziałam i w tym momencie doszliśmy do mojego domu, otworzyłam drzwi i zaprowadziłam Jareda do mojego pokoju, usiadłam naprzeciw niego – połóż się spać – powiedziałam troskliwie
- Jest mi niedobrze – powiedział, a ja pobiegłam do łazienki po miskę, podałam mu, i ten momentalnie zaczął zwracać całą zawartość swojego żołądka, cały czas drżał, objęłam go i przeczesywałam dłonią jego włosy. Cieszyłam się że tu jest, że jest tutaj a nie śpi na jakieś ulicy.  Gdy skończył poszłam do łazienki i posprzątałam zawartość miski.
- Już dobrze, możesz się kłaść, zostawię tu miskę w razie gdybyś znów poczuł się gorzej – powiedziałam, Jared spojrzał na mnie.
- Co ja robię źle Violet? – zapytał
- Nic nie robisz źle, to Tom mnie pocałował widziałeś to ale sekundę po tym odepchnęłam go i zaczęłam krzyczeć – powiedziałam
- Przepraszam, że tak się zaćpałem – powiedział patrząc na mnie
- Nic się nie stało, połóż się Jared, cały się trzęsiesz z zimna – powiedziałam
- Violet? – powiedział gdy już położył się i okrył kołdrą
- Tak?
- Kocham Cię, tak bardzo mocno Cię kocham, że tego nie ogarniam, myślałem że już straciłem cię na wieki i nigdy Ci tego nie powiem. Jesteś dla mnie wszystkim – powiedział a ja zalałam się łzami, zasnął spokojnie, a ja musnęłam jego czoło.
- Tez Cię kocham Jared – powiedziałam cicho i położyłam się zaraz za nim.

19. Fallen

- Dam radę wejść sama Jared! – powiedziałam kiedy wziął mnie na ręce
- Znając Ciebie zrobisz hałas, nie chcemy żeby twoja mama się obudziła – pocałował mnie żebym się przymknęła i weszliśmy do mieszkania. Położył mnie na łóżku i poszedł zakluczyć drzwi, ja w tym czasie zdążyłam złapać moją piżamę i pójść do łazienki. Zmyłam resztki makijażu, związałam włosy i ubrałam piżamę. Jared leżał już w łóżku i zasypiał. Położyłam się koło niego, i wtuliłam w jego tors. Moje życie w przeciągu tych już trzech miesięcy zmieniło się o 180 stopni. Wszystko jakoś się zmieniło, ja się zmieniłam. Z pogodnej, spokojnej kobiety stałam się całkowitym przeciwieństwem samej siebie, może właściwie stałam się prawdziwą sobą, którą musiałam kryć tyle lat kiedy byłam w związku z Tom’em. Nie mogłam spać, nie wiem z jakiego powodu, czy to narkotyk nadal utrzymywał się w moim organizmie czy ja po prostu boje się co dzisiaj mnie czeka. Nie potrafiłam ogarnąć swojego „medium” było to dziwne i co najgorsze byłam na to spisana do końca swojego zasranego życia, widzieć i słyszeć rzeczy które nie miały miejsca, żyć w dwóch innych światach, być dwoma osobami naraz. Brzmi jak jakiś tandetny film, i tak jest, to fatalny scenariusz do mojej życiowej roli. Bardzo fatalny. W końcu mój organizm sam zmusił mnie do snu, błogiego długiego snu. Spokojnego, bez jakiś wizji, bo sama ich nie chciałam, mówiłam sobie w duchu, żeby to „coś” dało mi dzisiaj spokój.  Obudziło mnie pukanie do drzwi, pewnie mama sprawdzała czy żyjemy, wstałam i wyszłam do niej.
-  Myślałam, że już tam umarliście, dochodzi prawie siedemnasta! – powiedziała – w kuchni czeka na was obiad, ja idę dzisiaj na nocną zmianę – powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze, zjemy, dzięki mamo – odpowiedziałam i poszłam do kuchni, zaparzyłam kawę , i obudziłam Jareda.
- Księciu jest siedemnasta, czas wstawać – powiedziałam wprost do jego ucha.
- Co?! Czy ja dobrze usłyszałem? Siedemnasta? – powiedział zdziwiony i podniósł się spoglądając na mnie
- Yhym, sama się jakieś piętnaście minut temu obudziłam – musnęłam delikatnie jego usta – chodź, mama zostawiła nam obiad – dodałam i powędrowałam w kierunku kuchni. Jared przyszedł po chwili.
- Towar był dobry, wrażenia też, ale schodzi fatalnie – powiedział Jared i usiadł przy stole podpierając się lewą dłonią
- Wrażenia, no tak wrażenia – zaśmiałam się i nałożyłam mu obiadu przygotowanego przez moją mamę
- Może trochę przesadziłem – powiedział
- Ale czy ja coś mówię? – uśmiechnęłam się lekko i podałam mu obiad, i usiadłam naprzeciwko niego.  Jedliśmy w ciszy bo oboje czuliśmy się jak jakieś gówna. Tak jakbyście wyobrazili sobie dziesięć razy mocniejszego kaca.  Po obiedzie Jared doszedł do wniosku, że pójdzie do domu, ogarnąć się i wyspać, i że spotkamy się jutro, nawet mi to pasowało. Nie, że nie lubię z nim przebywać bo to absurd, chciałam po prostu wypocząć, chciałam wyspać się i ogarnąć żeby wrócić do żywych. Nalałam sobie gorącej wody do wanny, dodałam płyn aby powstała piana i zapaliłam sobie świeczki. Potrzebowałam chwili relaksu, wszystko popsuł telefon dzwoniący na umywalce, podniosłam się lekko z wanny i złapałam telefon.
- Słucham? – powiedziałam
- Violet, tu Tom – usłyszałam swojego byłego narzeczonego, nie na serio, nie miałam z nim ochoty teraz rozmawiać
-  Yhym, o co chodzi Tom? – zapytałam oschle
- Jestem właśnie w Nowym Jorku, chciałbym się spotkać – powiedział
- Ale czy my mamy właściwie po co się spotykać? – odpowiedziałam mu
- Nie musisz być taka oschła dla mnie, chcę po prostu porozmawiać, jak z przyjaciółką, nie byłą – powiedział
- Dobra, dobra. Kiedy?
- Dzisiaj o 20? W restauracji koło naszego byłego liceum?
- Okej, pasuje
- To do 20 – odpowiedział
- No, do potem – rozłączyłam się i momentalnie pożałowałam mojej decyzji, ale cóż. Spotkam się może po prostu powiem mu że ma mnie zostawić w spokoju i tyle w temacie. Pojechałam autobusem pod moje liceum a potem przeszłam do restauracji, usiadłam koło niego, siedzieliśmy w ciszy do czasu aż nie wyszliśmy z budynku i powiedziałam, że chcę wracać. Czułam się przy nim nieswojo, przyszłam w podartych jeansach i koszuli w kratkę jaką dał mi Jared.
- Zmieniłaś się – zaczął
- Takie rzeczy zmieniają – powiedziałam patrząc przed siebie
- A po tym wszystkim, całkowicie o nas zapomniałaś? – zapytał a ja spojrzałam na niego pełna bólu
- Nie zapomniałam, dręczy mnie to. Potraktowałeś mnie jak zabawkę, zepsułam się więc mnie zostawiłeś – powiedziałam zimno
- To nie tak Violet, nie chciałem żebyś to tak odebrała – powiedział łapiąc mnie za rękę, od razu od niego odskoczyłam
- Lepiej mnie zostaw, nie chcę żebyś mnie dotykał – powiedziałam oschle
- Co ci jest Viol? – zapytał idiotycznie
- Co mi jest!? Kurwa ty jednak jesteś idiotą – powiedziałam -  daruj sobie te twoje wykłady o miłości i innych pierdołach i że nie chciałeś mnie zranić, zrobiłeś to i nie odkupisz tego w żaden sposób a spotkałam się z Tobą dla jednego właściwego powodu, żeby ci powiedzieć że cię nienawidzę Tom’ie Hall, i radzę Ci zniknij z mojego życia raz na zawsze bo nie ma w nim dla ciebie ani milimetra przestrzeni! – krzyknęłam a ten idiota mnie pocałował odepchnęłam go i poszłam w swoją stronę.  Ktoś przebiegł mi niemal przed oczami, a na ziemi leżał bukiet kwiatów, moje ulubione czerwone długie róże.  Zastanawiałam się czy Jared nie jest zajęty więc zadzwoniłam do niego, byłam zniesmaczona sytuacją z Tom’em i potrzebowałam o tym porozmawiać.
- Po co dzwonisz? – odezwał się
- O, nie śpisz. Chciałam z Tobą porozmawiać – powiedziałam
- A, że mnie rzucasz? Okej już swoje zobaczyłem. Szczęścia z twoim byłym i aktualnym – rozłączył się.
Cholera jasna… Widział moment jak on mnie pocałował, ale nie zna historii…  Musiałam go znaleźć, był w stanie narobić wielkich problemów dla samego siebie.

czwartek, 23 stycznia 2014

18. One night of the hunter

Jeżeli w którymś momencie poczujesz się zniesmaczony, wyłącz to opowiadanie i nie czytaj dalej, pamiętaj czytasz na własną odpowiedzialność :)

- Nie chce mieć z tą dziewczyną nic, a ty mi mówisz, że muszę się z nią spotkać – powiedział zdenerwowany
- Spokojnie, to ja chcę z nią gadać, ale ty musisz ją namówić na spotkanie – powiedziałam
- Okej, zrobię to dla ciebie, ale czemu chcesz się z nią spotkać? – powiedział i spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnęłam
- Muszę jej coś wytłumaczyć – powiedziałam i poszłam do kuchni zrobić nam śniadanie, a Jared w tym czasie zadzwonił do Mary, umówili się na szesnastą w parku, więc miałam dużo czasu, żeby pomyśleć co chcę jej powiedzieć. Niektórzy pomyśleliby, że to idiotyczne, ale ja jej nie chcę przepraszać.  Nie ma takiej opcji, może sprawa z Tom’em była okrutna i za to mogłabym przeprosić ale na pewno nie za Jareda. Poszliśmy na to miejsce, zamiast Jareda, ja podeszłam do niej.
- Rozumiem, możesz mnie nienawidzić za sprawę z Tom’em – zaczęłam
- I tak jest – odpowiedziała zimno, patrząc w ziemię
- Postąpiłam jak ostatnia dziwka, ale nie cofnę czasu – powiedziałam – ale, Jared moim zdaniem nie jest powodem do tego, żebyś wrabiała mnie w jakieś pobicie – dodałam po chwili
- Zabierasz mi już drugiego faceta – powiedziała wściekła
- Tom, to była inna sprawa go ci odebrałam. Jared nigdy nie był twój. To, że się z Tobą przespał niczego nie znaczy , to tak jak pierwszy papieros nie robi z ciebie nałogowego palacza! – powiedziałam
- Ty nie potrafisz docenić faceta, Violet – powiedziała
- Już o docenianiu nic mi nie mów, czas się pogodzić z tym co się stało i szukać swojego szczęścia – powiedziałam i odeszłam.
- Dobra przepraszam – usłyszałam – Wybacz mi, że wrobiłam Cię w to pobicie – krzyknęła
- Wybacz, że odebrałam ci Tom’a. Ale powiem ci, że nie byłabyś zadowolona – rzuciłam i poszłam przed siebie. Podeszłam do Jareda uśmiechnięta
- Macie rozejm? – zapytał – czy ją pobiłaś? – dodał po chwili i uśmiechnął się
- Można nazwać to rozejmem – powiedziałam i pocałowałam go.  – Co powiedziałbyś na to, abyśmy poszli dzisiaj do klubu, mam ochotę się wyszaleć – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, nie odpowiedział tylko uśmiechnął się ukazując rząd prostych białych zębów – czyli tak, szykuj się na dobrą imprezę – powiedziałam i poszliśmy do mnie.  Przymierzałam przy nim masę ubrań. – Pomóż mi co mam ubrać?! – mówiłam już zdenerwowana
- Idź w tym – rzucił we mnie bielizną która była w mojej szufladzie
- Idiota! – zaśmiałam się i schowałam ją w to samo miejsce. – Dobra to idę po prostu w tym – pokazałam mu moje obcisłe jeansy i turkusową luźną bluzkę
- I tak wyglądasz we wszystkim pięknie – powiedział
- Yhymm – odparłam – ej, a ty się nie szykujesz? – zaśmiałam się
- I tak będziemy tak naćpani, że nie ogarniemy w czym jesteśmy – zaśmiał się – załatwiłem nam dzisiaj towar tak czysty, że nie wiem co będziemy w stanie po nim zrobić – wyszczerzył zęby w głupim uśmiechu.
- Dobra, dobra. To ty załatw towar a ja idę pod prysznic – powiedziałam, on wyszedł z mojego mieszkania a ja poszłam prosto do łazienki, wykąpałam się po czym delikatnie pomalowałam. Standardowo,  kreski na oczach i bladoczerwona szminka. Moje włosy naturalnie były lekko falowane, co powodowało nawet ciekawy efekt.  Byłam gotowa, i czekałam aż Jared przyniesie to ów cudo które utrzyma nas na nogach do rana. Gdy tylko wrócił,  ułożyliśmy dwie długie kreski i szybko wprowadziliśmy narkotyk do organizmu, od razu poczułam, że mnie siekło. Złapałam się dłoni Jareda i poszliśmy prosto do klubu, tego samego w którym byłam z nim po raz pierwszy, gdy tylko weszłam od razu powędrowałam na parkiet, pociągnęłam Jareda za sobą, światła szalały, my także, nie czułam żadnego zmęczenia, ale mój chłopak najwidoczniej tak.
- Chodź odetchniemy na chwilę – powiedział i złapał mnie za rękę. Wyprowadził mnie z parkietu i zaprowadził do męskiej ubikacji. Nawet nie wiedziałam w którym momencie się tam znaleźliśmy, gwałtownie wepchnął mnie do jednej kabiny ubikacji i zakluczył drzwi.  Oparł mnie o ścianę i cichutko mruknął w moje usta, po czym przygryzł moją dolną wargę aż do krwi, a swoje dłonie ułożył na moim pośladkach mocno ściskając je.
– Rozluźnij się mała, będzie przyjemnie- wyszeptał po czym zaczął cmokać moją szyjkę, przysysając się do niej. Na jego słowa tylko skinęłam głową i odgarnęłam swoje włosy na jedną stronę, oddając się jego pocałunkom. Jared odpiął guziczek moich spodni i szybko zsunął je ze mnie, uśmiechając się do mnie zadziornie. Jego dłoń powędrowała na moje krocze, które momentalnie zaczął delikatnie masować przez moje majteczki. Po chwili zabrał swoją dłoń, zrobił krok w tył i rozpiął pasek swoich spodni, złapał mnie za włosy i powiedział stanowczo –bierz go do buzi mała, i pociągnął mnie mocno tak, że upadłam na kolana przed nim. Spojrzałam na niego lekko zmieszana, nie znałam jeszcze Jareda z takiej strony, nie wiedziałam do końca co mam zrobić, czego ode mnie oczekuje, lecz wiem, że musiałam mu pokazać, że też coś potrafię. Rozpięłam jego spodnie, zsuwając je wraz z jego bielizną. Uśmiechnęłam się pod nosem i złapałam jego penisa w dłoń, był naprawdę niezłych rozmiarów. Ścisnęłam go mocno w dłoni i zaczęłam nią poruszać, z każdą chwilą coraz szybciej. Starałam się robić to jak najlepiej, jedyne co słyszałam to wzdychanie Jareda, chyba mu się spodobało –pomyślałam, lecz to nie koniec kochanie. Wsunęłam koniuszek jego penisa do ust przygryzając go lekko, a po chwili zaczęłam go łapczywie ssać. Wyjmowałam go i po chwili znów wkładałam, powtarzając cały czas te same ruchy przez jakaś chwilę. Włożyłam go z powrotem do buzi, gdy poczułam jak Jared mocno docisnął moją głowę do siebie, tak bym zmieściła jego penisa całego w gardle, trzymając tak przez chwilę. Powtarzałam to co chwilę, robiąc to nieco energiczniej. Po dłużej chwili, wyjęłam go z ust, oblizując go jeszcze na koniec. Jared pociągnął mnie za włosy w góry i automatycznie stanęłam przed nim i wymamrotał- dobra robota kochanie, po czym czule musnął moje usta. Ponownie oparł mnie o ścianę, nachylając się nade mną, jedną dłonią przeczesał moje włoski z uśmiechem na twarzy, a drugą zsunął ze mnie moje majtki. Chwilę dłonią błądził po moim kroczu, masując go opuszkami palców, po czym złapał mnie mocno za pośladki i posadził na swoich biodrach. Cały czas przyglądałam się temu co robi, oblizując swoje wargi. Był tak stanowczy, wiedział co chce i to mnie tak kurewsko podniecało. Cały Jared, idealny w każdym aspekcie. Zarzuciłam rączki na jego szyjkę i oplotłam ją nimi, by utrzymać się na jego biodrach. Trzymał mnie mocno i jedną dłonią złapał swojego penisa, wsuwając go powoli we mnie. Teraz maleńka, Cię zerżnę- wyszeptał mi do ucha, oblizując je i lekko zagryzając. Lubiłam jak dominował, mimo że to był nasz pierwszy raz. Zawsze musi być wszystko jak on chce i właśnie to tak bardzo uwielbiałam w nim. Najpierw poruszał się powoli we mnie, a po chwili zaczął przyspieszać swoje ruchy. Pojękiwałam w tempie jego ruchów, oddając się każdemu z nich. Było idealnie. Cały czas ściskał mocno moje pośladki i z każdym moim głośniejszym jękiem poruszał się szybciej we mnie. Cały świat się kręcił. Czułam tylko na sobie jego oddech i rozkosz jaka ogarnia moje ciało czując co robi. Z każdym moim głośniejszym jękiem przyspieszał swoje ruchy. - Ciszej co- wyszeptał do moich ust, po czym zaczął namiętnie mnie całować. Nie zwalniał swoich ruchów ani na sekundę. Oddychałam ciężko wraz z Jaredem, było niesamowicie. – Dojdź dla mnie mała, wymamrotał. Dalej poruszając się energicznie we mnie, trzymał mnie jedną ręką, a druga powędrowała na moją łechtaczkę, którą zaczął masować. Jęczałam głośno, co jakiś czas krzycząc jego imię, a po chwili całe moje ciało ogarnęła niesamowita rozkosz. Niesamowite uczucie. Jared poruszał się jeszcze chwilę we mnie, teraz już nieco wolniej, po czym poczułam jak jego sperma zalewa mnie od środka, a czując to mruknęłam tylko cicho pod nosem, oblizując swoje usta. Po chwili wyjął go ze mnie, pocałował namiętnie i powiedział zadowolony- byłaś cudowna. Musnął jeszcze mój policzek, po czym wsunął na siebie spodnie, zapinając je, poczekał aż się ubiorę, złapał mnie za rękę i wyszliśmy oboje z kabiny. Wróciliśmy na parkiet, chociaż moje emocje szalały, byłam jakby w jakimś amoku. Kto by się spodziewał? Przypomniały mi się tylko słowa Jareda gdy mówił, że nie wiemy co nas po tym czeka i zaśmiałam się pod nosem. Muzyka była głośna, i światło padało prosto na nas, ale nam to nie przeszkadzało. Czułam się w pewnych momentach jak jakaś gwiazda, ludzie patrzeli na nas, zakochana para na środku parkietu szalejąca jak opętani. Nie wiem nawet ile potem wypiliśmy, nie liczyłam, ale czułam, że alkohol już dość na mnie działa, gadałam głupoty, a Jared jedyne co robił to śmiał się z moich śmiesznych tekstów.
- W domu zrobię ci striptiz – powiedziałam mu wprost do ucha

- Nie będziesz w stanie kochanie – powiedział, a dłonią przejechał po mojej szyi powodują dreszczyk emocji. Złapał mnie za rękę i przywarł do ściany, zaczęliśmy się namiętnie całować, dotykając się językami, objął mnie w pasie, a ja splotłam swoje dłonie na jego szyi.  Było mi idealnie z tym facetem, pomimo wszystkiego co przeżyłam przy nim czułam się prawdziwą sobą i to jest najważniejsze.
----------------------------------
-Nie napisałam +18 bo to dawałoby za duży spoiler dla was :) pragnę podziękować za pomoc przy pisaniu ponieważ sama nie dałbym rady tego napisać. Jestem słaba w scenach "łóżkowych"
Nowy rozdział?
#Soon.